Na stronie internetowej Uniwersytetu Jagiellońskiego znalazłem swoistego rodzaju dokument, a raczej materiał, gdyż jak mnie uczono na tym Uniwersytecie dokumentem jest pismo posiadające datę, tymczasem to opracowanie obarczone jest podstawowym błędem dyskwalifikującym z tego grona…
Dokumentem jest pismo, wskazujące na to, że w określonym czasie miało miejsce jakieś zdarzenie. Słowem data jest identyfikacją czasową tego zdarzania, nadającą mu rangę dokumentu, czy to prywatnego, czy to publicznego.
Zważywszy na to, że pod tym materiałem podpisało się 15 osób, dlatego dla bliższego zorientowania nazywam ten materiał uchwałą, gdyż został stworzony, jak sądzę przez owe 15 osób, a przynajmniej ta liczba napisany tekst zaakceptowała.
Pojęcie uchwała zarezerwowane jest dla działalności grupowej, czyli co najmniej dwóch osób, w odróżnieniu od dokumentów jednoosobowych. Nawiasem mówiąc mamy już 30 rok funkcjonowania nowego ustroju, w ramach którego podstawowe formy oddziaływania społecznego, czy to indywidualne, czy grupowe powinny być już ukształtowane na poprawnych zasadach obowiązujących w II RP, tymczasem tak nie jest.
Mamy nadal powszechnie do czynienia z podejmowanymi indywidualnie działaniami w ramach używanego zwrotu przez organ jednoosobowy: „zarządza się, co następuje” –wystarczy zobaczyć dowolne zarządzenie ministra, czy innego organu, podczas gdy poprawną formą powinno być: „zarządzam, co następuje”, gdyż jest to odpowiednia formuła dla działania jednoosobowego. Jeśli ktoś chciałby sprawdzić opisywaną poprawność zwrotową wystarczy sięgnąć do dowolnego Dziennika Ustaw z okresu II RP.
Przechodząc do rzeczy, mamy oto materiał będący stanowiskiem w sprawie poselskiego projektu ustawy z dnia 12 grudnia 2019 r. Autorzy krytykują i protestują przeciwko reformie sądownictwa, działając w sposób mało zrozumiały w demokratycznym państwie prawa, w którym zdecydowana większość społeczeństwa wypowiada się akurat za tą reformą.
Nie będę polemizował z tym stanowiskiem, ponieważ jest ono prawniczo mocno kontrowersyjne i obalanie jego treści w szczegółach byłoby równie mało zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika.
Powiem tylko tyle, że zgodnie z art. 176 ust.2 Konstytucji ustrój sądów reguluje ustawa zwykła, toteż z założenia proponowana reforma sądownictwa jest prawnie legalna. Gdy chodzi o jej szczegóły, które poznamy po uchwaleniu ustawy to o ich ewentualnej sprzeczności z Konstytucją może wiążąco orzec tylko Trybunał Konstytucyjny, gdyż w myśl art. 8 ust. 1 ustawy zasadniczej Konstytucja, a nie prawo europejskie jest najwyższym prawem w Polsce.
Materiał ten usiłuje metodą psychologiczną wywrzeć presję na czytelniku, że mamy do czynienia z jakimiś bardzo poważnymi naruszeniami prawa, które mogą wystąpić w razie wejścia w życie ustawy, co potwierdzają poważne persony z tytułami naukowymi.
W odniesieniu posłużę się raczej przysłowiem, stanowiącym, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Ale, o jakich pieniądzach tutaj mowa? Odzwierciedleniem rodzaju korzyści materialnych jest także swoboda wypowiedzi niepodlegająca żadnej weryfikacji, za którą w ramach tantiemów można osiągnąć znaczne walory pieniężne.
Podejrzewać można, że degrengolada edukacji prowadząca na manowce przedstawicieli prawa, którzy nie pamiętają tak podstawowych wiadomości z okresu studiów, jak to, że pismo bez daty, nie może być uznane za dokument, jest przyczyną dysonansu względem władzy zmierzającej do zaostrzenia kryteriów wytworów działalności naukowej z zakresu prawa.
Jak dotychczas, wobec braku legalnej wykładni prawa, każdy prawnik, nie wyłączając tych ze stopniami czy tytułami naukowymi może przelewać na papier dowolne treści, za których sensowność w zasadzie nie ponosi żadnej odpowiedzialności.
To jest podobnie jak z sędzią, który za uwolnienie od odpowiedzialności innego sędziego w związku z dokonaną kradzieżą, też żadnej odpowiedzialności nie ponosi. Mamy, więc do czynienia z towarzystwem wzajemnej adoracji, którzy bronią się jak mogą przed rzetelnością oceny ich pracy.
Funkcjonujące eldorado dla takich osób, powoduje, że wszelkie reformy mogą być prowadzone tylko w taki sposób, aby w efekcie niczego nie zmieniły. Tyle, że społeczeństwo nie jest tym zainteresowane, gdyż powszechnie opowiada się za orzecznictwem sądowym obiektywnie sprawiedliwym.
Jak ktoś przez dziesiątki lat przyzwyczaił się do kompletnej bezkarności za to, co czyni, to rzecz jasna, że będzie ostro zwalczał każdego reformatora i dlatego widzimy „marsz w togach”, podczas którego są wygłaszane górnolotne frazesy o działaniu w interesie społeczeństwa.
Usiłując łatwiej trafić do społeczności wyborczej, co bardziej przebiegli politycy nasycają to wszystko potrzebą szybkiego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, wkładając twierdzenie w usta przeciętnego człowieka, przy czym zapominają o tym, że nikomu nie jest potrzebny szybko wydany niesprawiedliwy wyrok!
Bylejakość pomału opanowuje nasze społeczeństwo i to jest chyba bardzo trafna diagnoza. Nie szanujemy własnej profesji, własnego wykształcenia, sprzeniewierzamy się temu, czego nas uczyli nasi mistrzowie uniwersyteccy i uważamy, że wszystko jest w porządku.
Tymczasem wskutek takiego marazmu traci społeczeństwo, które wymaga od nas nadal rzetelności i odpowiedzialności, czyli tego, co oficjalnie jest przez wszystkich głoszone dla niepoznaki rzeczywistych przemian prowadzących do kompletnej degrengolady prawa.
Ciekawi mnie, dlaczego 15 przedstawicieli wydziałów prawa naszych uniwersytetów nie zajmie się bardzo poważnym problemem przywrócenia legalnej wykładni ustaw, której brak powoduje te wszystkie bieżące zawirowania ze stosowaniem prawa i całej działalności prawniczej?
A przecież oni o tym doskonale wiedzą, o czym świadczą publiczne wypowiedzi jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tej profesji w osobie prof. dra hab. Andrzeja Zolla, który w dwóch publikacjach książkowych z 2013 r. i 2017 r. , o których wspominałem w felietonie pt. „Chciałbym zrozumieć”, wyraźnie optuje za przywróceniem legalnej wykładni ustaw.
Ale nasi fachowcy, prawnicy, najwyraźniej naprawę prawa usytuowali gdzieś na szarym końcu, a pierwszoplanowo mędrkują na temat niedopuszczalnej likwidacji eldorado dla sędziów i innych zawodów prawniczych, w tym dla siebie. Kasa, jak widać ma w naszym społeczeństwie przemożne znaczenie i to zdobywana najmniejszym wysiłkiem.
A ja tak sobie myślę, że jeśli ktoś kosztem społeczeństwa bezpłatnie zdobył wykształcenie, to jest winny temu społeczeństwu rewanż w postaci dzielenia się z nim rzetelnie pozyskaną wiedzą i wykorzystywaniem tej wiedzy z korzyścią dla fundatorów jego edukacji.
Karabeusz