Ostatnio przeczytałem artykuł A. Grabowskiego na temat domniemania konstytucyjności ustawy (http://konstytucyjny.pl/domniemanie-konstytucyjnosci-to-nie-domniemanie-obowiazywania-andrzej-grabowski/). Autor dowodzi, że domniemanie konstytucyjności może mieć miejsce zarówno przed wejściem w życie ustawy, jak i po wejściu w życie ustawy.
Dla rozróżnienia, ten drugi przypadek nazywa domniemaniem zgodności z Konstytucją ustawy w sferze jej obowiązywania. Zagadnienia podnoszone przez A. Grabowskiego nasuwają mi podejrzenie tworzenia teoretycznych hipotez, które dla praktyki stosowania prawa nie mają większego znaczenia.
Domniemanie konstytucyjności ustawy występuje w sferze skutków prawnych jedynie na etapie jej obowiązywania, względnie wyjątkowo już po uchyleniu ustawy.
W tym ostatnim przypadku ma to miejsce wyłącznie wówczas, gdy zaistnieje potrzeba oceny skutków prawnych dla obywatela wynikających z uchylonej już ustawy w okresie, kiedy ona jeszcze obowiązywała.
Zanim ustawa wejdzie w życie nie mamy z domniemaniem prawnym jej konstytucyjności w ogóle do czynienia, co jest logicznie jasne, bo rozważania tego zagadnienia miałyby takie samo znaczenie prawne, jak ocena zgodności z Konstytucją dowolnej beletrystyki!
Powoływany przez A. Grabowskiego art. 122 Konstytucji dotyczący skierowania przez Prezydenta ustawy do Trybunału Konstytucyjnego przed jej podpisaniem nie ma znaczenia prawnego w zakresie domniemania zgodności ustawy z Konstytucją, ponieważ w tym momencie ustawa nie obowiązuje, toteż sprawa jest bezprzedmiotowa prawnie.
Powoływane nietrafnie sformułowania z uzasadnień orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że ustawa uchwalona przez Sejm już posiada przymiot domniemania zgodności z Konstytucją, polegają na nieporozumieniu, ponieważ to domniemanie ma charakter postulatywny, a nie prawny.
Oczywiście zakładamy, że Sejm uchwala ustawy zgodne z Konstytucją, ale jest to założenie w sferze potocznej tak jak teoretycznie zakładamy, np., że świadek przesłuchiwany w tym charakterze po pouczeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania będzie mówił prawdę, ale dopóki takie zeznania nie zostaną złożone i następnie przeanalizowane, owo założenie ma charakter czysto teoretyczny.
Podobnie jest z uchwaloną ustawą przez Sejm, która charakteryzuje się w potocznym rozumieniu domniemaniem zgodności z Konstytucją nie tylko w momencie jej uchwalania, ale od samego początku procesu legislacyjnego, a także na etapie kontroli ustawy dokonywanej przez Senat.
Dopóki jednak ustawa nie wejdzie w życie w drodze opublikowania w Dzienniku Ustaw założenie jej zgodności z Konstytucją ma charakter wyłącznie postulatywny, a prawny charakter nabiera dopiero z dniem, z którym ten akt prawny zaczyna obowiązywać.
Domniemanie zgodność ustawy z ustawą zasadniczą jest paradygmatem prawnym mającym na celu stworzenie zasady, zgodnie z którą ze względu na potrzebę pewności prawa przyjmuje się, że każda wprowadzona, jako obowiązująca ustawa, czyli zasadniczo z chwilą jej opublikowania, jest aktem prawnym zgodnym z Konstytucją, a zatem zobowiązującym wszystkie podmioty, do których jest skierowana do jej przestrzegania.
Z zasady tej wynika, że każdy podmiot, którego ustawa dotyczy ma obowiązek postępowania zgodnie z jej postanowieniami i nie może sprzeciwiać się tym przepisom, bo jeśli to zrobi, to czekają go określone negatywne konsekwencje prawne.
Odpowiedzialność za niepodporządkowanie się przepisom ustawy dotyczy zarówno podmiotu prywatnego, jak i podmiotu publicznego, bowiem każdy z nich będzie ponosił odpowiednie konsekwencje prawne za naruszenie reguł ustawowych.
Odmowa zastosowania się do regulacji zawartych w ustawie może mieć miejsce wówczas, gdy określony podmiot uzna, że przepisy ustawy zwykłej pozostają w sprzeczności z przepisami Konstytucji i podejmie ryzyko udowodnienia tego faktu.
W toku postępowania przed sądem, lub Trybunałem Konstytucyjnym, podmiot odmawiający zastosowania się do przepisów ustawy będzie musiał szczegółowo uzasadnić swoje twierdzenia, a sąd w sprawie indywidualnej lub Trybunał Konstytucyjny w trybie badania zgodności przepisu ustawy z Konstytucją tylko wtedy uwolni kwestionującego ustawę od odpowiedzialności, jeśli podzieli te racje.
Pozytywne dla zainteresowanego prawomocne orzeczenie sądu wiąże tylko w tej sprawie, co oznacza, że jedynie podmiot będący stroną sporu będzie uwolniony od odpowiedzialności w tym konkretnym przypadku rozstrzyganym przez sąd.
Orzeczenie pozostanie bez większego znaczenia dla innych podmiotów zobowiązanych do przestrzegania przepisów tej ustawy, ponieważ związanie dotyczy tylko stanu faktycznego dotyczącego stron procesu.
Inaczej rzecz wygląda w przypadku oceny przepisu ustawy zwykłej przez Trybunał Konstytucyjny pod względem zgodności z Konstytucją.
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego niezgodność przepisu ustawy z Konstytucją powoduje ten skutek, że przepis z chwilą opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw traci swoją moc prawną, chyba, że Trybunał ustali inny termin utraty mocy obowiązującej.
W konsekwencji takiego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wszystkie podmioty zobowiązane dotychczas do przestrzegania przepisów ocenianej ustawy, przestają posiadać ten obowiązek, gdyż akt prawny stracił swoją moc prawną.
Częściej jednak się zdarza, że Trybunał Konstytucyjny wydaje tzw. wyrok interpretacyjny, to znaczy w wyniku stwierdzenia sprzeczności danego przepisu z Konstytucją, nie eliminuje tej regulacji z obrotu prawnego, tylko stwierdza, że niedopuszczalny jest określony sposób zastosowania przepisu.
W takim wypadku orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wywiera skutek powszechny, co oznacza, że stwierdzony sposób stosowania analizowanego przepisu jest niedopuszczalny, a każdy podmiot dotychczas zobowiązany do przestrzegania w taki sposób tej regulacji, jest po wydaniu i opublikowaniu wyroku interpretacyjnego uwolniony od tego obowiązku.
Trzeba przy tym dodać, że w sprawie wyroków interpretacyjnych istnieje, niedopuszczalny moim zdaniem spór między TK, a SN polegający na tym, że Sąd Najwyższy nie uznaje za powszechnie wiążące tego rodzaju wyroki, co jest nadużyciem niezgodnym z prawem.
Wiążący charakter wyroku interpretacyjnego wywodzi się stąd, że jeżeli Trybunałowi Konstytucyjnemu wolno coś więcej, czyli wolno dany przepis wyeliminować z obrotu prawnego, to wolno mu także coś mniej, czyli określić, w jaki sposób zgodnie z Konstytucją przepis ten może, albo nie może być stosowany.
Wiążący charakter wyroku interpretacyjnego Trybunału Konstytucyjnego wzmacnia jeszcze przesłanka korzyści społecznej, gdyż rozstrzygnięcie wyjaśnia powtarzalne problemy na tle stosowania przepisów ustaw zwykłych podejrzanych o niezgodność z ustawą zasadniczą, a tym samym eliminuje powszechne spory i przywraca ład prawny.
Sąd Najwyższy oponując przeciwko takiemu związaniu wyrokiem interpretacyjnym, bezpodstawnie przypisuje sobie większą rolę, aniżeli posiada w tym zakresie Trybunał Konstytucyjny.
Nadrzędna rola Trybunału Konstytucyjnego w stosunku do Sądu Najwyższego wynika z faktu, że sędzia Trybunału Konstytucyjnego jest związany tylko przepisami Konstytucji (art.195 ust. 1 Konstytucji), podczas, gdy sędzia sądów realizujących wymiar sprawiedliwości, w tym Sądu Najwyższego jest związany zarówno Konstytucją jak i ustawą (art. 178 ust.1 Konstytucji).
Z tego powodu w sferze oceny zgodności ustawy zwykłej z przepisami Konstytucji, nie można przypisywać Sądowi Najwyższemu większego znaczenia niż Trybunałowi Konstytucyjnemu, a ewentualne takie postępowanie uznać należy za oczywiście naruszające uprawnienia sądowe.
W ramach poprawnej procedury, sąd nie może wprost stwierdzić, że dany jasny przepis ustawy jest sprzeczny z Konstytucją i dlatego odmówi jego zastosowania w indywidualnie orzekanej sprawie, gdyż tym sposobem sędzia naruszy swoje konstytucyjne kompetencje, nie podporządkowując się obowiązkowi przestrzegania przepisów ustawy, czyli postąpi wbrew art. 178 ust. 1 Konstytucji.
Sąd może natomiast wyjątkowo odmówić zastosowania określonego przepisu w dany sposób, jeżeli badana regulacja prawna ma charakter niejednoznaczny i w drodze wykładni sąd ustali inny aniżeli stosowany dotychczas sposób zastosowania tego przepisu, tj. sposób zgodny z Konstytucją.
Wynika to z art. 177 Konstytucji, w myśl którego sądy powszechne sprawują wymiar sprawiedliwości we wszystkich sprawach, z wyjątkiem spraw ustawowo zastrzeżonych dla właściwości innych sądów.
Sprawowanie wymiaru sprawiedliwości oznacza dokonywanie zastosowania danego przepisu w sposób adekwatny do stanu faktycznego rozstrzyganej sprawy.
W ramach tych działań sąd jest uprawniony do interpretacji prawnej ustaw, natomiast nie jest uprawniony do stwierdzania niezgodności ustawy z Konstytucją, gdyż ta kompetencja jest przypisana wyraźnie w art.188 Konstytucji Trybunałowi Konstytucyjnemu.
Wykładnia sądu kwestionująca sprzeczność przepisu ustawy z Konstytucją nie może jednak dotyczyć ani przepisu jasno, konkretnie, ostro skonstruowanego, ani możliwości dokonania wykładni, która w całości wyeliminuje analizowany przepis z obrotu prawnego.
Odmienny sposób podstępowania oznacza sędziokrację, polegającą na tym, że sędzia usiłuje zawłaszczyć kompetencje prawne, które nie są mu przypisane w ustawie zasadniczej. Tym samym sprzeniewierza się Konstytucji, co uzasadnia eliminację z zawodu.
A. Grabowski za M. Matczakiem proponuje odczytanie domniemania konstytucyjności, zrywające z dotychczasowym paradygmatem doktrynalnym.
Ich zdaniem, w aktualnej sytuacji: „Domniemanie konstytucyjności zaczyna funkcjonować inaczej: ustawa jest uznawana za konstytucyjną, dopóki na podstawie art. 8 ust. 2 [chyba Konstytucji, dopisek mój] i na podstawie zasady lex superior derogat legi inferiori (prawo wyższe ma pierwszeństwo stosowania przed prawem niższym) nie zakwestionują jej sądy.”
Nieprecyzyjność w zakresie przywołanej podstawy prawnej, poczytać trzeba na karb dość powszechnie rozszerzającej się bylejakości, przy czym autorzy skrzętnie pomijają konkretną podstawę prawną uprawnienia sądu, ponieważ jej nie ma, a górnolotnymi zwrotami usiłują pokryć ten brak.
Wyjaśniając poprawność reguł konstytucyjnych przywołać trzeba art. 7 Konstytucji, zgodnie z którym organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, a więc sąd nie może wykraczać poza uprawnienia wynikające ze sprawowania wymiaru sprawiedliwości.
Wyraźny podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą oraz konstytucyjnie przypisane poszczególnym rodzajom władzy kompetencje wykluczają możliwość wykraczania poza tak sprecyzowane granice (art.10 ust. 1 w związku z art. 188 Konstytucji).
W ramach władzy sądowniczej funkcjonują trybunały i sądy (art. 173 Konstytucji), a w myśl art. 188 i 189 Konstytucji o zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją kompetencje do orzekania posiada wyłącznie Trybunał Konstytucyjny i tenże jest również uprawniony do rozstrzygania sporów kompetencyjnych pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami państwa.
Tymczasem „prawem Kaduka” Sąd Najwyższy uzurpuje sobie uprawnienie do decydowania o tym, kto jest, a kto nie jest formalnie sędzią uprawnionym do orzekania.
Przy czym dla uzasadnienia tej kompetencji powołuje się przepisy procesowe karne, cywilne i administracyjne przyznające każdemu sądowi w ramach kontroli orzecznictwa niższej instancji prawo badania poprawności składu sądowego, który wydał zaskarżone orzeczenie.
Oczywiście, że takie uprawnienie każdy sąd posiada i ma obowiązek je realizować, zgodnie ze szczegółowymi w tym zakresie przepisami procesowymi, ale to nie ma nic wspólnego z podważaniem legalności powołania sędziego przez Prezydenta!
Przykładowo, art. 28-30 Kodeksu postępowania karnego określają, jaki skład sądowy powinien orzekać w konkretnych, scharakteryzowanych sprawach i w świetle tych przepisów sąd rozpatrujący apelację ma obowiązek badać poprawność faktyczną składu sądowego I instancji.
Dlaczego sędziowie pozwalają sobie na podważanie uprawnień konstytucyjnych głowy państwa? Powód jest oczywisty, a polega na braku legalnej wykładni, który to stan dopuszcza dowolność w zakresie interpretacji prawa i tym samym pozwala na rażące naruszenia pryncypiów praworządności.
Tylko przy pomocy legalnej, wiążącej wykładni ustaw można by przywrócić do porządku tych, którzy pozwalają sobie na tak rażące naruszenia obowiązującego w Polsce porządku prawnego, ponieważ zasadniczo naruszenie legalnej, wiążącej wykładni skutkuje w postaci rażącego naruszenia prawa, stanowiącego podstawę odpowiedzialności penalizacyjnej.
W braku tego elementu mającego zasadniczy wpływ, na jako taką praworządność obserwujemy dość powszechnie, jak w totalną opozycję wpisują się przedstawiciele profesji prawniczych usiłujący bez konkretnych argumentów prawnych zarzucać Prezydentowi naruszenia Konstytucji.
Znamienne jest to, że głosiciele tych zarzutów, nie wskazują uzasadnionych konkretnych podstaw prawnych formułowanych zarzutów, a niektóre gremia w ferworze takich działań zapominają nawet o podstawowych wiadomościach, jakie powinny wynieść ze studiów uniwersyteckich na wydziale prawa i administracji.
Klasycznym przykładem jest Stanowisko dziekanów wydziałów prawa w sprawie poselskiego projektu ustawy z 12 grudnia 2019 r. (druk nr 69/IX kadencja Sejmu) zamieszczone na stronie UJ.
Jeśli sięgnąć do tego pisma, czy materiału, to się okazuje, że nie ma ono przymiotu dokumentu ani prywatnego, ani publicznego.
Jak mnie uczył mój krakowski mistrz uniwersytecki z zakresu prawa administracyjnego, każde pismo, aby miało przymiot dokumentu prywatnego lub publicznego musi posiadać miejsce i datę wydania. Tymczasem w tym stanowisku na próżno szukać tych elementów!
Okazuje się, że przedstawiciele 15 jednostek uniwersyteckich podpisujący ten dokument, będący kwiatem prawniczym w Polsce lekceważą wymagania niezbędne dla dokumentu prywatnego lub publicznego.
To nie pierwszy tego rodzaju materiał, który ani daty ani miejsca wydania nie posiada, wobec czego o jakimś zwykłym przeoczeniu nie może być mowy (por. apel prezydium KRASP do Prezydenta https://amu.edu.pl/__data/assets/pdf_file/0026/9881/apel_prezydium_krasp.pdf).
Pierwsza odpowiedź kojarzy się z ogólną degrengoladą nauki polskiej. Przecież absolwenci nie tylko szkoły podstawowej, czy szkoły średniej, ale także absolwenci wyższych uczelni technicznych nie znają tabliczki mnożenia!
Bez komórki, czy laptopa, w których można uruchomić liczydło, czyli kalkulator, 2 x 2 nie pomnożą, bo to jest za trudne zadanie.
Podobnie najwyraźniej szacowni profesorowie podpisujący się pod apelem w ferworze walki zapomnieli o cechach charakteryzujących dokument w rozumieniu prawa administracyjnego.
Druga możliwość, jaka mi się kojarzy sprowadza się do celowego pominięcia w tym piśmie cech dokumentu. Po co, ktoś spyta? Odpowiedź jest prosta.
Gdyby tak komuś przyszedł do głowy zamiar złożenia do sądu pozwu o zniesławienie, to mamy bardzo łatwy wybieg, polegający na tym, że ów materiał nie ma formalnie charakteru dokumentu, a zatem zarzut taki też ostać się, ze względów formalnych, nie może.
Trzecie wyjaśnienie wydaje się najbardziej prawdopodobne, a wynika z powszechnie znanego faktu związanego z charakterem opracowań naukowych i tym samym wypowiedzi nauczycieli akademickich, zajmujących się problematyką naukową.
Każda nauka, w tym nauki prawne przynoszą owoce w postaci różnych opracowań, które z założenia mogą mieć trojaki charakter, czyli mogą to być opracowania słuszne, opracowania kontrowersyjne i opracowania błędne, co odpowiednio dotyczy naukowych wypowiedzi przedstawicieli tych profesji.
W sferze medialnej przyjmuje się jednak bezpodstawnie, że profesor będący specjalistą z danej dziedziny nauk np. prawnych, to, co publicznie głosi jest oczywistą prawdą, niepodlegającą żadnej dyskusji.
W praktyce jest to założenie nieprawdziwe, czego najlepszym dowodem jest opinia Komisji Weneckiej na temat dopuszczalności orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego w sprawie orzekania o konstytucyjności ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, co pozostaje w ewidentnej sprzeczności z art. 45 ust. 1 Konstytucji wykluczającym z orzekania sędziego, który nie jest bezstronny.
A teraz przeanalizujmy powołane wcześniej stanowisko dziekanów 15 wydziałów prawa. Właściwie wszystkie podnoszone zarzuty w tym materiale sprowadzają się do twierdzenia, że obecnie sędzia nie jest bezstronny, ponieważ został wybrany przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa, co w związku z tym narusza zasadę bezstronności sędziego zapisaną w art. 45 ust. 1 Konstytucji.
To jest zresztą dość interesująca konstatacja. Najpierw gardłowano za tym, że orzeczenia TK podejmowane we własnej sprawie nie są ogłaszane, w warunkach, gdy rzeczywiście wyrokowanie przez TK było oczywiście niedopuszczalne, a teraz na podstawie wyssanych z palca zarzutów usiłuje się dowodzić, że każdy sędzia wybrany pod rządami aktualnych przepisów jest rzekomo pozbawiony cech niezawisłości i bezstronności.
Szczegółowe zarzuty dla większego wrażenia pogrupowano w pięciu odrębnych tekstach, do czego być może w przyszłości szerzej powrócę, gdyż polemika z tymi twierdzeniami nasuwa się jako oczywista, a są to:
- Nadmierne ograniczenie autonomii samorządu sędziowskiego
- Wyłączenie spod kontroli sądowej kwestii legalności powołania i funkcjonowania organów rozstrzygających sprawy obywateli
- Ograniczenie podstawowych praw i wolności sędziów, jako obywateli Rzeczypospolitej Polskiej
- Wprowadzenie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów za ich zgodną z prawem działalność orzeczniczą oraz stosowanie Konstytucji i prawa Unii Europejskiej
- Zmiana procedury wyboru Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego.
W sumie te szczegółowe zarzuty nie mają rzeczowego uzasadnienia prawnego, ponieważ zgodnie z art. 176 ust. 2 Konstytucji ustrój sądów określają ustawy, a o sprzeczności całej ustawy ustrojowej z Konstytucją orzec może jedynie Trybunał Konstytucyjny, zgodnie z wyraźną treścią art. 188 pkt. 1 Konstytucji i właściwie na tym można by zakończyć dyskusję.
Przejdźmy jednak do najważniejszego zarzutu upolitycznienia KRS-u i tym samym stworzenia stanu niegwarantującego niezawisłości i bezstronności sędziego, co miałoby, jak twierdzi to stanowisko, naruszać art. 45 ust. 1 Konstytucji.
Jak wiadomo w ramach poprzedniej ustawy nowelizującej ustrój sądów, ustawodawca chciał pozbawić Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego pełnionej funkcji przed upływem kadencji, a także chciał wybierać sędziów do KRS-u zwykłą większością głosów poselskich.
Prezydent Andrzej Duda, jako czuwający nad przestrzeganiem Konstytucji, zgodnie z art.126 ust. 2 ustawy zasadniczej, słusznie zawetował tę ustawę, dopatrując się naruszenia art. 183 ust. 3 Konstytucji.
W konsekwencji, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego pozostała na swoim stanowisku, a sędziów do KRS zaczęto wedle nowych przepisów wybierać większością 2/3 składu Sejmu, co Prezydent uznał za uzasadnione wobec powszechnych zarzutów dotyczących upolitycznienia sędziów.
I znowu wracamy do degrengolady nauki polskiej. Okazuje się, że grono szacownych polskich przedstawicieli wydziałów prawa zapomniało zupełnie problematyki ułamkowej.
Oni nie potrafią obliczyć, jaki jest stosunek 235 posłów PiS-u do ogólnej liczby 460 parlamentarzystów i czy to jest więcej, czy mniej niż 2/3?
Przeciętny polski wyborca jednak ułamki pojmuje, wobec tego doskonale wie, że sędziowie do KRS zostali wybrani większości 2/3 składu Sejmu, a skoro dla takiej większości nie była wystarczająca liczba posłów aktualnie rządzącej formacji PiS, to rzecz jasna o jakimkolwiek upolitycznieniu KRS, czy w następstwie tego sędziów, nie może być mowy.
Z uwagi na to, że od kilku lat funkcjonuje totalna opozycja, w działalność której wpisują się dziekani, (a nie rady wydziałów, co jest pocieszające, bo to by oznaczało malejące poparcie dla totalnej krytyki rządzących), toteż mamy do czynienia z publikowaniem opracowań pod z góry założoną tezę, jak również szeregiem publicznych wypowiedzi profesorów specjalistów z zakresu różnych dziedzin prawa, którzy na bazie jedynie swojego tytułu naukowego usiłują nas przekonać o głoszonej delfickiej prawdzie…
Jak na razie propagandowo-napadowe tezy przeciwko aktualnej władzy napastnikom wychodzą dość miernie, ponieważ usiłują odwracać w prawie kota ogonem i przekonać nas o tym, że ważniejsze jest jakieś orzeczenie Sądu Najwyższego, czy Trybunału Sprawiedliwości UE, aniżeli ustawa zwykła naprawiająca ustrój sądownictwa w Polsce posiadająca domniemanie zgodności z przepisami Konstytucji, jako najwyższym prawem obowiązującym w III RP (art. 8 ust. 1 Konstytucji).
Karabeusz