RETROSPEKCJA – JAK DZIECI…

I

Patrząc na współczesny polski świat polityki roku 2014, narzuca mi się natychmiast porównanie do dzieci bawiących się w piaskownicy i do tego pozostawionych bez właściwej opieki rodziców – czyli suwerena.

Analogia jest o tyle oczywista, że tak jak rodzice zabiegani, zafrasowani zdobywaniem dóbr dla bieżącej egzystencji zapominają nader często o pociechach, pozwalając im bawić się bez umiaru i wymyślać coraz bardziej niebezpieczne zabawy, tak samo suweren zajęty bieżącymi sprawami, odwraca się od politycznych dzieci, jak gdyby wstydząc się ich zachowania.

Błąd polega na tym, że dzieci pozostawione samym sobie w stworzonym złym świecie, dorastają, a dorosłych, ukształtowanych osobników nie jest tak łatwo zweryfikować i naprowadzić na dobrą drogę.

Dzieci przyzwyczajone do złych odruchów, uważają taki styl zachowania za całkiem normalny, toteż późniejsze utyskiwania rodziców i próby naprawy sytuacji, w stosunku do blisko 25-letniego osobnika, spalają na panewce.

W 2014 roku obchodziliśmy 25 rocznicę narodzin naszych dzieci – polityków, których jako suweren, pozostawiliśmy statystycznie samych sobie, nie dbając przy pomocy kartki wyborczej o ich właściwe wychowanie i późniejsze zachowanie.

Nic dziwnego, że w tych warunkach mieliśmy do czynienia z powszechnie łobuzerskim światkiem polityków, pseudo wykształconych w okresie owego ćwierćwiecza. Wpajanie tym ludziom moralności, zasad uczciwego, sprawiedliwego postępowania, jest w ich przeważającej statystycznie masie skazane na porażkę.

Oni doskonale przystosowali się do istniejących warunków braku rzetelnej kontroli nad poczynaniami. Wytworzyli skuteczny mechanizm blokowania wszelkiej racjonalnej naprawy, choć pośród nich były również jednostki wybitne, postrzegane i oceniane pozytywnie.

Cóż jednak mogą zdziałać rodzynki w cieście? Słowem, świat polityki dojrzał statystycznie do tego, aby podjąć się jego charakterystyki określeniami marszałka Józefa Piłsudskiego – używając najbardziej przyzwoitych zwrotów – „wam kury macać, a nie zajmować się polityką”!

II

Wyobrażam sobie, że takim ogólnym ujęciem, poszczególne jednostki, być może, nie poczują się w ogóle urażone, uważając, iż tym politykiem jest sąsiad z lewej lub z prawej ławy poselskiej, ale nie on.

Wytworzyły się jednak odruchy zindywidualizowanego oburzenia, co jest charakterystyczne dla świata nuworyszów, a przekłada się na częste procesy o zniesławienie. Liczne zainteresowania takimi procesami wynikają przede wszystkim stąd, że elity polityczne stworzyły dla siebie eldorado prawnicze.

Oni doskonale wiedzą, że w tym systemie prawnym nie podobna czegokolwiek dowieść, udowodnić, rzetelnie ocenić, dlatego każda indywidualna krytyka publiczna zabarwiona negatywnie i emocjonalnie jest bardzo łatwa do odparcia przed ławą sądową, z uwagi na brak możliwości jednoznacznego udowodnienia, że np. złodziej posiada rzeczywiste przymioty złoczyńcy.

Przypomina mi się fraszka polityczna, kończąca się puentą na temat pewnego polityka, który choć sporo nabroił, to śpi spokojnie, bo wierzy w … niesprawiedliwość. Niestety takich polityków mamy zbyt wielu.

Teoretyczne, fasadowe wzorce zachowań etycznych służą tym ludziom za parawan szczytnych zasad demokracji, którymi tak naprawdę gardzą i w codziennym życiu nie przejmują się w ogóle, choć są obładowani sloganami na pokaz.

Medialne potrzeby dyskusji publicznych wymuszają posiadanie i odnoszenie się do wzorców, dlatego świat pozorów jest gęsto upstrzony pustymi, patetycznymi zwrotami, które zwłaszcza w święta państwowe mają uspokoić suwerena samą świadomością teoretycznych zasad, które istnieją tylko na papierze.

Politycy – jak dzieci – złapane na gorącym uczynku, kłamią i oszukują na potęgę, sądząc, że ich chytry sposób taktycznego postępowania nie jest do przeniknięcia. Latorośle mają zwykle bardzo mocne przekonanie, co do oceny swego postępowania, dopóki ono w zetknięciu z rzeczywistością nie zrujnuje im żywota.

Młodość ma to do siebie, że nie przyjmuje żadnych rad a priori. W konsekwencji, młody dzieciak nie potrafi uczyć się na błędach swego rodzica, ale czyni to na własnych wpadkach.

Są to obiektywne prawa rządzące młodością, toteż minione ćwierćwiecze musiało pewnie tak przebiegać, dopiero w miarę upływu kolejnych lat, zaczniemy dorastać, a nasi politycy staną się w pełni psychicznie dojrzałymi osobnikami i wówczas ich sposób postępowania ulegnie siłą starzenia się, radykalnej zmianie.

Będąc 25-latkiem, sfera polityczna musi się wyszumieć swoją młodością, gdy zaś wkroczy w wiek średni, dopiero wówczas będzie można od niej oczekiwać refleksji, rzetelnej pracy, przemyślanych decyzji.

Obecnie jest to obiektywnie niemożliwe, o czym każdy obywatel może się przekonać, analizując zachowania naszych elit politycznych, oraz własne prywatne doświadczenia z okresu nastoletniości.

Nie żądajmy, aby nasze elity polityczne stały się z wtorku na środę dojrzałymi, odpowiedzialnymi, patriotycznymi, bo to jest marzenie utopijne. Człowiek 25-letni dopiero zaczyna wchodzić w dorosłe życie i podejmować kluczowe, często błędne decyzje.

Podobnie nasze elity. Nie żądajmy cudów, skoro sami poniechaliśmy kontroli, z pozycji suwerena, nad przyzwoitym funkcjonowaniem tych elit. Cudów nie ma.

Żadna elita nie jest samoukiem, najpierw musi zostać przez lata wyedukowana. Historycy będący nauczycielami tego przedmiotu, niczego istotnego naszych elit nie są w stanie nauczyć, bo sami wychowania i wykształcenia odpowiedniego nie posiadają. Uczy, więc Marcin, Marcina…

Przeciętny rodaku, zrób rachunek sumienia, uderz się w piersi i przyznaj, choćby do aksjomatycznego przysłowia, że z próżnego i Salomon nie naleje!

III

Nie muszę chyba udowadniać przykładami, że nasz polski świat polityki, to dzieci w piaskownicy. Nie namówicie mnie do tego, bo nie zwykłem procesować się z jakimś dzieckiem w sprawie o zniesławienie! Dlatego, nie będę personalizował.

Uważny Czytelnik sam sobie na własny użytek podłoży pod tę, czy inną cechę młodzieńczego polityka, określoną osobę. Przykładów ze sfery publicznej jest, co niemiara, wystarczy otworzyć okienko telewizyjne na obrady Sejmu i już widać zabawy klockami lego…

Oni oczywiście w swej podświadomej hipokryzji podchodzą do tej zabawy całkiem poważnie. Rozumują w ten sposób, że skoro jeden z drugim zostali wybrani do parlamentu, to oznacza, że cechują się jakimiś nadzwyczajnymi przymiotami.

W stosunku zaś do tych pozytywów – suweren – to ciemna masa wyborcza, praktycznie nic nieznacząca, którą ci wybrańcy mogą na okrągło robić w konia. Do pewnego stopnia mają niestety rację, co potwierdza ostatnie ćwierćwiecze.

Tyle, że owa nobilitacja przysłania im całkowicie realia, stają się coraz bardziej oddaleni od rzeczywistych problemów przeciętnego obywatela, a taka postawa, z góry jest skazana na końcowy krach, co dobitnie potwierdza historia prawie 45 letniego socjalizmu w Polsce.

Wskazany trend zachowań prowadzi nieuchronnie do wyalienowania społecznego. Jego skutkiem jest zrywanie kolejnych nici porozumienia między światem polityki a światem społeczeństwa, którym przejściowo przychodzi im rządzić.

Ów rozdźwięk w ustrojach zabarwionych demokracją jest trudny do utrzymania na dłuższa metę, podczas, gdy w reżymie nie ma problemu. Jeden obrany kierunek jest pilnowany przy pomocy siły militarnej, swoistego zamordyzmu…

Demokratyczne rozwiązania wymagają natomiast szczytowego poziomu pozoranctwa politycznego. Demokracji niezbędna jest gra pozorów, przestrzeganie jej zasad, w określonych momentach, będących zasłoną dymną dla wszelkich bezeceństw.

Lepsze nieco jej wydanie w postaci np. ustroju prezydenckiego z silną władzą głowy państwa, ukazuje konkretność zamierzeń, realizowanych zwykle przez fachowców, które  podlegają demokratycznej ocenie i krytyce, przy czym są kierunkowo zasadniczo jasne.

Inaczej rzecz wygląda w pełnej demokracji, zarządzanej przez bawiące się w piaskownicy dzieci. One, po prostu, pozorują zachowania dorosłych, bawiąc się w tatę i mamę…, które to pozoranctwo wpływa zasadniczo na społeczeństwo.

Ten model elit politycznych, choć wykazuje symptomy zasad demokracji, jest najbardziej niebezpieczny społecznie. Brakuje w nim konkretnego przesłania, rzeczowego kierunku działania, który mógłby podlegać dyskusji, ocenie i zmianie, w razie gdyby pomysł nie był zgodny z wolą suwerena.

Tutaj mamy do czynienia ze szczególną specyfiką. Z jednej strony bystrość wyrachowania dziecięcego, rozbudzona możliwością pozyskiwania bieżącego bogactwa, a z drugiej brak perspektywicznych planów, charakterystyczny dla niedoświadczonej młodzieży, planującej swe zamierzenia z wtorku na środę.

Przy tak nakreślonym obrazie elit politycznych, które w statystycznej większości odpowiadają tym cechom, trudno się dziwić totalnemu marazmowi. Dzieci w piaskownicy budują najprzeróżniejsze zamki z piasku, po czym niespodziewanie je burzą, prowadząc świat dorosłych do swoistego uznania lub śmiechu, odzwierciedlającego pomysły maluchów.

Owo budowanie zamków z piasku świadczy o wyobraźni i sprzyja rozwojowi młodego człowieka. Zgoła inaczej rzecz wygląda, gdy ten styl zabawy przejmują politycy. Następuje zdziecinnienie całego organizmu władzy, który tym samym nie jest zdolny do żadnego sprawnego rządzenia.

Oni się bawią naszym kosztem, a my z powodów bliżej dotychczas dokładnie niesprecyzowanych i niezbadanych, dajemy się wodzić za nos. Tę krótko scharakteryzowaną sylwetkę elit politycznych, aż nazbyt dokładnie potwierdzają codzienne wiadomości polityczne.

W strukturze tych wieści próżno szukać rozważania o rzeczywistym stanie państwa, o uzasadnionym kierunku rozwoju gospodarczego i jego plusach oraz minusach, o problemach naszego prawodawstwa i sposobach rozwiązywania tych zagadnień, etc.

Nie ma śladu o tym, dlatego, że mamy do czynienia z bawiącymi się dziećmi, a nie osobnikami poważnymi, dorosłymi, świadomymi odpowiedzialności z tytułu pełnionych funkcji. Praktycznie najlepiej to odzwierciedla znane kabaretowe „posiedzenie rządu”…

Słowem, z gremiów politycznych wyziera totalna żenada, lukrowana sloganami i obietnicami bez pokrycia. Dlaczego taki stan rzeczy suweren toleruje? Odpowiedź jest równie prosta.

Suweren liczy też nie więcej niż 25 lat, jest, więc osobnikiem niedojrzałym, którego cieszą psoty wieku młodzieńczego i który nie ma żadnych pozytywnych wzorców zachowań w sferze budowania współczesnej rzeczywistości.

Wzorce z okresu II RP już nie istnieją, gdyż to pokolenie odeszło, przeminęło, a przy ograniczeniach lekcji historii Polski, nawet tą drogą, do dzieci i młodzieży nie docierają żadne pozytywne cechy pozytywistyczne i patriotyczne małoletniego obywatela.

W historycznych opowieściach widzimy, albo przykłady zrywów niepodległościowych zakończonych klęską, co wzorcem budującym dla współczesnych nie jest, albo charakterystykę naszych ówczesnych zaborców ze wschodu, zachodu, północy i południa.

To nic, że w powieściach pisanych ku pokrzepieniu serc, mamy przykłady bohaterów, herosów walki o niepodległość Polski. W literaturze brakuje, bowiem wzorców budowniczych wolnej Polski.

Najpierw w PRL-u wyszydzano tych z II RP. Później w III RP kpiąco oceniano tych z PRL-u nie umiejąc złych wzorców zastąpić dobrymi, współczesnymi. I, zgodnie z przysłowiem, czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie umie…

W warunkach dziecięcej charakterystyki elit politycznych i młodzieńczego, niedoświadczonego suwerena, trudno się dziwić, że budowa III RP przebiega jak stawianie zamków z piasku. Zdziwiłbym się bardzo, gdyby było inaczej.

Dla pozytywnej współczesności musiałby się narodzić drugi marszałek Józef Piłsudski, tymczasem, jak na razie, taka postać nie istnieje, choć może się mylę, może współczesny marszałek już egzystuje, ale jak dotychczas nie zdołał się publicznie ujawnić?

IV

Skreślone tu cechy charakteryzujące nasze społeczeństwo są w zasadzie stwierdzeniami aksjomatycznymi, czyli trudnymi do podważenia.  Dowodem ich istnienia są obserwowane, na co dzień zabawy dzieci w piaskownicy.

Istnieje jednak poważna różnica pomiędzy zabawą autentycznych dzieci a naszym światkiem politycznym. Latorośle poprzez zabawę w piasku czegoś się uczą i ich doświadczenia przynoszą w późniejszym życiu pozytywne rezultaty.

Zabawy polityków w piaskownicy do niczego takiego nie prowadzą, będąc wyłącznie przejawem niedojrzałego zdziecinnienia, bazującego na głębszym takim stanie charakteryzującym suwerena, czyli mamy zaczarowane koło niemożności wyjścia z tego kręgu.

Ilustrując przykładami nasze polityczne dzieci w piaskownicy, wystarczy przytoczyć znane z dzieciństwa wiersze, charakteryzujące w sposób krytyczny wszelkie możliwe ułomności tego wieku.

Stefek Burczymucha należy do najpopularniejszej postaci, przyrównywanej w dorosłej osobowości do Nikodema Dyzmy. Nadzwyczajny urodzaj Koziołków Matołków, przeplata się z Kaczkami Dziwaczkami, Pchłą Szachrajką, Lisem Witalisem, czy też bardzo ostatnio popularną Kłamczuchą. Mniej niestety mamy, albo w tłumie za mało są widoczni: Wicek Warszawiak, czy Bolek i Lolek.

Przy takiej strukturze charakterologicznej naszych milusińskich polityków wysiada nawet Szopka Noworoczna Marcina Wolskiego, gdyż jest, de facto, delikatną jedynie krytyką tego środowiska. Każda twórczość, w tym kabaretowa, ma widza skłaniać do przemyśleń i naprawy własnego życia, tymczasem efektów w tym zakresie trudno szukać…

Sytuacja w sposób radykalny pozostaje nie do wzruszenia, gdyż niezbędny jest tutaj upływ czasu. Może za 15-20 lat, kiedy obie opisywane strony będzie można scharakteryzować, jako podmioty w pełni dojrzałe, wystąpi szansa zmiany i naprawy dziecinnych nawyków i reakcji, na rzecz poważnych, odpowiedzialnych przedsięwzięć? Trzeba, po prostu, dorosnąć, na to nie ma innej rady!

V

Poważnie mówiąc, współczuję ogromnie osobom zajmującym różne odpowiedzialne stanowiska w sferze publicznej, w tym głównie stanowiska kierownicze, którym przychodzi prowadzić dyskusje z przedstawicielami światka politycznego.

Moje zatroskanie tymi osobami, zwłaszcza wykształconymi dobrze jeszcze w okresie PRL-u, wynika stąd, że krytyka ówczesnej edukacji była pestką, w stosunku do obecnego poziomu nauczania na wszystkich szczeblach.

Współczucie łączy się z tym, że ta kadra odpowiedzialnych ludzi, zakładając, że dbała o własną edukację, posługuje się metodami logicznego rozumowania, zasadami poprawnej wykładni prawa, itd., podczas, gdy kryteria poważnych rozmów na dowolny temat z przedstawicielem współczesnego światka politycznego całkowicie eliminują możliwości porozumienia się.

Obrazowo mówiąc, Polak z Chińczykiem nie dogadają się, jeśli nie będą mówić wspólnie znanym im językiem. Kryteria, którymi posługują się nasze dzieci ze świata polityki, nawet nie przystają do rozmów przy budce z piwem, gdyż tam padają, co prawda, niekiedy soczyste sformułowania, ale przeciętna rozmowa wykazuje jakiś z góry założony sens, nawet, jeśli dotyczy tylko wdzięków Maryni…

W rozmówkach z niedorozwiniętym dzieckiem-politykiem, trudno dostrzec jakąkolwiek sensowność zamierzonych myśli. Główna idea sprowadza się do przekrzykiwania i nie dopuszczenia do głosu interlokutora, jako zwyczaj znany z placu zabaw dla dzieci.

Do tego jeszcze pozbawiony sensu sposób wyjaśniania trudnych pytań jest typowym obrazem prowadzonych wspólnie wrzaskliwych wywodów, niczym po dzwonku na lekcję, a przed wejściem nauczyciela.

Poniekąd to całkowicie zrozumiałe, gdyż taki trend wypowiedzi dominuje na szerokim polu dzieci i młodzieży. Moje współczucie jest tym głębsze, że sam niekiedy doświadczam takich dialogów, które przypominają przysłowiowe gadanie dziada do obrazu.

Różnice strukturalne w skutkach rozmów są jednak bardzo znamienne, gdyż dotykają wszystkich zawodów publicznych, nie wyłączając trzeciej władzy sądowniczej. Przeciętny obywatel jeszcze, jako tako wykształcony nie może się odnaleźć we współczesnej rzeczywistości ujawniającej skrajne i całkiem niezrozumiałe rozbieżności.

Taki sędzia wzorujący się na aktualnie zdziecinniałej pierwszej i drugiej władzy zaczyna zachowywać się analogicznie. Być może nie rozumie nawet dokładnie przymiotu swego zawodu w postaci niezawisłości sędziowskiej, gdyż orzeczenia wydaje pod potrzeby rządzących, a argumentację rozstrzygnięć tworzy na wzór logiki dziecięcej, niedorzecznej, fantastycznej i niezrozumiałej.

Wszystko to robi po to, aby być na fali, na ustach wytworzonych przez niedojrzałą władzę autorytetów ich dziecięcego zachowania. Niekiedy sędzia nie zna nawet przepisów Konstytucji, choć stanowią one dla niego elementarz.

W 2001 r. Rzecznik Praw Obywatelskich na łamach „Rzeczpospolitej” pisał, że sędziowie nie lubią pytać Trybunału Konstytucyjnego o poprawne kierunki rozstrzygnięć zgodne z Konstytucją, a niektórzy nawet otwarcie przyznają się, bez skrepowania, czy żenady, do nieznajomości ustawy zasadniczej.

Upłynęło kilkanaście lat i niestety sytuacja zamiast poprawy, uległa jeszcze pogorszeniu. Powód jest oczywisty, przykład zdziecinnienia władz, dających wzór dla takiego postępowania, zasadniczo przy podejmowaniu większości ważnych decyzji nie sprzyja kształtowaniu poprawnych zachowań.

Jak na ironię, te małolaty z uporem maniaka na wszelkich szczeblach publicznych ugruntowują zasady etycznego postępowania, czyli zbiór pobożnych życzeń, które z rzeczywistością nie mają wiele wspólnego.

W zwykłym sposobie postępowania dziecka leży przecież pójście w zaparte, kłamstwo taktyczne względem rodziców, nauczycieli, a tutaj odpowiednio suwerena.

Obywatel pełniący ważną funkcję społeczno-zawodową np. sędziego, widząc powielony przez świat polityki model dziecięcego, nielogicznego zachowania, idzie w sposób naturalny tym śladem.

A co ma robić? On woli być konformistą, niż walczącym z wiatrakami – normalnie się przystosowuje!

VI

Zdziecinnienie objawia się różnymi symptomami. Najbardziej niebezpieczne są przejawy godzące w istocie w podstawy ustroju, do którego tak powszechnie naród wzdychał, czy to w okresie zaborów, czy w PRL-u.

Widać to jasno na tle podejścia do głowy państwa wybieranej w wyborach powszechnych, której niedojrzałym przejawem obojętności poważnie się nie broni wtedy, gdy dochodzi do jej obrazy.

Przez całe wieki naród wzdychał do wolności, wzdychał do tego, aby rządzić się samemu, bez narzucanych z zewnątrz władców i kiedy do takich warunków dochodzi, nie potrafi docenić tego, co uzyskał.

Wybranego w demokratycznych wyborach Prezydenta spotwarza i morduje, po czym, jak gdyby nic się nie stało, owe dzieci bawiące się w okrągłym Sejmie, jak w piaskownicy, żrą się dalej, do tego stopnia, że Polska może się rozlecieć bez pomocy Hitlera, czy Stalina. Dopiero przezorność długodystansowca marszałka Józefa Piłsudskiego, poprzez zamach majowy doprowadza do sanacji państwa.

Ta niedawna epoka niewiele nauczyła nasze dzieci w piaskownicy, bo kiedy historia w pewnym zakresie się powtarza i wskutek różnych zaniedbań ginie Prezydent i jego najbliżsi współpracownicy, znowu dochodzi do gorszących incydentów, inspirowanych przez pozornie zasłużonych rodaków.

W obliczu takiej tragedii następowały ekscesy nad grobami tych osób, co w przypadku głowy państwa jest oczywistym przejawem niedojrzałości wszczynających owe spory. Co gorsza, nie są to zwykli internetowi obywatele, którym można by wybaczyć, ale persony kreowane przez media na autorytety moralne, czy twórcze.

VII

Zabawy w piaskownicy trwają w najlepsze. Co ciekawsze i intratniejsze miejsca w piasku obskakują dzieci nieobznajomione i niewykształcone, prące jedynie młodzieńczym zapałem, porażającym myślą – ja mały/wielki obywatel mam prawo, mnie się należy – a więc zajmują określone miejsce z dziecięcym szelmowskim uśmiechem na twarzy…

Z rozbrajającą szczerością opowiadają o swych pozorowanych sukcesach – czyli zwykłej degrengoladzie wykształceniowej. Mimo braku profilu profesjonalizmu w zakresie zdobywanego miejsca w piasku, pożądają dany fotel, niczym landrynki zza szyby sklepu z łakociami.

W końcu, dzieciom się wszystko wybacza, z racji niedojrzałości emocjonalnej. Okoliczność ta odgrywa też ważną rolę na wypadek sprokurowania szkody, którą z zegarmistrzowską doskonałością dziecka usiłują pokryć młodzieńczą beztroską.

Ładny wygląd, uśmiech pod publiczkę, młody wiek, wszystko to w naturalny sposób sprzyja rozgrzeszeniu owych drobnych, jak sądzą, grzechów młodości.

Z czasem, nawarstwiające się awantury prowadzą piaskownicę na dno przepaści, ale zdziecinnienie nie zmienia swego dobrego samopoczucia i dlatego trudno dostrzec jakąkolwiek racjonalną refleksję, czy poważne zastanowienie nad błędami.

Nie w głowie dzieci takie problemy!

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *