- Halo, czy to Wydział Prawa?
- Tak, Wydział Prawa i Administracji, czego pan sobie życzy?
- Ja w sprawie informacji publicznej…
- To, proszę napisać wniosek.
- Ale, ja jestem niepiśmienny.
- Niepiśmienny…?
- Tak, w tej całej reformie edukacji o mnie zapomniano…
- Panie, nie rób mnie w balona, przecież szkoła podstawowa jest obowiązkowa!
- Jaka szkoła podstawowa, to jest taka?
- Oczywiście, że jest i powinien pan ją ukończyć, a potem dopiero żądać w formie pisemnej informacji publicznej.
- W tym sęk, że jej nie ukończyłem!
- Niemożliwe?
- A jednak nie..
- To będzie problem porozumiewawczy…
- Dlaczego? Jako słuchowiec – samouk dużo się uczę. O, taki art. 12 Kodeksu postępowania administracyjnego mówi, że sprawy należy załatwiać w najprostszej formie, no to dzwonię przez telefon…
- Ale tu jest przewidziana pisemna procedura.
- Podobno organy publiczne mają reagować na ustne wnioski obywateli, a pan jest ze szkoły publicznej?
- Tak, publicznej, lecz mamy poważny porozumiewawczy sęk…
- Jaki sęk? Udzieli mi pan informacji publicznej w formie ustnej i po kłopocie…
- Niestety, nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo, tak stanowi wewnętrzny regulamin urzędowania…
- To, regulamin może być sprzeczny z kodeksem?
- Może i nie może, ale tak stanowi.
- To niech pan zastosuje kodeks z korzyścią dla obywatela, tak jak nakazuje art. 7a K.p.a. i po kłopocie.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Jak pan sobie wyobraża, że sprzeciwię się woli Rady Wydziału i pana dziekana?
- To, jakieś prawo powielaczowe jest dla pana ważniejsze od kodeksu, już nie mówiąc o Konstytucji, która gwarantuje mi możliwość pozyskania informacji publicznej?
- Wychodzi na to, że tak.
- Wedle, jakich reguł prawnych?
- Och, wedle jakich reguł, przecież, jako analfabeta pan tych reguł nie zrozumie!
- Nie obrażaj pan obywatela, który domaga się spełnienia praw konstytucyjnych.
- Przepraszam, nie chciałem, ale wie pan, bliższa koszula ciału…
- Jaka koszula?
- To taka przenośnia przysłowiowa, myślałem, że chociaż to pan zrozumie?
- Jaka przenośnia, ja chcę otrzymać po prostu informację publiczną.
- Ale ja jej nie mogę w tej formie udzielić!
- Udzielić pan nie może, ale już naruszać Konstytucję i kodeks można?
- To nie jest naruszenie.
- Jak to nie jest? Przytaczam panu konkretne przepisy!
- Co tam przepisy, ważna jest ich praktyczna wykładnia, a ta stanowi o formie pisemnej.
- To wy możecie sobie przepis dowolnie interpretować dla własnych celów?
- Jakby nie było jesteśmy profesjonalistami w tym względzie!
- Jaki ma pan stopień, czy tytuł naukowy?
- Jestem doktorem habilitowanym, profesorem uczelnianym.
- To ciekawe?
- Dlaczego?
- Bo, widzi pan, dzwoniłem do naszej najstarszej uczelni i tam udzielono mi informacji publicznej telefonicznie, od ręki.
- Niemożliwe, to oni nie mają regulaminu?
- Nie wiem, może mają, ale udzielili.
- Jak pan to zrobił?
- Powiedziałem, że rozmowa jest nagrywana i od razu język prawniczy się rozluźnił…
- Co, to znaczy rozluźnił?
- Jak by to panu profesorowi wyjaśnić?
- No tak, niech pan wyjaśni!
- Otóż, przestali mi mydlić oczy jakimiś regulaminami, czy lewymi wykładniami, tylko zrealizowali konstytucyjny obowiązek.
- Zaciekawia mnie to coraz bardziej, ale w końcu to najstarsza uczelnia, może tam panują inne zwyczaje niż powszechnie, a poza tym zastosował pan szantaż!
- Jaki szantaż?
- Ano taki, że stwierdził, iż rozmowa jest nagrywana!
- To, co z tego?
- Jak to co, groził pan, że jak nie spełnią żądania, to…
- Co pan mi tu wmawia jakiś czyn zabroniony?
- Nie wiedziałem, że pan się zna na takich określeniach prawniczych.
- Słucham dużo radia i oglądam telewizję, to się tego i owego nauczyłem.
- To powinien pan wiedzieć, że w formie ustnej informacji nie mogę udzielić.
- A na UJ mogli? Jaka to jest równość i jednakowe stosowanie prawa?
- Panie! Każda sprawa ma charakter indywidualny. Może oni mają inne regulacje regulaminowe?
- Na pewno mają inne, zgodne z Konstytucją i kodeksem administracyjnym.
- Chyba tak.
- To, co będzie z tą informacją publiczną?
- Niestety, nie mogę jej udzielić.
- Ostatecznie?
- Tak ostatecznie.
- Wobec tego naszą rozmowę zaraz prześlę do TVP info, żeby mi wyjaśnili dopuszczalność stanowienia regulaminu sprzecznego z Konstytucją.
- Zaraz, chwileczkę, może nie tak ostro?
- Co znaczy nie tak ostro? Przecież obywatele mają prawo być traktowani jednakowo!
- Oczywiście i właśnie, dlatego w powołaniu na tę formułę dokonam zmiany naszej wykładni z korzyścią dla obywatela. O co panu się rozchodzi?
- Trzeba było tak od razu…
- Lepiej później, niż wcale, więc w czym rzecz?
- W czym rzecz? W tym, czy na waszej uczelni prowadzicie wykłady na temat legalnej wykładni ustaw?
- Legalnej wykładni ustaw, a co to jest?
- To taka wykładnia powszechnie obowiązująca.
- Nie słyszałem.
- To ciekawe. Opisuje ją dokładnie profesor Adam Łopatka w Encyklopedii prawa z 1994 r.
- A, skąd pan wie, będąc niepiśmiennym?
- Mam ją całą na ebooku i często sobie puszczam…
- To są jakieś zamierzchłe czasy. Mamy XXI wiek, jesteśmy europejczykami i wzorujemy się na prawie unijnym, a tam żadnej wiążącej wykładni prawa nie ma, wobec tego nie potrzeba o niej wykładać.
- No to dziękuję, właśnie o taką informację publiczną mi chodziło.
- To już wszystko?
- Jeszcze raz bardzo dziękuję.
- To trzeba było od razu tak…
- Jak od razu, kiedy pan się upierał przy swoim regulaminie?
- No, bo u nas taki regulamin obowiązuje.
- To, dlaczego pan go w końcu naruszył?
- Nieważne dlaczego, najważniejsze, że udzieliłem panu informacji publicznej.
- Cała nasza rozmowa byłaby zbędna, gdyby obowiązywała legalna wykładnia ustaw.
- Nie rozumiem?
- To proste. Gdyby legalna wykładnia stanowiła, że informację publiczną można pozyskać w dowolnej formie, to żaden regulamin nie mógłby stanowić inaczej.
- Nie mógłby, czemu?
- Bo, gdyby tak stanowił, to podmiot go wydający dopuściłby się rażącego naruszenia prawa, za co immanentnie groziłaby odpowiedzialność prawna.
- Rzeczywiście…
- Bardzo się cieszę, że jako samouk byłem w stanie na tyle jasno wytłumaczyć panu profesorowi ten problem, stanowiący powszechnie poważny sęk prawniczy. Do usłyszenia.
- Cześć.
Karabeusz