O PRZEKRĘCANIU HISTORII…

Jeżeli historię przekręcają politycy, to zjawisko błędu rzeczowego wpisuje się w meandry polityki, która z natury rzeczy równana z prawdą być nie może. Skojarzyłem to po wysłuchanym 20 grudnia 2017 r. wywiadzie radiowym z marszałkiem seniorem Kornelem Morawieckim.

Cieszy mnie pojednawczy ton zasłużonego dla polskiej demokracji człowieka, toteż nie zdziwiłem się twierdzeniem, że rodzimych posłów Parlamentu Europejskiego, którzy głosowali przeciwko Polsce nie nazwał zdrajcami, lecz uważa nadal za Polaków i ma nadzieję naprowadzić ich na dobre tory postępowania.

Nie dziwi mnie również, że w ocenie tego polityka generał Wojciech Jaruzelski uznawany jest za zdrajcę i sprzedawczyka na rzecz Moskwy, wobec wprowadzonego stanu wojennego. Ten punkt widzenia podbudowywany jest teoriami poważnych historyków, którzy na podstawie znalezionych dokumentów z posiedzeń władz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego wywiedli tego rodzaju wniosek.

Owi historycy –profesjonaliści uznali, że skoro w dyskusji na forum władz KC KPZR wszyscy notable radzieccy wypowiadali się przeciwko interwencji wojskowej w Polsce, to oznacza, że byliśmy bezpieczni, a Wojciech Jaruzelski wprowadzając stan wojenny przed niczym nas nie uchronił, lecz bronił wyłącznie władzy własnej i całego aparatu komunistycznego.

Na ten sposób dedukcji historycznej ciśnie mi się na usta znany kawał na temat pokojowego nastawienia ZSRR. Rozbija się samolot wiozący delegację międzynarodową, w tym z ZSRR, na wyspie rządzonej przez ludożerców.

Przed ugotowaniem nieproszonych gości, każda ofiara ma prawo ostatniego głosu. Kiedy wypowiedź dochodzi do przedstawiciela ZSRR, ten powiada tak – chciałbym, aby najmocniejszy człowiek waszego plemienia kopnął mnie w tylną część ciała poniżej pleców…

Rzeczywiście tak się stało, po czym towarzysz radziecki wyciągnął pepeszę i wszystkich ludożerców pozabijał. Skonsternowani i przestraszeni kamraci niedoli zapytali, dlaczego tego nie zrobił wcześniej, skoro wszyscy truchleli o życie? Na to padła odpowiedź: ja ruski, a my niet agresorom!

Dedykuję ten wic naszym intelektualistom historycznym, stawiając również pytanie, czy znaleźli w oficjalnych dokumentach z obrad władz KC KPZR twierdzenie o interwencji wojskowej ZSRR na Węgrzech w 1956 r., czy w Czechosłowacji w 1968 r. przeciwko zalążkowi demokracji socjalistycznej?

Oczywiście nie było żadnego najazdu i tłumienia demokracji socjalistycznej, oni tylko przybywali z bratnią socjalistyczną pomocą! A teraz przechodząc do Polski roku 1981 pod rządami panującej w ZSRR doktryny Breżniewa wykluczającej jakąkolwiek możliwość wystąpienia ze wspólnoty socjalistycznej, czy Układu Warszawskiego.

Wszystkie pobożne życzenia o tworzeniu okrągłego stołu w 1981 r., należy od razu między bajki włożyć. Związek Radziecki, co złapał, nigdy ze swoich łap nie wypuszczał, dopóki nie doszło do pierestrojki i powolnego rozmontowania całego systemu radzieckiego.

Pierestrojka zaczęła się dopiero za czasów Michaiła Gorbaczowa w 1985 r. i trwał kilka lat. Przewidywać przyszłość z pewnością jest trudno, ale można z dużą dozą prawdopodobieństwa wnioskować, co by się stało, gdyby nie wprowadzono stanu wojennego.

I tu mała dygresja. Nie byłem i nie jestem zwolennikiem wprowadzenia stanu wojennego. Obarczam odpowiedzialnością rządzących za skutki jego wprowadzenia. Podobnie, jak za skutki zamachu majowego w 1926 r. obciążam marszałka Józefa Piłsudskiego.

Obie te trudne decyzje podejmowane jednak były w interesie Ojczyzny i rodaków. Co nam mogło grozić w przeciwnym razie? W 1926 r. wskutek poważnych kłótni parlamentarnych i funkcjonujących bojówek komunistycznych, Polska mogła się rozlecieć, jako bękart wersalski, bez pomocy Niemiec, czy ZSRR.

W 1981 r. scenariusze mogły być różne. Wojska radzieckie nie musiały wkraczać do Polski, gdyż już u nas siedzieli na stałe. Początkowo w liczbie miliona żołnierzy, a w 1981 r. chyba w granicach 150-200 tysięcy, gdyż w takich rozmiarach opuszczali nasz kraj w 1993 r.

Rosjanie mogli się przebrać w polskie mundury i zrobić porządek samodzielnie. Bardziej prawdopodobna była jednak inna wersja zdarzeń. Wystarczyło przykręcić kurek z gazem i ropą naftową dostarczane do Polski, pozornie tłumacząc to awarią.

Po dwóch tygodniach w mroźna zimę 1981 r. zginęłyby z zimna tysiące Polaków. Robotnicy polscy wyszliby z fabryk i sami „zdmuchnęliby” całą „Solidarność” w myśl zasady, że bliższa koszula ciału…

Władzę po Wojciechu Jaruzelskim objąłby pewnie bardziej radykalny Stefan Olszowski i nie wiadomo, czy to wszystko doprowadziłoby do bezkrwawego przekazania władzy narodowi w 1989 r.? Związek Radziecki po owej tragedii w Polsce, wysyłałby nam ciężarówki z pomocą humanitarną, uchodząc na arenie międzynarodowej za kraj dbający o swoich przyjaciół!

Owe możliwe scenariusze okresu stanu wojennego, chyba doskonale rozumiał śp. Prezydent Lech Kaczyński, skoro zapraszał generała Wojciecha Jaruzelskiego do wspólnej podróży samolotem do Moskwy w ramach obchodów dnia zwycięstwa.

Nie mógł, więc Prezydent Lech Kaczyński uznawać Wojciecha Jaruzelskiego za zdrajcę i pachołka Moskwy, bo znając jego honorowe podejście do rzeczywistości, nigdy takiego zaproszenia dla zdrajcy nie wystosowałby.

Pewnie też jednakowo nie traktował Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, gdyż ten ostatni nadzorował bezpośrednio służby, które dopuszczały się zbrodni na narodzie polskim nawet uznawanej przez prawo PRL-u (vide sprawa śmierci księdza Jerzego Popiełuszki).

Dzisiaj nie mam pretensji do polityków, (nieznających historii tak, jak Prezydent Lech Kaczyński), którzy powtarzają nonsensy stworzone przez historyków, ale właśnie do tych ostatnich, że nie szanują swojej profesji i z bliżej nie znanych powodów hańbią swój zawód.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *