MUSIAŁA ODEJŚĆ…

Mamy do czynienia z nietypową sytuacją, kiedy to najpoważniejsza opozycyjna kandydatka na Prezydenta RP musiała zaprzestać walki o ten urząd. Wyprowadzili ją sami swoi, tak jak poprzednio beztrosko bez właściwego przemyślenia desygnowali do tej konkurencji.

Patrząc z boku można podejrzewać szereg zjawisk wymagających analizy z psychologiczno-politycznego punktu widzenia. Przede wszystkim kandydatka od początku nie nadawała się do tej funkcji, tak, jak być może nie pasuje w ogóle do roli członka obecnej Platformy.

Analiza jej wypowiedzi prowadzi do wniosku, że traktuje dyskusję polityczną, jako wymianę prawdziwych zdań na określony temat. Tymczasem ten sposób współzawodnictwa politycznego nie przystaje do jej partyjnego gremium.

Cóż się stało, że należy do Platformy, pełniła i pełni w jej imieniu ważne funkcje polityczno-państwowe? Nie można wykluczyć takiej hipotezy, że naprawdę uwierzyła, iż PO jest w jakiejś mierze spadkobiercą Narodowej Demokracji, z którą wiązany był jej przodek, Prezydent II RP Stanisław Wojciechowski.

Rozważania te mają charakter luźny, ponieważ Stanisław Wojciechowski nie należał do Narodowej Demokracji, choć był w pewnym zakresie z nią utożsamiany, jako chroniący demokracji, która uprzednio doprowadziła do zamordowania Prezydenta Gabriela Narutowicza, a dalsze jej trwanie mogło, zdaniem Józefa Piłsudskiego, doprowadzić do kompletnego rozkładu państwa, dopiero co stworzonego po latach niewoli.

Miałem podobną sytuację w rodzinie, która po linii ojca ściśle współpracowała z Romanem Dmowskim, bo mój dziadek Michał był członkiem 20 osobowej Wielkiej Rady Obozu Wielkiej Polski, której tenże prezesował, stąd niektórzy moi krewni do niedawna uważali popieranie PO za normalną kontynuację demokratycznych myśli tejże formacji politycznej.

Patrząc historycznie, nie tylko nie poszedłem tym tropem, ale w ogóle nie łączę Narodowej Demokracji z dzisiejszą Platformą Obywatelską, bo to by uwłaczało honorowi niektórych jej członków założycieli…

Obracam się oczywiście w gronie domniemań i przypuszczeń, ale te zdają się potwierdzać stawianą tezę o uczciwości kandydatki, którą stać było na formułowanie prawdziwych ocen przeciwnika politycznego.

Już po wybraniu do tej roli oświadczyła, że Jarosławowi Kaczyńskiemu zależy tylko na Polsce, co stanowi niezaprzeczalną prawdę. Rzecz w tym, że ów zarzut, w ocenie Polaków wypadł pozytywnie dla przywódcy PiS-u.

Rzeczywiście, Jarosław Kaczyński, tak jak każdy przywódca demokratycznej europejskiej partii politycznej dba wyłącznie o interes własnego kraju, a ten sposób podejścia jest pomimo przynależności do międzynarodowych paktów powszechnie stosowany i uważany za słuszny.

Ta oczywistość nie pasowała do polityki PO, która wbrew narodowi uważa, że ważniejsza jest wspólnota europejska, aniżeli państwo członkowskie i możliwe, że kandydatka w to twierdzenie uwierzyła, choć wszyscy europejscy przywódcy państw unijnych dbają przede wszystkim o interes swojego kraju.

Reszta szumu medialnego, czy politycznego, to zwykły pozór realizowany na potrzeby gawiedzi, która powinna uwierzyć, że Unia Europejska jest czymś absolutnie nadzwyczajnym (skojarzenie z absolutnie nadzwyczajną kastą!), co trzeba wspierać, nawet wbrew interesowi własnego narodu.

Prostolinijny charakter kandydatki nie pasował do wyborów prezydenckich, w których niejeden polityk opowiada bajki, ale autorzy rozwiązania sądzili, że jedyna kobiet już na starcie dostanie pokaźny bonus premiowy poparcia i utrzyma go do finału.

Tak się nie stało nie z powodu szeregu wpadek kandydatki, gdyż nie takie wyczyny suweren wybaczał swoim kandydatom na przywódcę, ale przede wszystkim ze względu na to, że jej wystąpienia nie współgrały z odmienną intrygancką partyjną linią polityczną.

Jak się nie ma za sobą rzeczowych, konkretnych argumentów, to w polityce musi się kłamać na potęgę, a tego robić kandydatka nie potrafiła i stąd zaistniała konieczność osobowej podmiany.

Z szumowin wiślanych oderwany nowy polityk, po którym gnój ściekowy spłynął, jak po kaczce, dziś pokaże, że można z odchodów zbudować pozycję poważnego kandydata na Prezydenta RP…

Można prorokować, że w tej konfiguracji kłamstw i pomówień, w stosunku głównie do urzędującego Prezydenta, będzie usiłował wyprzedzić znanego politycznego poprzednika, który na totalnych oszustwach niezwykle daleko zajechał…

Ale, wedle przysłowia chińskiego, dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, a poza tym obecnie z pustego i Salomon nie naleje, toteż zmiana władzy w dobie koronawirusa może jedynie pozbawić obywateli otrzymywanych korzyści socjalnych, bo jak prawił wybitny platformowy finansista – „piniędzy”, po prostu, nie ma i nie będzie…

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *