W – Dziadku.
D – Co tam?
W – Miałem dzisiaj poważną rozmowę z panią.
D – O czym?
W – Dyskutowaliśmy o wolnych sądach.
D – Z jaką konkluzją?
W – Trochę się z panią posprzeczałem.
D – O co?
W – O pojęcie „wolne sądy”.
D – Na czym polegała istota sporu?
W – Powiedziałem, że „wolne sądy” to błędne określenie.
D – Dlaczego?
W – Wolne to mogą być taksówki, miejsca w kinie, czy teatrze, ale nie sądy.
D – I co pani na to?
W – Zaczęła mi powoływać większościowe autorytety prawne, które optują za wolnymi sądami.
D – Ciekawe, co odpowiedziałeś?
W – Powiedziałem, że do prawdy nie dochodzi się statystycznie.
D – Podałeś przykład?
W – Tak, Mikołaja Kopernika, który tylko obok Galileusza głosił nową teorię, a wszystkie ówczesne autorytety naukowe były, przeciw, co nie znaczy, że mieli rację.
D – I, co pani na to?
W – Trochę się zmieszała. Ale wybrnęła z sytuacji stwierdzając, że przedstawiam logiczne argumenty i podała nasz dialog, jako przykład konstruktywnej dyskusji.
D – To, w czym problem?
W – Pani coś nie lubi obecnej władzy i chyba tęskni za poprzednią.
D – Co z tego, przecież cię pochwaliła?
W – To może być cisza przed burzą.
D – Tak negatywnie ją oceniasz?
W – Ktoś, kto posługuje się często ułomnymi argumentami, może się czuć urażonym z powodu mojej przemądrzałości.
D – Myślę, że wybrnęła dobrze z tej sytuacji i dlatego nie będzie żadnych reperkusji.
W – Obyś się nie mylił. Ale to nie koniec.
D – Coś jeszcze?
W – Napomknęła o powrocie byłego premiera na triumfalnym białym koniu zwycięstwa i zapytała, co o tym sądzimy?
D – To już nie bardzo rozumiem, po co wciąga was w problematykę ściśle polityczną?
W – No właśnie z tego powodu mam obawy, co do jej przyszłego podejścia…
D – Mam nadzieję, że nie dałeś się wpuścić w tej dyskusji w maliny?
W – Powiedziałem, że intryga niemiecka jest za grubymi nićmi szyta, aby większość naszych wyborców dała się na to nabrać!
D – Pojechałeś po bandzie…
W – Na to pani się oburzyła, jak mogę tak wybitnego polskiego polityka szkalować.
D – Mam nadzieję, że skończyłeś na tym dyskusję?
W – Zapytałem ją, czy zna stopniowalność znaczenia Nikodem Dyzma?
D – Jaką stopniowalność?
W – Nie wiesz? Mamy Dyzmę pierwszego stopnia, czyli byłego pracownika Polskiej Poczty, prezesa, o mało, co premiera. Dyzmę drugiego stopnia byłego grabarza, prezesa i premiera, oraz Dyzmę trzeciego stopnia – byłego linoskoczka, prezesa, premiera, prezydenta i prezesa…
D – I, co dalej?
W – Nic. Pani zaniemówiła, chyba nie zrozumiała dokładnie aluzji i zakończyła dyskusję.
D – To wszystko?
W – W zasadzie tak. Chociaż na koniec powiedziała, że chce się widzieć z rodzicami…
D – Niestety nie posłuchałeś mojej rady i stąd być może będą kłopoty.
W – Jakiej rady?
D – Nie pamiętasz? Mówiłem ci, że na tematy polityczne, trzeba się wyrażać enigmatycznie.
W – To znaczy?
D – Najlepiej nie mów nic i broń Boże nie pisz. A jak już napiszesz, to się nie podpisuj, A jak się podpiszesz, to się nie dziw… Ale ty przecież nic nie napisałeś?
W – Na szczęście jeszcze nie. Pani coś przebąkiwała o sprawdzianie wiadomości z wiedzy współczesnej, w ramach którego ma być przeprowadzona kartkówka…
D – No to przystopowałeś na czas.
W – Nie bardzo. Bo pani wszystkie nasze dyskusje nagrywa, aby móc później je wspólnie z nami przeanalizować.
D – To wpadłeś.
W – Jak to Dziadku, przecież żyjemy w ustroju demokratycznym, w którym obowiązuje konstytucyjna wolność słowa i krytyki.
D – Teoretycznie tak.
W – Dlaczego teoretycznie, przecież są to zasady konstytucyjnie zagwarantowane?
D – No i co z tego? Masz tzw. „wolne sądy”, które mogą sobie dowolnie interpretować literę prawa, bo nie są niczym związane, nawet wyraźnie ustanowionym przepisem. To pani nauczycielka może też posługiwać się zbliżonymi metodami działania i co jej zrobisz?
W – Może masz rację, że szkoła uników jest w tych warunkach najbardziej korzystna, ale mnie złość bierze, kiedy ktoś tak bredzi na tematy oczywiste…
D – Musisz jednak znaleźć swoje miejsce w szyku, w myśl reguły, co wolno wojewodzie…, bo inaczej doczekasz się działając idealistycznie negatywnych konsekwencji.
W – Czy to się wreszcie zakończy? Przecież ponoć żyjemy w demokratycznym, praworządnym państwie.
D – Teoretycznie tak. Ale, jak się już nie raz przekonałeś na własnej skórze, pomiędzy teorią a praktyką istnieje nie do przebrnięcia przepaść…
W – Co z tym można zrobić?
D – Lekarstwo jest proste. Trzeba przywrócić legalną, wiążącą wykładnię ustaw. Wówczas każdy stosujący literę prawa będzie zmuszony liczyć się z jej rzeczywistym, jednoznacznym kierunkiem.
W – To, czemu nie zmierza do tego obecna władza, która obiecywała nam naprawę i przywrócenie praworządności?
D – Sprawa jest prawnie trochę skomplikowana. Ale i na to można znaleźć receptę. Rzecz w tym, że przywrócenie porządku prawnego, to kij, który ma dwa końce… Przywróci z czasem porządek, ale dotknie też władzy, a nawet najporządniejszy jej odłam niekoniecznie chciałby się na to narazić…!
W – No to teraz już wszystko rozumiem…
Karabeusz