PANOWANIE NAD MASAMI…

Patrząc na polską a także unijną rzeczywistość, w której, na co dzień kłamstwo wypiera prawdę, czyniąc to całkowicie bezkarnie, zastanawiam się nad pojęciem sprawiedliwości, do której przeciętny obywatel Europy wzdycha.

Sprawiedliwość to stan oparty na twardych wartościach podbudowanych normą prawną, która uznaje go za społecznie korzystny. W tym ujęciu mamy do czynienia z porównaniem stanu faktycznego z ogólną normą postępowania uznaną w wyniku stosowanego prawa za akceptowaną i chronioną.

Sprawiedliwość łączy się z dwoma pojęciami, a mianowicie z praworządnością indywidualną i praworządnością zbiorową. Pierwsza z nich, sprowadza się do prawa do sądu, który obiektywnie i bezstronnie rozpatrzy każdą skargę na działanie urzędnika administracji publicznej, który, zdaniem wnioskodawcy, naruszył jego prawa.

Założeniem istnienia praworządności indywidualnej jest stworzenie systemu sądowego, który będzie gwarantował obiektywność, co do faktów i bezstronność, co do oceny prawnej tych faktów.

W Polsce budowa praworządności indywidualnej przybrała po doświadczeniach PRL-u bardzo głośnego i medialnie rozpowszechnionego poglądu. Przekonywano rodaków, że tylko sędzia całkowicie uniezależniony od władzy ustawodawczej i wykonawczej jest w stanie czynić sprawiedliwość.

Dokonując zmian prawodawstwa, postawiono w Konstytucji ogólnie, a w ustawach zwykłych szczegółowo na daleko idącą, całkowicie niezależną od nikogo władzę sądowniczą. Pogwałcono tym sposobem klasyczną teorię trójpodziału władz, gdyż ona oznacza pewne konieczne, wzajemne zależności pomiędzy tymi władzami.

Nie wiem, czy zostało to zrobione celowo, czy przez przypadek, faktem jest, że ten system nie zdał egzaminu dojrzałości. W dyskusjach o sądownictwie, niektórzy usiłują wkładać w usta suwerena pierwszoplanową zmianę w postaci szybkości rozstrzygnięć sądowych.

Owszem, ten problem ma pewne znaczenie, ale nie podstawowe. Zasadnicze zagadnienie sprowadza się do poczucia sprawiedliwości, bo przecież z tego właśnie powodu wkraczamy w mury każdego sądu, tymczasem tłumaczenia medialne koncentruje się na statystyce!

W każdym procesie sądowym mamy dwie strony, z których jedna zawsze przegrywa, toteż musi być niezadowolona. Z tego powodu, ponad 50% niezadowolonych z sądownictwa, w odczuciu wielu komentatorów o niczym nie świadczy, gdyż jest normą typową.

Czysta statystyka każdego procesu, w którym zawsze jedna ze stron będzie niezadowolona jest nieprawdziwa. Każda sprawa sądowa oddziałuje na obywatela w sposób prewencyjny, a przynajmniej tak powinno być.

Jeśli proces sądowy przebiega w sposób rzetelny i bezstronny, to stanowi on naukę dla przegrywającego, który zrozumiawszy swój błąd wcale nie musi być niezadowolony z rozstrzygnięcia.

Negatywną opinię o sądzie przegrywający będzie miał zawsze wtedy, gdy w ocenie osób trzecich rozstrzygnięcie nie będzie ani sprawiedliwe, ani zgodne z logiką, ani zgodne z prawem. Takie zjawiska funkcjonują niestety powszechnie.

Mamy, przykładowo, ogromne niezadowolenie osób wykonujących pracę najemną na to, że zamiast uprawnień pracowniczych, narzuca im się pracę na kontraktach cywilno-prawnych. W wielu wypowiedziach publicznych słyszymy, że przepisy prawa nie są ostro, jednoznacznie skonstruowane i stąd problem. To nieprawda.

Przepisy Kodeksu pracy właściwie chronią stosunek pracy w postaci definicji zamieszczonej w art. 22 K.p. oraz sankcji wykroczeniowej do 30.000 zł  grzywny za naruszenie ten definicji (art. 281 pkt 1 K.p.)

Ustawodawca narzuca zatrudnienie pracownicze w warunkach podporządkowania pracownika pracodawcy w procesie pracy, co oznacza zasadę prawa pracy penalizacji ochronnej stosunku pracy.

Tymczasem w orzecznictwie sądowym powszechnie przyjmuje się, wbrew tej zasadzie, stosowanie cywilistycznej zasady swobody nawiązywania umów zamieszczonej w Kodeksie cywilnym.

Zastosowanie w stosunkach pracy jakiegoś postanowienia Kodeksu cywilnego jest dopuszczalne wyłącznie w sprawach nieuregulowanych w prawie pracy i pod warunkiem zgodności z zasadami prawa pracy (art. 300 K.p.).

Zasada penalizacji, czyli karalności za zawarcie wadliwego kontraktu w miejsce umowy o pracę wyklucza możliwość posługiwania się w stosunkach pracy cywilistyczną zasadą swobody nawiązywania umów.

Zasada ta nie może nawet dotyczyć swobody nawiązywania rodzaju umowy o pracę, gdyż i w tym zakresie ustawodawca wprowadził ograniczenia, np. w sprawie liczby zawieranych umów na czas określony.

Kodeks pracy prawidłowo chroni stosunek pracy, tymczasem w komentarzach i orzecznictwie sądowym, w ślad głównie za rozstrzygnięciami Sądu Najwyższego, powszechnie jest akceptowana zasada swobody nawiązywania umów.

Mamy do czynienia z orzecznictwem sądowym, które bez umocowania prawnego, bo sprzecznie z art. 7 Konstytucji nakazującym działać na podstawie i w granicach prawa, dokonuje swoimi orzeczeniami zmiany obowiązujących przepisów, czego sądowi czynić nie wolno.

Sądy wykraczając poza swoje kompetencje zmieniają przepisy prawa, co działa w tym przypadku na korzyść pracodawców, a na niekorzyść pracowników. Dlaczego tak czynią?

Sądy od dłuższego czasu były wykorzystywane w sferze politycznej. Głównie Sąd Najwyższy inspirowano do takiego kierunku działania, który nie był do zaakceptowania w parlamencie, w każdym razie byłyby bardzo poważne problemy z jego akceptacją, zwłaszcza ze strony związków zawodowych.

Wykładnia, nawet oczywiście sprzeczna z prawem jest jednak akceptowana mocą autorytetu Sądu Najwyższego. Sędziom w ten sposób działającym nic nie grozi, gdyż w polskim systemie prawnym od 1997 r. nie ma legalnej, wiążącej wykładni ustaw.

Z tego powodu, wszelkie banialuki prawne mogą być stosowane bez żadnych przeszkód narażania się na odpowiedzialność prawną tych, którzy w taki niedopuszczalny sposób postępują.

Gdyby ktoś chciał rozliczać sędziów z ich bezprawnego postępowania, natychmiast powstaną obrońcy niezawisłości i niezależności sądownictwa, wytaczając poważne argumenty, (na skalę jasnogórskiej kolumbryny), o naruszeniu reguł demokratycznego państwa prawa!

Okazuje się, że jakiś pusty slogan o niezależności sądów od innych władz, jest w stanie bardziej zaniepokoić część opinii publicznej tak krajowej, jak i unijnej, aniżeli konkretne złe działania na szkodę setek tysięcy, a może milionów obywateli wspólnoty.

Opisany mechanizm postępowania jest skuteczną metodą rządów nad masami, którym można przekonująco wmówić różne bzdurne slogany i tym samym skłonić do obrony nic nieznaczących haseł, zamiast rzeczywistych, własnych interesów…

Karabeusz

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *