ELŻBIETA II

Jestem w trakcie oglądania angielskiego serialu o współczesnej władczyni Wielkiej Brytanii. Widowisko robi wrażenie, albowiem zostało stworzone w sposób podobno bardzo bliski rzeczywistości.

Doskonała gra aktorów i ich trafne dobranie do odtwarzanych ról powoduje, że na chwilę znajdujemy się w innym autentycznym, choć nieznanym w szczegółach świecie. Prawdziwe wnętrza, w jakich akcja się rozgrywa korzystnie wpływają na ogólny walor dzieła.

W kontekście publicznych faktów z dworu brytyjskiego serial przynosi nieznane szerzej dotychczas szczegóły. Otoczka psychologiczna poszczególnych postaci pozwala lepiej zrozumieć zdarzenia ważne dla Brytyjczyków. Potwierdza się specyfika postrzegania świata przez tę nację.

To, co dla ogółu ludzkości miało często ogromne znaczenie, Anglicy usiłowali nieraz spychać na margines i bagatelizować. Trend odzwierciedlił scenarzysta, który pomimo sięgnięcia w wielu odcinkach do zdarzeń ogólnoświatowych, pominął np. dzień, w którym stanęliśmy  na krawędzi wojny nuklearnej, choć czasom Prezydenta J.F. Kennedy`ego poświęcił sporo miejsca.

Potwierdził, więc regułę brytyjskiego podejścia nie tylko do europejskiej odrębności  wyspy, ale także niezwiązania zdarzeniami, które realnie dotykają wszystkich obywateli Niebieskiej Planety.

Subiektywnie patrząc na film, przyznam, że nie zachwyciła mnie maniera podmiany odtwórców wielu ról wraz z ich wiekowym zaawansowaniem, gdyż jestem przyzwyczajony do oglądania tych samych twarzy w ramach jednego serialu.

Dopuszczam wymuszone okolicznościami odstępstwo, które np. miało miejsce w przypadku głównej bohaterki „Wielkiego Stulecia”, ale już nie wyobrażam sobie zmiany aktora grającego Sulejmana Wspaniałego, bo cały serial straciłby bardzo na wartości.

Nie mam jednak zastrzeżeń do gry aktorów, ale do samego faktu zmiany odtwórców ról. Krytycznie natomiast oceniam atmosferę, w jakiej przebiegają wszystkie bez wyjątku odcinki. Nie jest to zarzut z zakresu realizmu filmowego, ale krytyka rzeczywiście panujących warunków.

Film jest przesycony totalną szarzyzną nie tyle z powodu klimatu brytyjskiego, ile wszechwładnie panującego tytoniu. Momentami nie chce się już patrzeć  na kolejnego seryjnie zapalanego papierosa i towarzystwo siedzące w ogromnym smrodzie zadymionej atmosfery nie pozwalającej płucom na chwilę wytchnienia.

Para królewska musi posiadać końskie zdrowie, skoro przez tyle lat egzystując w charakterze palaczy biernych nie doczekała się poważnej choroby nowotworowej. Królową chroni chyba zamiłowanie do przebywania poza Londynem w lasach, stadninach, czy na polowaniu, a księcia Filipa lotnictwo i żeglarstwo.

Zawsze mi się wydawało, że władcy z racji dostępu do szerszej wiedzy niż przeciętny śmiertelnik, są w stanie postępować racjonalnie, chroniąc w szczególności zdrowie przed zgubnymi nałogami.

Coś w tym chyba być musi, skoro para królewska tytoniu czynnie nie używa, jakby sugerując się częściowo opinią swego poprzednika, króla Jakuba I, który już w 1604 roku wyraził się bardzo niepochlebnie o tej substancji.

Z pamfletu króla Anglii Jakuba I o paleniu: „Obrzydliwe dla oka, nienawistne dla nosa, niebezpieczne dla mózgu, zabójcze dla płuc”, zapis w egzemplarzu  znajdującym się w Bibliotece Bodlejańskiej w Oxfordzie (por. „Palenie tytoniu wybrane ilustracje”,  Nowotwory, Journal of Oncology, 2009, volum 59, number 2).

Mimo krytycznej opinii, król nie przeciwdziałał powszechnemu powstawaniu punktów sprzedaży tytoniu, których w samym tylko Londynie namnożyło się  za jego czasów do siedmiu tysięcy.

No, cóż, biznes jest biznes, wszak ta trucizna przynosiła skarbowi koronnemu znaczne dochody z podatków, a zdrowiem przeciętnego palacza nikt się poważnie nie przejmował.

Palące głowy koronowane uczestniczące czynnie lub biernie w tym procederze potwierdzają niestety regułę o zgubnym charakterze człowieka, bez względu na jego wykształcenie, czy pozycję społeczną. Każdego, jak małpę można skutecznie naśladowczo wytresować, przy czym osoby z rodów królewskich nie są z tego grona wyłączone.

Zaskoczyło mnie ogromnie, że wstępująca na tron Elżbieta II, była prawie analfabetką, gdyż ten życiorysowy fakt nie był powszechnie znany. Taki sposób podejścia do ewentualnej następczyni tronu, nie najlepiej świadczy o XX wiecznej kulturze angielskiego dworu.

Wszak jej siostra, matka, czy teściowa były osobami wykształconymi, choć swojej wiedzy nie wykorzystywały akurat w celu racjonalnego, zdrowego życia, pozostając mimo oświecenia, w zgubnym nałogu do końca swych dni, czyli małpowały obrzydliwy dla oka Jakuba I zwyczaj…

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *