Plan Marshalla zadziałał skutecznie, stąd cała zachodnia Europa pomału, systematycznie się rozwijała, a ludność w ślad za tym podnosiła poziom życia, co wywierało korzystny skutek w aspekcie zahamowania tendencji rewolucyjnych.
Rozwój ten z czasem począł bazować także na ludności napływowej, głównie z Turcji, a także uciekinierach, czy przesiedleńcach z państw bloku wschodniego, które od czasu do czasu stwarzały legalne możliwości emigracji, aby pozbyć się ludności obcej ideowo.
Poziom dobrobytu w państwach zachodnich narastał i w końcu lat 80-tych XX wieku doprowadził do powszechnej nadprodukcji, której na własnym terenie nie dało się upłynnić, a przesyłanie jej na inne kontynenty było z wielu względów nieopłacalne.
Przez cały czas kształtował się zasadniczy rozdźwięk między gospodarką zachodnią a wschodnią, głównie z powodu nierealnych założeń socjalistycznej ekonomii, która chciała, aby twarde prawa ekonomiczne w tym ustroju inaczej działały.
W pewnym momencie nowatorska gospodarka socjalistyczna nie tylko gwałtownie obniżyła poziom życia ludności, ale też doprowadziła do otwartych buntów i działań zmierzających pod płaszczykiem praw pracowniczych i obywatelskich do zmiany ustroju.
Powstały wtedy warunki do likwidacji żelaznej kurtyny, tym bardziej, że Prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow wykazywał oznaki otwarcia się na zachód, rozumiejąc krach radzieckiej socjalistycznej ekonomii.
Z drugiej strony Papież Jan Paweł II silnie oddziaływał duchowo na powstanie solidarności ludzi pracy wrogo nastawionych do radzieckiego zamordyzmu, mimo prowadzonej już przez kilka lat tzw. pierestrojki.
Takie zgodne, jednokierunkowe zdarzenia doprowadziły do zburzenia muru berlińskiego, połączenia NRD z RFN oraz budowy nowych ustrojów w państwach byłego bloku socjalistycznego.
Narastające dysproporcje pomiędzy poziomem życia na zachodzie i wschodzie Europy łatwo przekształciły się w medialne dążenia wolnościowe dawnych enklaw reżymowych, którym pokazywano zachód, jako wzór do naśladowania.
Jednocześnie likwidację żelaznej kurtyny wykorzystano w sferze medialno-polityczno-propagandowej celem urobienia wschodniego społeczeństwa do spolegliwości w zakresie naprawy ustroju i gospodarki.
W ramach niesienia pomocy, poczęto narzucać nowo powstałym demokracjom wschodnim takie rozwiązania gospodarcze, które miały zachować dotychczasową dysproporcję między wschodem a zachodem, z czego wyłączone były jedynie scalające się Niemcy.
Propagandowe doniesienia wolnościowe i obejmowanie rządów w państwach wschodniej Europy przez cwaniaków ekonomiczno-politycznych w znacznej mierze wywodzących się ze starej reżymowej komuny, przefarbowanych na socjaldemokratów, pozwoliły na sprawne zorganizowanie i przeprowadzenie tego manewru.
Kraje wschodniej Europy stały się dla zachodniej Europy postkolonialnymi terenami, które można było wykorzystywać właśnie, jako takie pod płaszczykiem wdrażania tam fantastycznego zachodniego ustroju demokratycznego.
Zawirowania polityczne w krajach wschodnich interpretowane często przez zdobywające przewagę media zachodnie, pozwoliły na takie otumanienie społeczeństw, że te przyjęły bez sprzeciwu pozycję obszaru kolonialnego.
Dopuszczono bez oporu do likwidacji przedsiębiorstw nawet dobrze funkcjonujących w ramach nowo mowy gloryfikującej gospodarkę wolnorynkową. W rzeczywistości było to utrącenie konkurencji wschodniej, zagrażającej zachodnim kapitalistom.
Medialnie powszechnie rozgłaszano wolność i demokrację, którą słownie bogato darzono wschodnich sąsiadów, zakulisowo cynicznie wykorzystując ich od strony gospodarczej. Realnie w 1989 r. kapitaliści zachodnioeuropejscy stali na skraju poważnego krachu gospodarczego w wyniku powszechnej nadprodukcji przemysłowej.
Otwarcie rynków wschodniej Europy było dla nich wybawieniem. Uczciwa współpraca powinna polegać na pomocy organizacyjno-techniczno-technologicznej dla partnerów wschodnich.
Tymczasem zachodni kapitaliści po zażegnaniu swojego krachu gospodarczego poczęli kraje wschodnie traktować jak dawne kolonie, z ta różnicą, że wyzysk gospodarczy nie przybierał formy otwartej, lecz zakamuflowaną.
W pierwszym rzędzie opanowano np. w Polsce większość mediów po to, aby oszukując, wmawiać rzekome dobrodziejstwa ze strony państw zachodnich. Cukierkiem za szybą była obietnica przyjęcia do wspólnoty europejskiej, której pozytywy wychwalano we wszelkich publikatorach tak naukowych jak i popularno-medialnych.
Kuszenie oparte było na przesłankach powstania Unii Europejskiej, czyli ideałach, których nie można było podważać, gdyż zbudowane były na rzeczywistych wartościach i dlatego skutecznie przekonywały do wejścia do wspólnoty.
Skrupulatnie przedstawiano warunki przystąpienia, które miały zagwarantować trzymającym kasę legalną kontrolę nad każdym krajem Europy wschodniej, a wśród nich istotne znaczenie posiadał obowiązek przystąpienia do strefy euro.
W chwili naszej akcesji, wobec braku określenia terminu wejścia do strefy euro, wydawało się, że wchodzimy do wspólnoty, jako pełnoprawny członek, który będzie traktowany na równych zasadach, jak każdy kraj Europy zachodniej.
Tymczasem z chwilą wejścia do UE krajów dawnej Europy wschodniej już rozpoczęto zakulisowe działania. Pierwszym symptomem była zmiana porozumienia nicejskiego, na co nieopacznie zgodził się Prezydent RP.
Postawiono go w sytuacji bez wyjścia, bo gdyby skutecznie zaoponował, szansa zdobycia władzy przez PiS byłaby bliska zeru, gdyż przy pomocy mediów skutecznie uczyniono by z tej partii antyeuropejską i antydemokratyczną, w warunkach powszechnej aprobaty przez Polaków naszej egzystencji we wspólnocie.
Rodacy w tak zaślepiony sposób optowali za przystąpieniem do UE, że bezrefleksyjnie przyjęli narzucone warunki. Inna sprawa, że stała za tym pokutująca u nas przez wieki zdrada narodowa odzwierciedlona w osobach, czy nawet ugrupowaniach politycznych.
Obok incydentalnych odruchów społecznego potępienia takich osób np. przez ugrupowanie pod przywództwem Jana Kilińskiego w Warszawie, dotychczas nie wypracowaliśmy skutecznego modelu eliminowania ich z życia społecznego.
Zafascynowani demokracją, a niegdyś demokracją szlachecką tolerowaliśmy węży głoszących liberum veto, co w efekcie doprowadziło do rozpadu państwa polskiego. Na tym przykładzie jasno widać, że każdy naród musi wyciągać wnioski ze swej historii, bo jeśli tego nie robi, to prędzej, czy później czeka go kataklizm.
Dowodzi tego upadek I RP, a także kolejnych powstań: kościuszkowskiego, listopadowego i styczniowego. W każdym z tych zdarzeń mieliśmy do czynienia zarówno z brakiem zaangażowania zdecydowanej większości Polaków, a także bardziej lub mniej jawnie występującymi grupami zdrajców, którzy w miejsce dobra Ojczyzny, oczekiwali w pierwszym rzędzie na osobiste majątkowe korzyści.
Naród dojrzewał do wolności pomału i w końcu w 1918 r. ją osiągnął. Powstanie II RP dowodnie wskazuje, że mobilizacja zdecydowanej większości rodaków przynosi efekty w warunkach braku istnienia zdradzieckich organizacji pozorujących dbałość o Ojczyznę.
Pomimo tworzących się w II RP partii o zróżnicowanych zapatrywaniach politycznych, nie pozwolono na panoszenie się organizacji godzących bezpośrednio i oficjalnie w państwo i dobro całego narodu.
Już pierwsze przejawy takich działań skończyły się zamachem majowym w 1926 r., który uświadomił społeczeństwu, że można tolerować odmienne poglądy polityczne, ale do momentu, do którego one nie nabierają charakteru wywrotowego.
Gdyby marszałek Józef Piłsudski nie dokonał przewrotu majowego, mogłoby dojść do daleko gorszych konsekwencji w postaci rozbicia młodego państwa polskiego bez militarnej siły Niemiec i ZSRR.
Obecnie stoimy przed bardzo poważnym wyzwaniem, a mianowicie jak zainspirować i przekonać społeczeństwo do eliminacji z polskiej sceny politycznej tych ugrupowań, które jawnie na scenie międzynarodowej występują przeciwko interesowi III RP?
Jeżeli w tym zakresie nie wypracujemy skutecznego modelu postępowania, w ramach obowiązującego ustroju demokratycznego, to niestety nie czeka nas żadna świetlana przyszłość, lecz historia upadku państwa może się kolejny raz powtórzyć.
Tadeusz Michał Nycz