Śmieszą mnie obecne dyskusje publiczne na temat reformy sądownictwa, gdyż obrazują klasyczny przypadek oderwania się polityków od realiów. Kiedy słyszę pobożne życzenia na temat potrzeby przyspieszenia funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, to od razu kojarzy mi się stwierdzenie prominentnego prezesa tego gremium: „trzeba tak dużo zmieniać, aby wszystko zostało po staremu”.
Dzisiaj zabawa w zmianę procedury, bez pierwszoplanowej wymiany kadr w Sądzie Najwyższym właśnie prowadzi do osiągnięcia takiego celu. Usiłuje się pokryć milczeniem to, iż najwyższe gremia sądowe krzyczące głośno o naruszeniu zasady trójpodziału władzy, same tę zasadę, na co dzień naruszają. Z tego powodu, zmiana personalna i kwestia odpowiedzialności sędziego za swoje rozstrzygnięcia są konieczne.
Przeciętny sędzia sądu rejonowego, okręgowego, czy apelacyjnego wzoruje się przecież na orzecznictwie Sądu Najwyższego, co jest rzeczą zrozumiałą i normalną. Sąd Najwyższy natomiast przy pomocy swojego orzecznictwa zmienia obowiązuje prawo, zamiast je stosować.
Od razu podam przykład, aby nie być gołosłownym. Ustawodawca walcząc z patologią naruszania praw pracownika, dość sensownie stworzył system chroniący stosunek pracy. Polega to na ustanowieniu jego definicji w art. 22 Kodeksu pracy oraz zagrożeniu sankcją wykroczeniową do 30 tys. złotych grzywny, naruszania tejże definicji (art. 281 pkt 1 K.p.).
Cóż z tego, kiedy Sąd Najwyższy wymyślił sobie i powszechnie to stosuje w swoich orzeczeniach, cywilistyczną zasadę swobody nawiązywania umów, pozwalającą obejść ten system prawa pracy, który miał chronić stosunek pracy i eliminować umowy cywilnoprawne w ramach pracy najemnej?
Zasada swobody nawiązywania umów jest instytucją prawa cywilnego (art. 3531 Kodeksu cywilnego), a w stosunkach pracy mogłaby znaleźć legalnie zastosowanie tylko pod warunkiem jej zgodności z zasadami prawa pracy, gdyż o tym wyraźnie stanowi art. 300 K.p. zezwalający na użycie w stosunkach pracy przepisu Kodeksu cywilnego.
Nie trzeba być nawet specjalistą z zakresu problematyki prawa pracy, a wystarczy tylko zdrowa logika, aby dojść do wniosku, że stosowanie cywilistycznej zasady swobody nawiązywania umów w stosunkach pracy jest niedopuszczalne, gdyż pozostaje w oczywistej sprzeczności z zasadą prawa pracy penalizującą naruszenie art. 22 K.p.
Ale Sąd Najwyższy wie lepiej, jak zajmować się polityką zatrudnieniową i stwarzać furtki do obejścia obowiązujących, jasno ustanowionych przepisów. Tym sposobem, cała dość dobrze stworzona ochrona pracownika bierze w łeb… i skutek jest taki, że cierpią z tego powodu setki tysięcy, a może miliony rodaków zatrudnionych na tzw. umowach śmieciowych!
Szkodliwość społeczna takiego orzecznictwa jest oczywista, ale nic się z tym nie da zrobić, bo sędziowie SN nie odpowiadają za naruszenie prawa, Są niezawiśli, a niezawisłość ta oznacza praktycznie możliwość nieliczenia się tak z Konstytucją jak i z ustawą, mimo konstytucyjnego związania tymi przepisami (art. 178 ust. 1 Konstytucji).
Dlaczego tak się dzieje i dlaczego to jest w ogóle możliwe w demokratycznym państwie prawa? Odpowiedź jest prosta. W naszym systemie prawnym nie ma mechanizmu prawnego zmuszającego do stosowania uchwalonego prawa i stwarzającego odpowiedzialność prawną za jego rażące naruszenie!
Od 20 lat brakuje instytucji legalnej, wiążącej wykładni ustaw, co powoduje, że działalność sędziego w polskim prawie nie gwarantuje ani jednakowego stosowania prawa względem obywatela, ani poprawności ustawowej orzeczeń.
Do tego jeszcze system prawny nie przewiduje jakiejkolwiek kontroli sędziego przez suwerena, który powinien to w jakiś sposób czynić, gdyż w myśl art. 4 ust. 1 Konstytucji zwierzchnia władza do niego należy.
Sędzia może przy pomocy swojego orzeczenia bezkarnie wywrócić każdą uchwaloną ustawę przez parlament. Taka zaś sądowa działalność jest ewidentnym naruszeniem zasady trójpodziału władzy, gdyż sąd nie ma prawa przy pomocy swojego orzeczenia zmieniać prawa uchwalonego przez parlament. Czyniąc to sędzia narusza zasadę trójpodziału władzy, godząc w wyraźne zapisy art. 10 i art. 7 Konstytucji RP.
Hipokryzja polega na tym, że z jednej strony tworzy się dość dobre prawo chroniące pracownika, a z drugiej strony, przy pomocy nielegalnych działań orzeczniczych, dochodzi do bezkarnego neutralizowania tej istniejącej ustawowej ochrony.
Sąd Najwyższy jest głównym realizatorem takich czynów, co obrazuje m.in. jeden z ostatnich wyroków z dnia 28.03.2017 r. II PK 15/16 Monitor Prawa Pracy nr 10 z 2017 r. Czytelnik zainteresowany szerzej tą problematyką może sobie w Lex-ie, w komentarzu do art. 22 K.p. znaleźć szereg orzeczeń sądowych stwierdzających bezprawnie, że w stosunkach pracy stosuje się cywilistyczną zasadę swobody nawiązywania umów.
Przykład pokazywany przez Sąd Najwyższy jest następnie powielany przez sędziów niższych instancji, dlatego bez zmian personalnych w tym najwyższym gremium orzeczniczym i poddania każdego sędziego pewnej kontroli społecznej przez suwerena, niczego skutecznie naprawić się nie da.
Karabeusz