Współcześnie w Polsce mamy do czynienia z manifestacjami religijnymi, które wywołują sprzeczne opinie. Jedni z hasłami na ustach demonstrują, uważając ten czyn za akt wolności w demokratycznym państwie prawa.
Przeciwnicy chcieliby te marsze ukrócić, wychodząc z założenia, że mają bardziej polityczny, niż religijny charakter. Nie będą oceniał postawy jednych i drugich dopóki ich demonstracje przebiegają zgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym.
Tak jednak nie było, dlatego wprowadzono regułę 100 metrów odstępu między demonstracjami. Demokracja polega na tym, że zarówno jedni, jak i drudzy mają pełne prawo demonstrować, propagując własne poglądy.
W tym miejscu chcę skupić się na samej religii, której wolność wyznania jest gwarantowana w Konstytucji. Ja, tę wolność odbieram w taki sposób, że kwestię wyznania traktuję, jako element najbardziej intymny, o którym nie dyskutuję, nie uzewnętrzniam i nie krytykuję postaw innych.
Dla mnie wszystkie religie zasadniczo oparte są na podobnych wartościach i jak długo w praktyce tych zasad przestrzegają, godne są uznania, bez względu na drugorzędne elementy realizacyjne.
Z tego względu, nie potępiam ateistów, funkcjonujących w państwie demokratycznym, gdyż ich przekonania także oparte są na identycznych w gruncie rzeczy wartościach, tyle, że nieoprawionych w rytuał religijny.
Nie mam w związku z tym żadnych obiekcji, co do utożsamiania Polski z chrześcijaństwem, ponieważ cała historia naszego państwa związana jest z tym wyznaniem. Tym samym nie przeszkadza mi wiszący w Sejmie RP krzyż.
Mówiąc o religii, pomijam jej aspekty czysto i bezpośrednio polityczne, gdyż ten element powodował historycznie rzecz biorąc wynaturzenia w dziedzinie wiary. W niektórych współczesnych religiach ścisłe złączenie wiary z polityką stwarza negatywne skutki ogólnospołeczne.
W Polsce od niedawna funkcjonujemy w demokracji, dlatego chciałbym w pełni rozkoszować się tym stanem, zapominając o negatywnych skutkach bezpośredniego łączenia religii z polityką. Dzisiaj nie muszę manifestować swoich przekonań religijnych i nie jestem z tego powodu narażany na negatywne konsekwencje, nie wyłączając możliwości spalenia na stosie i innych zmyślnych tortur inkwizycji.
Przypominam o tym dlatego, że te powszechnie potępiane także przez współczesny kościół metody nawracania niewiernych niewiele miały wspólnego z fundamentalnymi wartościami wyznania.
Religii nie można, zatem ściśle łączyć z polityką, bo zawsze wyjdą z tego negatywne skutki. Czym innym jest natomiast demonstrowanie podbudowane przekonaniami religijnymi ludzi, których wspólnota opiera się na tej samej wierze.
Tutaj mamy do czynienia z łączeniem rytuału religijnego z polityką, przy braku bezpośredniego wpływu wiary na rządzenie. Z tego powodu nadal pozostaje zachowana zasada rozdziału kościoła od państwa.
Oponujący przeciwko takim zgromadzeniom, w istocie nie negują rytuałów religijnych, ale sprzeciwiają się z politycznego punktu widzenia kształtowaniu wspólnoty przy pomocy silnych przekonań religijnych.
Dostrzegają w takich wiecach znaczną moc solidarnościową zgromadzeń, pod określonymi hasłami politycznymi i dlatego usiłują eliminować te skuteczne zdarzenia Z obu stron sporu widać podłoże polityczne, toteż sprzeczność nie ma aspektu czysto religijnego.
Kościół nie może wypowiadać się za, czy przeciw, gdyż tym sposobem negowałby silną wspólnotę tworzącą się wokół przekonań religijno-politycznych, albo wyżsi hierarchowie kościelni, poprzez swój udział, zachęcaliby do sprzecznego z Konstytucją związania państwa z religią katolicką.
Postawa polskiego episkopatu jest, więc konstytucyjnie w pełni właściwa. Tak samo, jak nie można mieć żadnych pretensji do osób, które publicznie same uzewnętrzniają rytuały religijne, np. do Dawida Kubackiego, który przed każdym skokiem czyni znak krzyża.
Jego prawo. Inni skoczkowie narciarscy tego nie robią i także mają do tego prawo. Czas najwyższy abyśmy zrozumieli istotę prawa i wolności do czegoś realizowanego w ramach porządku prawnego w państwie.
I tu mała dygresja. Jedna znana aktorka narzeka, że miesięcznice smoleńskie ograniczają jej prawo wolności spacerowania po Alejach Jerozolimskich w każdej dowolnej chwili i dlatego opowiada się przeciw tej demonstracji.
Wydaje mi się, że nie ma racji, gdyż żyjąc w strukturze państwa musi się zawsze liczyć z pewnymi ograniczeniami wynikającymi z obowiązujących przepisów prawa. Nie pretenduję do wyroczni delfickiej, co do głoszonych poglądów, toteż niniejsze twierdzenie poddaję pod osąd innych.
Może nie mam racji? Staram się jednak każdy pogląd podbudować argumentacyjnie, bo na tym polega racjonalna wymiana myśli i przekonań, której, jak sądzę, najbardziej nam dzisiaj w sferze publicznej brakuje.
Tadeusz Michał Nycz