POLITYKA…

Jak przystało na osobę usiłującą wpłynąć na poglądy sąsiadów, rozmawiam o preferencjach politycznych. Mieszkam w krakowskiej dzielnicy Krowodrza, która znana jest z powszechnego popierania obecnej opozycji, w przeciwieństwie np. do Nowej Huty, gdzie PiS opanował już umysły mieszkańców.

W takiej wymianie poglądów dosyć często słyszę, że sąsiad powiada, iż nie interesuje go polityka, w następstwie tego nie chce na te tematy rozmawiać. Analizując stwierdzenie dochodzę do wniosku, że mamy do czynienia z pewny fenomenem psychologicznym.

Polega on na tym, że osoba głosująca dotychczas na PO, w okolicznościach ostatnich 5 lat, w okresie którym okazało się, że to, co twierdzili poprzednio rządzący o totalnej niemożliwości poprawy bytu ludzi jest kłamstwem – dzisiaj odczuwa wstyd.

Wstyd polega na tym, że przez wiele lat wierzyła poprzedniej propagandzie, skutecznie owijającej ją wokół palca i z tego powodu glosowała na tych, którzy udawali, że chcą dla wyborców dobra, podczas, gdy faktycznie nabijali kasą tylko własną kiesę.

Nie mówię o aktywistach politycznych, bo ci, wbrew logice będą dalej czynić to, co robili dotychczas, ale oceniam przeciętnego śmiertelnika, który do obietnic wyborczych podchodził z dużą dozą zaufania do głoszących.

W momencie, kiedy zobaczył, że można realnie prowadzić politykę korzystną dla społeczeństwa i skonstatował, że przez całe lata był perfidnie oszukiwany, jego ego nie wytrzymuje ogarniającego go wstydu i dlatego usiłuje dzisiaj odciąć się od polityki.

Ale od polityki odseparować się nie da, ponieważ wszystko jest polityką, także to, czy się kupi bułkę, czy chleb na śniadanie, co należy do polityki żywieniowej. Ta domowa polityka jest natomiast nierozłącznie związana z wielką polityką, a tego niektórzy nie pojmują.

Powiązanie jest proste. W zależności od tego, kogo wybierzesz na Prezydenta RP, albo będziesz miał 500 plus, 13 emeryturę, 14 emeryturę, zwolnienie od podatku do 26 roku życia, etc, albo nie. Ten aktualny wybór w warunkach II tury wyborczej jest już oczywiście widoczny, stąd żadne zaczarowane medialne zabiegi zmienić go nie mogą.

Polak bardzo nie lubi uchodzić za frajera. A tak się czują ci, którzy kiedyś całymi latami głosowali na PO i następnie skonstatowali, że to jest partia kłamców, niedotrzymujących obietnic wyborczych.

Doświadczenia ostatnich 5 lat są już na tyle długie i głębokie, że żadne triki socjotechniczne tego przekonania zmienić nie mogą. Bez sensu jest również przypominanie jakichś naruszeń przepisów Konstytucji, ponieważ w gruncie rzeczy ten akt prawny ma służyć społeczeństwu, a nie być wykorzystywanym przeciw niemu.

Wstyd oszukanych byłych wyborców PO spowodował, że mając w I turze szeroki wybór kandydatów na głowę państwa przenieśli swoje preferencje i stąd bardzo dobry wynik Hołowni, czy Bosaka.

W II turze wyborów te osoby, poza aktywistami, nie zagłosują jednak na Trzaskowskiego, ponieważ z psychologicznego punktu widzenia jest to niemożliwe. Część z nich zagłosuje na Dudę, ale większość nie pójdzie do głosowania, uznając, że nie ma, kogo wybrać.

Teoretycznie, każdy uczciwy człowiek powinien umieć przyznać się do popełnionych błędów, ale to nie jest zabieg taki łatwy. Mało, kto stosuje tę regułę w praktyce, choć wiadomo, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, dlatego nie liczę na to, że znaczna część tego elektoratu zagłosuje na Dudę.

Elementem hamującym dla takiej weryfikacji jest zarówno poczucie wstydu, ale przede wszystkim ucieczka przed określeniem frajer. Polak za nic siebie samego nie nazwie frajerem, patrząc nawet w twarz, prosto do lustra…

Trzaskowski może wyczyniać dowolne mistyfikacje, ale faktu wiceprzewodniczącego PO i udziału w poprzedniej ekipie rządowej wykreślić z życiorysu nie potrafi, toteż dzisiejsze jego twierdzenia o niezależnym kandydacie, można między bajki włożyć.

Z tego względu elektorat Hołowni w większości zostanie w domu, gdyż zdołowanie psychologiczne nie pozwoli mu na głosowanie na Trzaskowskiego, a brak weryfikacyjnej postawy na wybranie Dudy.

Kiedy słucham naszych politologicznych komentatorów, którzy nierzadko należą do kręgów ludzi o wysokich kwalifikacjach ze stopniami i tytułami naukowymi, to w ich działaniu także wyraźnie widać ową zachodzącą przemianę preferencji politycznych.

Oni zachowują się w swoich komentarzach jak politycy, stosując metody dyplomatyczne, choć jako komentujący powinni właśnie wyłożyć kawę na ławę, ale tego nie czynią, aby nie nadziać się na ripostę w postaci uprzedniego popierania innej opcji politycznej niż obecnie.

Najgorzej jednak jest na naszych wyższych uczelniach, o czym ostatnio donosił jeden portal internetowy, stwierdzając, że nowo wybrane władze rektorskie małopolskich uczelni nie prezentują preferencji PiS-owskich.

Ale oni także nie prezentują obecnie preferencji opozycji. Widać to wyraźnie na tle zeszłorocznych, czy tegorocznych protestów płynących z kręgów uczelnianych pod adresem rządzących i Prezydenta.

O ile w latach poprzednich, takie protesty uchwalały rady wydziałów, głównie prawa, poszczególnych uniwersytetów, o tyle ostatnio pozostali już tylko aktywiści w postaci dziekanów tych wydziałów, gdyż większości wydziałowej, jak widać, zebrać nie sposób.

Wszystko zmierza w dobrym kierunku, choć zjawisko zmiany preferencji politycznych zachodzi zakulisowo lub inaczej mówiąc metodą chałupniczą, albo partyzancką…, czego ganić oczywiście nie można, gdyż natura ludzka jest psychologicznie bardzo złożona.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *