SOLIDARNOŚĆ I SPRAWIEDLIWOŚĆ…

Te dwa słowa przewijają się od ponad 30 lat przez usta gorliwych wyznawców, którzy uznają je za niezbędny element ustroju demokratycznego. Problem w tym, że sposób rozumienia zwrotów ma charakter szczególnie osobniczy…

Wszyscy są za solidarnością i sprawiedliwością dopóki one w obiektywny sposób ich nie dotkną. Widać to wyraźnie po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego planu „Polski ład”. Lepiej sytuowani już wyliczają, ile stracą w wyniku reformy podatkowej, a los najbiedniejszych nic ich nie interesuje.

Mimo oficjalnych informacji o niezłym stanie polskiej gospodarki i dobrych prognozach na przyszłość, stoimy w przededniu potężnego kryzysu gospodarczego, który dotknie nie tylko nas, ale całą gospodarkę światową.

Przewidywanie krachu nie wymaga ani zdolności wróżbity, ani żadnych szczególnych umiejętności prognostyczno ekonomicznych, poza zrozumieniem sentencji, że nikt nikomu nic za darmo nie daje, stąd z pustego i Salomon nie naleje.

Kolejny kryzys gospodarki światowej jest pewny, jak amen w pacierzu, ponieważ nie da się racjonalnie zarządzać gospodarką dowolnego narodu tolerując przez kilka dekad stały deficyt budżetowy.

Do tego, w zeszłym roku zaistniała pandemia koronawirusa, tąpnięcie gospodarcze znacznie przybliżyła. Wiadomo, że za maseczki, przyłbice, środki odkażające, respiratory, szczepionki, itd., wszyscy musimy zapłacić, bo nie spada to z Nieba, jak manna.

W warunkach nieuchronnego krachu gospodarczego plan „Polski ład” słusznie w pierwszej kolejności chroni najsłabszych. Jeżeli w wyniku załamania gospodarki dojdzie do tego, że siła nabywcza złotówki zmniejszy się np. o 1000 zł, to średniozamożni i bogatsi pomimo uszczerbku bez trudu sobie poradzą.

Najniżej uposażeni niestety nie potrafią wyżyć za minimalną płacę, rentę, czy emeryturę. Wskazany plan, uwzględniając zasadę solidarności i sprawiedliwości podejmuje w pierwszym rzędzie takie działania, aby chronić najbardziej tego potrzebujących.

Niektórzy biznesmeni narażeni na straty, a także media zwalczające obecną władzę wyszukują argumenty mające wykazać błędne rządzenie. Prezentują infantylny sposób rozumowania, bo przecież wiedzą doskonale, że każde pieniądze trzeba ciężko wypracować, gdyż nikt, nic za darmo nikomu nie daje.

Mają także pełną świadomość sytuacji rządzących, którzy nie posiadają czarodziejskiej różdżki, przy pomocy której mogliby wedle indywidualnych potrzeb zadowolić wszystkich obywateli.

Idą jednak w zaparte, a dla logicznego uzasadnienia przywołują niekiedy argumenty płynące z ust niektórych ekonomistów np. z Fundacji Batorego, którzy gloryfikują obniżanie podatków, jako remedium na rozwiązanie wszelkich problemów gospodarczych.

Różne fundacje, za różne pieniądze, są w stanie opowiadać różne banialuki. Oczywiście, w konkretnych uwarunkowaniach gospodarczych okresowe obniżenie podatków może przynieść korzystne efekty.

Nie mamy jednak do czynienia z rozwiązaniem uniwersalnym i nadającym się do zastosowania w każdych warunkach i na stałe, bo gdyby tak było, to wyżej rozwinięte państwa zachodnie funkcjonowałyby w takim systemie podatkowym. Tak nie jest. Przeciwnie właśnie w tych krajach rozwiniętych zmierzają do podwyższania, a nie do obniżania podatków.

Opacznie rozumiana solidarność i sprawiedliwość używana jest do gloryfikacji najgłośniej wykrzykujących te zwroty. Tak właśnie perorował Donald Tusk wskazując, że nieprzyjęcie przez Polskę narzuconych uchodźców będzie nas kosztowało, gdyż na tym polega solidarność unijna.

Przyjmowanie uchodźców okazało się głupotą unijną i przyznano nam rację, ale o tym dzisiaj mało, kto pamięta. Unia w ramach błędnie pojmowanej solidarności, toleruje budowę rurociągu bałtyckiego, a nam usiłuje rozłożyć energetykę, próbą zatrzymania Elektrowni Turów.

Nie jesteśmy grzeczni, posłuszni, stąd Niemcy napuszczają dyżurnych pachołków przeciwko Polsce, bo im się nie podoba nasz współczesny postęp gospodarczy wyrażony nawet wskaźnikami unijnymi.

Tęsknią za Polską poklepywaną po plecach, z której można było bezkarnie wywozić miliardy złotych. Taka sytuacja pod rządami PiS-u nie ma szans zaistnieć, dlatego różnymi metodami usiłują spowodować upadek dobrego dla Polaków rządu.

Pożyjemy, zobaczymy, czy rodacy dostatecznie długo uczyli się na własnych błędach, czy też 8-letnia władza poprzedników była jeszcze niewystarczająca i wybiorą sobie kolejnego fircyka, gadacza pustosłowia np. Szymona Hołownię.

Tenże z uporem maniaka konsekwentnie twierdzi, że potrafi lepiej rządzić, tyle, że żadnej konkretnej propozycji nawet w ogólnych zarysach nie prezentuje. Za to, solidarność i sprawiedliwość pojmuje, jak milioner, któremu prawo Kalego w pełni odpowiada…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *