EKONOMIA…

Sięgnąłem ostatnio do ciekawej książkowej pozycji, pracy zbiorowej wydanej w 2010 roku przez jedną z uczelni ekonomicznych pt. „Moralny wymiar kryzysu ekonomicznego”.

Książka zainteresowała mnie dlatego, że stoimy w obliczu kryzysu ekonomicznego spowodowanego koronawirusem, stąd byłem ciekaw, jakie lekarstwa na zaradzenie cyklicznemu problemowi proponowali dekadę temu ekonomiści?

Po przeczytaniu interesującego wstępu lektura coraz bardziej mnie zainteresowała. Sądziłem bowiem, że w warunkach zbiorowego przedstawienia istotnego zagadnienia dojdzie do podsumowania, w którym przeczytam, jakieś konkretne propozycje rozwiązań eliminujących w przyszłości negatywne zjawiska.

W poszczególnych artykułach autorzy tu i ówdzie wskazywali nieśmiało środki zaradcze, ale praca zbiorowa, jak mi się wydawało, powinna być zwieńczona wspólnymi wnioskami, bo wówczas ma wartość służącą pozytywnie rozwojowi. Nie będę podejmował się recenzowania tych opracowań, gdyż nie jestem specjalistą z tej dziedziny wiedzy.

Wskażę tylko na pewien fragment, które mnie poważnie zdziwił, zwłaszcza w konfrontacji z wiedzą encyklopedyczną i wykładami z ekonomii kapitalizmu, jakich wysłuchałem z ust prof. dra hab. Bronisława Oyrzanowskiego, studiując na Wydziale Prawa i Administracji UJ.

Profesor wykładał w erze panującego w Polsce socjalizmu, toteż mógł sobie pozwolić na rzetelną ocenę elementów kapitalistycznego funkcjonowania. Wyjaśniał nam dobitnie, że podstawowe prawa ekonomii mieszczące się w pojęciach i relacjach: praca – płaca, podaż – popyt, działają jednakowo w każdym ustroju politycznym, bo są prawami obiektywnie stałymi i tym samym ponadczasowymi.

Działają one także identycznie w sferze mikro i w sferze makro. Utkwiła mi szczególnie w pamięci krytyka profesorska myśli tych ekonomistów, którzy usiłowali relatywizować oddziaływanie tych praw w skali mikro i w skali makro.

Profesor tłumacząc zawiłość zjawisk ekonomicznych skoncentrował się na wyjaśnianiu problematyki kredytowej, która w najbardziej istotny sposób przyczynia się do wszelkich kryzysów gospodarczych.

Stwierdził, że zło rozpoczęło się w 1900 roku, kiedy to dokonano wadliwej zmiany parytetu dolara w stosunku do posiadanych zasobów złota. Ta operacja zachwalana przez niektórych ekonomistów, jako lekarstwo na przyspieszony rozwój gospodarczy, już w 1929 r. przyniosła bardzo poważny kryzys gospodarczy, za który zapłaciło społeczeństwo całego świata.

Wynikał on z istnienia w obrocie gospodarczym nadmiernej liczby pieniędzy, która nie znajdowała pokrycia w wyprodukowanych dobrach. Profesor wyjaśnił na przykładzie gospodarstwa domowego, do czego może prowadzić pozyskiwanie kredytów bez pokrycia.

Brak pokrycia kredytowego prowadzi do nieakceptowalnego ryzyka gospodarczego, doprowadzającego gospodarstwo domowe do ruiny, a jego gospodarza sprowadzające pod przysłowiowy most, jako bezdomnego.

Identyczne skutki tylko w ogromnej przestrzeni występują w skali makro. Z problematyką tą łączy się ściśle działalność spekulacyjna finansistów, którzy w odpowiednich korzystnych dla siebie momentach doprowadzają do kryzysu gospodarczego, na którym sami zarabiają krocie, a za który w konsekwencji płaci całe społeczeństwo.

Jakież było moje zdziwienia, kiedy już w pierwszym artykule tej pracy zbiorowej (na str. 15) przeczytałem, że spekulacja jest dobra pod warunkiem, że jest skuteczna (sic!).

Po takim stwierdzeniu postawiłem sobie filozoficzne pytanie, czym dzisiaj zajmuje się ekonomia, skoro w opracowaniach niektórzy ekonomiści wyrażają poglądy sprzeczne z definicyjnym pojęciem spekulacji, a inni przyjmują je za dobrą monetę i jeszcze w drodze cytowań upowszechniają?

Jak sobie przypominam profesor Bronisław Oyrzanowski w krytyce spekulacji wskazywał na jej szczególne łajdactwo, polegające na pozyskiwaniu dóbr (pieniędzy) bez tzw. wartości dodanej występującej niezbędnie w efekcie naszej korzystnej społecznie pracy.

Po tego rodzaju lekturze dochodzę do wniosku, że ekonomiści w znacznej mierze zajmują się w swojej działalności naukowej perfumowaniem nieczystości, jaką w tym przypadku jest spekulacja.

Analizując zakres szerokiego pojęcia ekonomii, jako zestawu przedmiotów wykładanych w specjalistycznych uniwersytetach można powiedzieć, że obok problematyki konkretnej i korzystnej społecznie obejmującej towaroznawstwo, finanse i rachunkowość oraz zarządzanie, cała reszta ekonomii ugrzęzła gdzieś na manowcach sprzecznych pojęć i dywagacji, nieprowadzących do żadnych sensownych wniosków.

W tych warunkach trudno nie dostrzegać spiskowej teorii dziejów sprowadzającej się do twierdzenia, że ta mało użyteczna część nauk ekonomicznych jest wykorzystywana przez spekulantów najwyższego kręgu do utrzymywania ich eldorado…

Przy pomocy takiej pseudo nauki usiłuje się wmówić nieuchronność cykliczną krachów gospodarczych i ponoszenia w ślad za tym ich skutków materialnych w postaci powszechnego zaboru pieniądza prowadzącego całe rzesze społeczne do zubożenia, a spekulantów do życia, jak pączki w maśle!

Do tego, niektórzy analitycy polityczno-gospodarczy, być może słusznie podejrzewają, że aktualny kryzys wynikający z koronawirusa, został celowo sprowokowany po to, aby ukryć rzeczywisty krach gospodarczy występujący ostatnio cyklicznie, co 10 lat…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *