PARADOKS DEMOKRACJI…

Pamiętam ciekawy polski film pt. „E=mc2”, w którym omawiano paradoks kata. Przypomina to nieco współczesny paradoks demokracji. Paradoks, czyli logiczna sprzeczność jest elementem intrygującym, acz przeciętnie niezrozumiałym.

Gdyby zapytać dowolnego śmiertelnika, który oglądnął ten film, co to jest paradoks kata, odpowiedź byłaby równie niejasna, jak ów paradoks. Podobnie jest z demokracją, o której wszyscy krzyczą, a ściśle rzecz biorąc mało kto ma o niej zielone pojęcie.

Rządy demokratycznie wybranej większości w wolnych wyborach – tak brzmiałaby być może odpowiedź co bardziej światłego przedstawiciela tego systemu sprawowania władzy. I co dalej, jak echo w lesie niesie się pytanie o szczegóły?

Jak najbardziej kwestia na miejscu bo, jak się rozglądnąć dookoła wszyscy o tej demokracji krzyczą. Jedni są za, inni są przeciw, a jeszcze inni za i przeciw  i na tym właśnie polega paradoks demokracji.

Ciągle o niej mówimy, oceniamy innych wedle tego pojęcia, nie znając de facto jego znaczenia. Jeśli to ostatnie twierdzenie jest prawdziwe, przynajmniej w przeważającej masie statystycznej, to oznacza, że demokracja może być wszystkim…!

Może być słowem, wytrychem wykorzystywanym dla określonych publicznie nie do końca znanych celów, pozostających w opozycji do interesów powszechnych manifestantów tej idei. Paradoks?

Chyba tak, gdyż niezidentyfikowane do końca słowo może oznaczać wszystko, także to, co na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, a także to, co na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne.

Brak przymiotu definicyjnego powszechnie zrozumiałego czyni zwrot frazesem, hasłem wykorzystywanym zarówno dla dobrych, jak i dla złych celów. Przeciętny rodak uzna zapewne, że wciskam mu jakiś kit, bo on doskonale rozumie i czuje demokrację.

Dzisiaj żyjemy w świecie absurdów dlatego, że nie poznaliśmy w wystarczający sposób słowa demokracja. Z tego powodu, z boku patrząc, uważny obserwator sceny politycznej musi popaść w dylemat, co do racji jednej, czy drugiej strony sporu.

W jaki sposób ocenić i ustalić rzeczowo, kto ma rację, czy ci, którzy rządzącym zarzucają niszczenie demokracji, czy ci, którzy, jak twierdzą, w imię określonych wartości naprawiają ustrój demokratyczny?

Wedle jakich kryteriów, jako przeciętny śmiertelnik, mam to ocenić i przyłączyć się za lub przeciw? Paradoks polega na tym, że w braku dokładnego definicyjnego określenia, o sympatii lub antypatii, co do przynależności do zwolenników za albo przeciw, nie będą decydowały racjonalne argumenty, lecz emocje i inne drugorzędne okoliczności nieoparte na ścisłej analizie stanu rzeczy.

Ten mechanizm pojmowania rzeczywistości już od dłuższego czasu króluje w naszych stosunkach społecznych i jest pochodną błędnego systemu prawa. Związek przyczynowo-skutkowy widzę oczywisty.

Dwadzieścia lat temu pozbawiono nasz system prawny legalnej, powszechnie wiążącej wykładni ustaw. Doprowadziło to przez dwie dekady do całkowitego braku pewności stosowania prawa w przestrzeni publicznej.

W następstwie kulawego systemu prawnego, doszło do „grzybobrania” afer, gdyż  prawo było skonstruowane w sposób sprzyjający powszechnej bezkarności za takie czyny. Ze stosunków prawnych owa niepewność i dowolność ocenna przeniosła się na stosunki społeczno-polityczne, czemu jeszcze dodatkowo sprzyjał felerny model edukacji.

Dzisiaj, przodującej elitarnie Europie wydaje się, że można burzyć wartościowe podstawy budowy społeczeństwa oparte na rodzinie i małżeństwie, jako związku kobiety i mężczyzny. Ten trend edukacyjnie forsowany na zachodzie, sprzyja przewartościowaniu pojęć oraz fundamentalnych wartości i wprost prowadzi do sprzeczności samej w sobie…

Demokracja, powstała na tych społecznych fundamentach związanych z rodziną, zaczyna  dzisiaj zjadać własny ogon, tworząc poglądy będące całkowitym zaprzeczeniem idei założycielskich, w czym wyraża się współczesny jej paradoks.

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *