GRYPA SZALEJE NA ŚWIECIE…

Nie będę namawiał nikogo za lub przeciw szczepieniu na koronawirusa. Jest to zbyt poważna decyzja rzutująca na zdrowie i życie jednostki, aby komukolwiek wolno było bawić się w agitatora medialnego. Każdy indywidualnie musi sam zadecydować, analizując dostępne i niestety sprzeczne informacje podawane w różnych publikatorach.

Na całym świecie panuje szczególnie zaraźliwa choroba i to chyba nie powinno budzić wątpliwości. Dalsze szczegółowe rozważania o istocie tego zjawiska już łączą się z poważnymi znakami zapytania, co przeciętnego człowieka nieznającego się na medycynie stawia przed trudnymi dylematami…

Nie jesteśmy przyzwyczajeni, jako Polacy, do samodzielnego decydowania o egzystencji, ponieważ tego sposobu funkcjonowania pozbawił nas PRL, a do chwili obecnej nie ukształtowaliśmy jeszcze takiego postępowania.

Przyjmujemy już model zachodnioeuropejski, w którym suweren zdaje się na władzę wybieraną i ewentualnie zmienianą w cyklicznych wyborach powszechnych. W normalnych warunkach demokratycznego państwa jest to być może rozwiązanie słuszne, ale na pewno nie w czasie oficjalnie ogłoszonej pandemii.

Zakładam oczywiście, że pomimo poważnych perturbacji edukacyjnych na przestrzeni ostatnich 30 lat, każdy rodak zachował swój rozum i potrafi dla własnej korzyści zdrowotnej podjąć najlepszą egzystencjalnie decyzję, po uprzednim indywidualnym rozważeniu wszystkich argumentów za i przeciw.

Założenie to jest przejawem mojej optymistycznej tendencji patrzenia na świat, choć przyznać muszę, że czasami nachodzą mnie wątpliwości, co do zakresu wykorzystywania mocy umysłowych nawet przez ludzi bardzo wysoko wykształconych.

Ma to miejsce wówczas, gdy dana osoba powtarza bezrefleksyjnie przekazywane jej intencjonalnie informacje medialne, przyjmuje je za aksjomatyczne dane, wykluczające jakąkolwiek rzeczową dyskusję.

Nie chcę przez to powiedzieć, że tacy ludzie wyzbyli się własnego mózgu ( w tym zakresie kojarzy mi się monolog Jana Kobuszewskiego pt. „Mózg”), ale raczej wskazuję na wszechwładną propagandę medialną, której bezwiednie wszyscy ulegamy, nawet nie bardzo zdając sobie z tego sprawy.

Pierwsze pytanie, jakie się rodzi, to ustalenie, z czym w rzeczywistości mamy do czynienia? Słowem, czy jest to faktyczna, czy pozorowana epidemia koronawirusa?  Skoro przeciętny obywatel nie zna się na medycynie, a dla oceny zjawiska potrzebna jest specjalistyczna wiedza z tego zakresu, to nie ma się, co dziwić, że błądzimy…

W nieco lepszej sytuacji jest starsze pokolenie, które dla rozwiązania problemu może sięgnąć do drugorzędnych, ale osobiście przeżytych aspektów związanych z epidemią i na własnych doświadczeniach ocenić, czy mamy do czynienia z poważną walką z chorobą zakaźną?

W jaki sposób przychodzi nam dzisiaj walczyć z koronawirusem i czy ta walka przypomina pandemiczne doświadczenia? Jeśli przypomnieć sobie epidemię ospy, panującą w Polsce w latach 60-tych XX wieku, to wówczas mieliśmy do czynienia z bardzo poważnym podejściem, łącznie z tworzeniem blokad sanitarnych uniemożliwiających przemieszczanie się ludzie, nawet między miejscowościami.

Dzisiaj, nie tylko w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej władze zachowują się tak, jakby zupełnie nie znały, pomimo istniejących jasnych przepisów, żelaznych zasad zwalczania epidemii choroby zakaźnej…

Najbardziej intensywne zjawiska zachodzą natomiast w mediach, które na bieżąco bębnią o liczbie osób zakażonych i tych, którzy od nas już odeszli, tak jakby ktoś chciał nas na siłę stresować i tym samym przekonać o rozmiarach grożącego, ale w istocie nieistniejącego, lub mniej groźnego niebezpieczeństwa?

Zacznijmy od liczby osób zakażonych i rzetelności tych informacji, które łatwo ocenić na przykładzie skoczka narciarskiego Klemensa Murańki. Najpierw ustalono jego nosicielstwo, po czym w następnych dwóch dniach po kilkukrotnych badaniach okazał się zdrowy…

Liczby osób zmarłych w wyniku koronawirusa także budzą poważne wątpliwości. Naturalnym elementem wraz ze starością jest śmierć osoby ludzkiej, zaś liczba codziennych zgonów, przynajmniej w przypadku Polski, porównywalna na przestrzeni ostatnich kilku lat nie wykazuje tendencji aż tak wzrostowej, co wskazywałoby na brak poważnej epidemii.

Teraz przejdźmy do alarmujących informacji lekarzy leczących zwłaszcza starsze osoby zakażone. To prawda, że śmiertelność występuje, ale ona miała miejsce także w przypadku dotychczasowej grypy.

Powszechnie wiadomo, że dla osoby po 80 roku życia np. zapalenie płuc bywa chorobą śmiertelną, gdyż ogólna kondycja organizmu nie pozwala często na zachowanie życia. Co do zmarłych osób młodszych, nie znamy ich sposobu życia, często nieujawnionych chorób, które wspólnie z grypą, czy koronawirusem mogą w sumie przynieść konsekwencje śmiertelne.

Tyle, że o tych zjawiskach publicznie dotychczas nie dyskutowano, a dzisiaj są one wyolbrzymiane. Dodatkowo, stworzono ekonomiczne zachęty podawania za przyczynę zgonu koronawirusa, co zakrawa już na hucpę, skoro nie przeprowadza się sekcji zwłok ustalającej przyczynę zgonu.

W tych warunkach powstaje pytanie, czy trzeba się szczepić przeciwko koronawirusowi? W braku rzetelnej wiedzy medycznej, należałoby podejść do tego problemu tak samo, jak w przypadku szczepionki na zwykłą grypę.

Przede wszystkim dlatego, że szczepionka nie jest wystarczająco sprawdzona w zakresie ewentualnych skutków ubocznych. Kilkumiesięczne testowanie i to na osobach nieprzekraczających 55 roku życia jest oczywiście niewystarczające, skoro nikt nie kwestionuje wymogu, co najmniej 3 letniego testowania.

Cóż wiec zrobić w kwestii decyzji o zaszczepieniu? Trzeba chyba zastosować rachunek prawdopodobieństwa korzyści w stosunku do nieznanych możliwych, negatywnych efektów ubocznych.

Wyeliminować trzeba oczywiście krążące tu i ówdzie opinie o skuteczności szczepionki eliminującej zachorowanie, podczas gdy ona łagodzić ma jedynie skutki wtargnięcia wirusa do naszego organizmu.

Szczepionka nie zwolni nas także z obowiązku dalszego zachowania reżimów sanitarnych, w tym szczególnie noszenia ochron typu maseczki lub przyłbice, gdyż osoba zaszczepiona może być nadal nosicielem wirusa.

Wreszcie przy prawdopodobieństwie wystąpienia negatywnych skutków ubocznych szczepionki trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego koncerny farmaceutyczne wyzbyły się całkowicie odpowiedzialności odszkodowawczej za negatywne skutki wprowadzanego medykamentu?

Po odpowiedzi na te pytania, oprzeć się trzeba także na własnych doświadczeniach z ewentualną szczepionką na zwykłą grypę i dopiero wówczas podjąć najlepszą dla siebie decyzję w sprawie zaszczepienia, bądź nieskorzystania ze szczepionki.

Raz w życiu szczepiłem się na grypę i w związku z negatywnymi konsekwencjami zdrowotnymi zaprzestałem korzystania ze szczepionki. Dzisiaj, jako emeryt jestem w gronie osób szczególnie narażonych na negatywne konsekwencje koronawirusa.

Zachowuję jednak dystans, higienę, noszę przyłbicę i wobec znikomego bezpośredniego kontaktu z innymi osobami oraz prowadzenia poprawnego trybu życia wyrażającego się brakiem nałogów, zdrowym jedzeniem i ruchem oraz brakiem stresu sprzyjającego każdej chorobie, poprzestaję na własnych osobniczych siłach odporności organizmu, nie decydując się na ryzyko nieznanych ubocznych konsekwencji szczepionki.

Ale to nie oznacza, że innym proponuję takie rozwiązanie, wszak składowe założenia rachunku prawdopodobieństwa mają indywidualny charakter i dlatego każdy musi rozważyć argumenty za oraz przeciw i dopiero po tej analizie podjąć najkorzystniejszą dla siebie decyzję.

Na koniec bardzo aktualne stało się stare kabaretowe powiedzenie Jana Pietrzaka, który namawiał do maksymalnego wysilenia pozostałych jeszcze po edukacji PRL-owskiej szarych komórek, co wywoływało fale śmiechu, ale dzisiaj, choć ta potrzeba jest daleko ważniejsza, przy podejmowaniu decyzji nikomu do śmiechu chyba nie będzie…

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *