Słysząc od czasu do czasu wypowiedzi niektórych polskich polityków na forum krajowym i zagranicznym, postawiłem sobie pytanie – jak powstaje mechanizm zdrady? Po dłuższej analizie, doszedłem do wniosku, że problem ten jest niezwykle skomplikowany.
Przede wszystkim, aby można było mówić o zdradzie, trzeba to pojęcie zdefiniować. Zawężam znaczenie, do zdrady polityków, skoro o nich mowa, ale wyjaśniając je, będę zmuszony odwoływać się także do potocznego znaczenia.
Każdy nasz parlamentarzysta przed rozpoczęciem sprawowania mandatu posła, czy senatora, składa w myśl art. 104 ust. 2 Konstytucji, następujące ślubowanie:
„Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumienie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Polski, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”.
Czy polityk polski, który na forum Unii Europejskiej domaga się nałożenia sankcji na Polskę za naruszenie unijnych zasad demokracji, wyczerpuje definicyjne znaczenie pojęcia zdrady? W potocznym rozumieniu, oczywiście tak.
Polityczne znaczenie jest już bardziej złożone. Można bowiem dowodzić, że funkcjonowanie państwa polskiego oparte na bliskiej współpracy z Niemcami i nawet pewnej uległości może być suma summarum dla nas korzystne.
W związku z tym, sprzeciwianie się rządzącym, którzy uważają inaczej, może być rozumiane, jako de facto działanie w interesie narodu. Dalszy problem sprowadza się do tego, czy żądanie sankcji jest merytorycznie uzasadnione, czyli, czy mamy rzeczywiście do czynienia z naruszeniem zasad demokracji unijnej?
Ustalenie prawdy, która ze względu na dowolność dyskusji i wygłaszania poglądów, jak wiadomo ma powszechnie dwa oblicza medialne, nie jest proste. W sprawach istotnych dla państwa podstawowe takie zagadnienia musi regulować prawo i faktycznie reguluje.
Skąd się zatem bierze nierozwiązana kwestia naruszania, czy nienaruszania zasad demokracji? Ma ona swoje źródło w braku mechanizmu, gwarantującego na wypadek wątpliwości, pewność rozumienia i stosowania prawa.
Pierwszy zarzut stawiany Polsce od 2015 r. to łamanie Konstytucji w kwestii szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Rządzący dowodzili, że są to zarzuty wyssane z palca, ponieważ wszelkie czynione przez nich przedsięwzięcia mają umocowanie w Konstytucji RP.
Wyjaśnienie było dosyć sensowne, tyle, że nie zostało poparte wiążącą mocą wykładni ustawy zasadniczej. W konsekwencji, można je było próbować uznawać za gołosłowne i łatwo podważać na forum międzynarodowym.
Logiczny przebieg zdarzeń wykazuje wyraźnie, że naszej władzy niezbędna jest legalna, wiążąca wykładnia ustaw, w tym ustawy zasadniczej. Praktyka pokazuje, że rozstrzygnięcia odpowiednika naszego Trybunału Konstytucyjnego dokonywane w innych państwach unijnych są honorowane.
W interesie obecnie rządzących leży, aby przywrócić Trybunałowi Konstytucyjnemu prawo wydawania legalnej wykładni ustaw. Jak to zrobić wobec braku kwalifikowanej większości parlamentarnej potrzebnej do zmiany Konstytucji, opisałem w „Epopei prawniczej w XII księgach prozą” opublikowanej w blogu.
Przywrócenie legalnej wykładni ustaw jest konieczne do udowodnienia działania władzy zgodnego z przepisami Konstytucji RP. Taki dowód wytrąci też oręż z ręki rodzimym politykom, którzy chcieliby dalej działać na niekorzyść Polski, ponieważ wymusi publiczne wypowiedzi zgodne z obowiązującą wiążącą wykładnią Konstytucji.
Oficjalne wygłaszanie w takich warunkach odmiennych poglądów przez polityków mogłoby zostać formalnie uznane za sprzeniewierzanie się ślubowaniu parlamentarnemu, a to uzasadniałoby pociągnięcie do odpowiedzialności prawnej.
Jasno więc widać, w jaki sposób można skutecznie przeciwdziałać zdradliwym tendencjom wśród polityków. Trzeba jednak mieć odwagę, ponieważ legalna wykładnia ustaw oddziałuje powszechnie i w skutkach może także dotknąć, niektórych przedstawicieli rządzącej władzy.
Karabeusz