Rozmawiałem ze znajomym, który był zasmucony tym, że Unia może nam nie dać pieniędzy. Nie wchodziłem głębiej w tę problematykę, napomknąwszy tylko, że z tymi pieniędzmi, to nie wiadomo, w którą stronę przepływają?
Żachnął się, stwierdzając, iż dużo jeździ po kraju i widzi, jak od chwili wejścia do Unii Europejskiej buduje się autostrady, czego wcześniej nie było. Nie wiadomo tylko za czyje pieniądze – dodałem i zapytałem ile razy w roku jeździ autostradą?
Jakieś 5-6 razy. No właśnie, a po ulicach krakowskich, na których mamy, co chwilę dziury, łaty i nierówności jeździsz codziennie. Dawniej nie było autostrad, ale o drogi lokalne władza dbała.
Faktycznie, przypomniał sobie, jak to w Krakowie funkcjonowały cztery przedsiębiorstwa dzielnicowe zajmujące się zielenią i drogami. A za czasów unijnych nawet od wielkiego święta dziurami w jezdni mało, kto się zajmuje.
Pamiętam, jak w 2012 r., przed mistrzostwami w piłce nożnej kontrolowaliśmy porządki w Krakowie. Okazało się, że nawet wokół Magistratu i siedziby wojewody dziur i wyrw w jezdniach i chodnikach nie brakowało – gdzieś mam chyba zdjęcia z tego przeglądu – dodał.
No widzisz, sam sobie odpowiedziałeś na kluczowe pytanie, jak w warunkach unijnych władza dba o przeciętnego obywatela. Autostrady są przede wszystkim potrzebne w większości zachodnim biznesmenom, którzy z Polski zrobili sobie rynek zbytu i dlatego potrzebują dobrych dróg transportowych.
Naiwnym krajanom medialnie wmawia się te rzekome dobrodziejstwa autostradowe, które w przypadku statystycznego wyborcy sprowadzają się do możliwości podróży raz, czy dwa razy do roku na urlop letni, czy zimowy.
Niestety, jako ogół społeczeństwa posiadamy nadal mentalność socjalistyczno-komunistyczną, dlatego ulegamy takiej propagandzie czysto radzieckiej. Przypominam sobie, jak to w ZSRR na zebraniu partyjnym przewodniczący wygłaszał peany o dobrobycie –za 5 lat każdy będzie miał samochód, za 10 dom, a za 15 samolot!
Jakiś niepoinstruowany aktywista nagle zapytał – dom i samochód, to rozumiem, ale, po co nam samolot? Jak to, po co towarzyszu, dowiecie się, że w Kijowie jest cukier, siadacie do samolotu i lecicie…
Ten Kijów jest dzisiaj ukraiński i dlatego Putin usilnie usiłuje go zawłaszczyć… Unia jest ordynarną przykrywką, pod którą interesy niemiecko-rosyjskie rozwijają się wspaniale, jak rurociąg bałtycki, a Polakom wmawia się brak możliwości rozwoju bez cywilizowanego Zachodu.
Naiwny Polonus święcie w to wierzy i dlatego pozwala wodzić się za nos. Nie na darmo obecna władza usiłuje wskrzesić wśród rodaków znajomość historii, bo tylko sięgając do błędów przeszłości, można wyłowić korzystne rozwiązania dla przyszłości.
Spójrzmy na rozwój II RP. Nie było Unii, nie było żadnej pomocy gospodarczej dla Polski, a kraj stopniowo rozwijał się z ruin powojennych i to, co osiągnął w latach 1918-1938 stanowiło więcej zdobyczy, aniżeli porównywalne czasowo osiągnięcia lat 1945-1965.
Na kartach oficjalnej historii PRL-u, nie ma o tym słowa prawdy, bo politycznie wmawiano społeczeństwu wyższość ekonomii socjalizmu nad ekonomią kapitalizmu i do dzisiaj wielu rodaków chyba w to głęboko wierzy, a mało, kto sięga do rocznika statystycznego i dokonuje na własny użytek porównań ujawniających prawdę.
Kiedy ekonomia socjalizmu zawaliła się kompletnie, zamiast wzorem II RP rozpocząć pracę u podstaw, opartą na sprawdzonych doświadczeniach, uczepiliśmy się Europy Zachodniej, jako rzekomego zbawiciela.
Tymczasem ten chytry Zachód uratował swoją nadprodukcję lat 80-tych XX wieku, dzięki środkowo-europejskiemu rynkowi zbytu, a teraz nas i inne kraje tego regionu traktuje, jak obszar postkolonialny.
Mimo szczytnych założeń równościowych traktatu o Unii Europejskiej, w rzeczywistości równych praw państwom środkowo-europejskim nikt nie zamierza przyznawać. Świadczą o tym liczne zdarzenia dotyczące Polski i Węgier, a ostatnio np. batalia dotycząca nowelizacji polskiej ustawy medialnej.
Francji, Niemcom wolno ograniczać kapitał obcy w mediach, a Polsce nie wolno i za przynależnością do tak równościowej Unii Europejskiej wypowiada się podobno nadal większość rodaków?
Ale głupkom, za jakich nas poczytują na Zachodzie, nie można pozwolić na samodzielny, racjonalny rozwój, gdyż znając nasze potencjalne możliwości, jeszcze byśmy tę zgniłą zachodnią gospodarkę przeskoczyli!
Z tego powodu z taką zaciekłością i wszelkimi dostępnymi środkami, nie wyłączając rodzimych zdrajców naszej Ojczyzny, zwalczają konsekwentnie obecną polską władzę, która zamiast grać, jak onegdaj w ich orkiestrze, zaczęła stopniowo, pomału dbać o własnych obywateli.
To się nie podoba zarówno władzom Unii, jak i pseudo biznesmenom polskim, którzy w III RP uwłaszczyli się na mieniu ogólnonarodowym i teraz wszelkimi sposobami chronią swojej, co najmniej niemoralnie zdobytej własności.
Do jakiego stopnia jesteśmy głupkami, wykażą najbliższe wybory parlamentarne i samorządowe, których wynik ujawni, czy większościowo dbamy o własny interes, czy stworzymy nowe przysłowie – naiwny, frajer jak Polak?
Karabeusz