Analizując książkę Rafała Ziemkiewicza pt. „Cham niezbuntowany” z 2020 r., w felietonie pod tym tytułem napisałem, że zgadzam się niemal ze wszystkimi tezami zawartymi w tym opracowaniu.
Jedna kwestia budzi moje wątpliwości, a mianowicie instytucja liberum veto, którą autor ocenił, jako pozytywny element demokracji szlacheckiej. Rafał Ziemkiewicz na poparcie swojego stanowiska powołał obecną ONZ, w której instytucja weta odgrywa znaczącą rolę.
Nie do końca się z tym zgadzam. Liberum veto mogę ocenić pozytywnie, jako rozwiązanie początkowej fazy ustroju demokracji szlacheckiej. Po negatywnych skutkach tej instytucji, przybrała ona charakter wady, będąc w efekcie jedną z przyczyn upadku I RP.
Nie podzielam poglądu jakoby pozytywny aspekt liberum veto mógł być uzasadniany współczesnym wetem funkcjonującym w ONZ. Moim zdaniem, porównanie nie jest do końca poprawne.
Przede wszystkim dlatego, że budowa ustroju państwa charakteryzuje się innymi cechami niż budowa mechanizmów funkcjonowania organizacji międzynarodowej. Państwo nie może poprawnie działać, jeżeli jego podstawowy organ stanowiący prawo okaże się niesprawny, jak to miało miejsce w przypadku zerwania Sejmu przez pojedynczego szlachcica.
Taka sytuacja odzwierciedlająca realia ustroju I Rzeczypospolitej de facto była sprzeczna z istotą demokracji szlacheckiej pojmowanej w ścisłym rozumieniu. Demokracja to rządy większości, a w przypadku demokracji szlacheckiej, to rządy większości szlacheckiej.
Rozwiązanie dające prawo pojedynczemu szlachcicowi zerwania obrad Sejmu pozostawało, więc sprzeczne z założeniami rządów większości tego stanu uznawanego ówcześnie za suwerena państwa. Wymagało, zatem zmiany w kierunku definicyjnego pojęcia demokracji szlacheckiej, czyli weto poprawnie powinna mieć prawo zgłaszać większość szlachecka.
O ile w początkowej fazie funkcjonowania demokracji szlacheckiej można było tę instytucję eksperymentalnie traktować pozytywnie, o tyle po negatywnych doświadczeniach już to nie było możliwe. Te wady dostrzegali ówcześni uczeni i myśliciele, stąd nie można twierdzić, że problem nie był znany.
Pomimo wiedzy na ten temat królowie nie usiłowali niczego naprawiać, gdyż byli politykami dbającymi o aktualny święty spokój. Brakowało wśród nich męża stanu umiejącego spojrzeć w perspektywie na losy Rzeczypospolitej i do tego odważnie usiłującego naprawić błędy demokracji.
Gdyby instytucję liberum veto przenieść w czasy współczesne doszłoby do paraliżu państwa. Wyobraźmy sobie, że pojedynczy poseł, czy radny w województwie, powiecie lub gminie miałby prawo zerwać obrady Sejmu lub odpowiednio sejmiku.
W takich warunkach doszłoby przy uwzględnieniu dzisiejszych podziałów politycznych do kompletnego chaosu w państwie i paraliżu prawnego. Analogiczna sytuacja na arenie organizacji międzynarodowej, aż tak negatywnych konsekwencji nie przynosi.
Wynika to stąd, że poszczególni członkowie tej organizacji mogą w miarę sprawnie funkcjonować, nie mając instytucji weta w swoim krajowym ustroju. Współpraca międzynarodowa, choć może powodować wskutek weta negatywne konsekwencje, to jednak bezpośrednio nie dezorganizuje funkcjonowania poszczególnych państw.
Wreszcie weto w działalności na forum ONZ pomału zaczyna, podobnie jak liberum veto wykazywać takie ułomności, że czeka tę instytucję nieuchronna korekta, jeśli wspólnota międzynarodowa będzie chciała osiągać racjonalne porozumienia.
Już dzisiaj na kanwie wojny w Ukrainie widać, że pojedyncze prawo weta przysługujące Rosji nie daje społeczności międzynarodowej możliwości odpowiedniego oddziaływania na agresora, który wszczął niczym nieuzasadnioną wojnę.
Jeśli ONZ ma w przyszłości odgrywać istotną rolę, to weto będzie musiało ulec zmianie, na przykład na większościowe lub większość kwalifikowaną. Podobny zabieg powinien niegdyś dotyczyć liberum veto, co pozwoliłoby I Rzeczypospolitej sprawniej funkcjonować i być może uchroniłoby państwo przed upadkiem rozbiorowym.
Tadeusz Michał Nycz