SZCZERA ROZMOWA…

Motto: nie pamięta wół, jak cielęciem był…

Rozmawiałem ostatnio z kolegą, którego dawno nie widziałem. Jakiś czas temu spotykaliśmy się od czasu do czasu, po czym na blisko 20 lat kontakt ustał. Powiedział, że przebywał za granicą, gdzie dorobił się trochę pieniędzy i teraz ma ochotę na zwierzenia.

Wyjechał do rodziny w USA, która chciała załatwić mu legalną prace, ale początkowo nic z tego nie wyszło. Musiał kilka lat pracować na czarno. W końcu zdobył legalne nawet dobrze płatne zajęcie.

Przez kolejne kilkanaście lat dorobił się, jak na polskie możliwości całkiem niezłych pieniędzy, liczonych w przeliczeniu na złotówki grubo ponad milion złotych. Nie sprecyzował kwoty, ale zważywszy na obecny stan bezczynności zawodowej pozwalającej przy dorywczej pracy utrzymywać się z oszczędności, musi to być wielkość pokaźna.

Zainwestował w kilka mieszkań, które własnoręcznie wyremontował i egzystuje, jako rentier, czy mówiąc inaczej dawny kamienicznik… Bardzo narzekał na polskie stosunki fiskalne, widząc jak władza ogołaca go ze zdobyczy przy pomocy różnych podatków.

Wzdychał do warunków amerykańskich, gdzie mógł odliczać od dochodu różne wydatki do pewnej wysokości, bez późniejszych merytoryczno-dowodowych sprawdzeń ze strony tamtejszych służb skarbowych. Oni po prostu wierzą w uczciwość obywatela, nie to, co u nas.

Tymczasem polska władza wprowadza coraz to nowe obciążenia podatkowe, toteż zapytany o podjęcie legalnej działalności gospodarczej, odpowiedział, że jest w ogóle nieopłacalna i dziwi się, tym rodakom, którzy ją nadal prowadzą!

Poradziłem powrót do Stanów Zjednoczonych, skoro tam żyło mu się tak wspaniale. Pokręcił przecząco głową, stwierdzając, że im człowiek starszy tym częściej musi zaglądać do lekarza, a tam służba zdrowia jest zabójczo droga, dlatego wrócił, aby podreperować zdrowie.

Narzekał dalej, że państwo okrada go z uczciwie zarobionych pieniędzy na każdym kroku, choćby w prozaicznej kwestii opłat parkingowych. Porobili tyle stref parkowania w Krakowie, że nawet w oddalonych znacznie częściach od centrum trzeba płacić za postój po kilka złotych za godzinę.

Opłaty nie rozwiązują żadnych problemów komunikacyjnych, będąc zwykłym bezczelnym haraczem. Zaproponowałem, aby przeniósł się poza Kraków, to tam nie będzie narażony na uiszczanie tych opłat.

Niestety nie może, bo ma mieszkania usytuowane w obszarach objętych opłatami i musi tam od czasu do czasu przebywać i doglądać interesu, aby mu ktoś nie zrujnował własności prywatnej.

Niezrozumiałe jest dla niego, dlaczego podjeżdżając pod swoje mieszkanie, musi do tego z własnej kieszeni dopłacać w postaci uiszczenia opłat parkingowych? Traktuje to jak zwykłe złodziejstwo i ograbianie obywatela z dochodów, już raz opodatkowanych.

Wyjaśniłem, że z prawnego punktu widzenia opłaty są legalne, natomiast dyskutować można, co do ich merytorycznej zasadności. Przechodząc jednak na ścieżkę oceny moralnej w zakresie okradania, poradziłem, aby najpierw sam uderzył się w piersi.

Nie zrozumiał aluzji, toteż przypomniałem mu, że sam początkowo pracował w USA nielegalnie, a zatem dopuszczał się okradania tamtejszego państwa w zakresie legalnie należnych podatków.

Rekapitulując, uznałem, iż powinien być wdzięczny Opatrzności, że udało mu się zdobyć legalną pracę i funkcjonować później zgodnie z prawem. Nie ma jednak podstaw do prezentowania siebie, jako super uczciwego, do czego powinien się przyznać choćby przed samym sobą.

Usprawiedliwiał się tym, że później wyszedł na prostą i zachowywał się zgodnie z tamtejszym porządkiem prawnym. Wobec tego, dodałem powinieneś dziękować Bogu za doznane szczęście, bo w przeciwnym razie harowałbyś następne lata dalej na czarno.

Zmienił kierunek narzekań na inny, stwierdzając, że ja, urzędnik państwowy nie mam zielonego pojęcia, z jakimi problemami borykają się biznesmeni. Dzisiaj prowadzenie w Polsce działalności gospodarczej jest nieopłacalne – nie da się uczciwie zarobić!

Powtarzał poglądy tych, którzy w typowy sposób musieli ukraść milion złotych i potem stali się praworządnymi biznesmenami! Wyjaśniłem mu, że żaden człowiek uczciwie dorabiający się majątku, nie osiąga milionów przysłowiowo z poniedziałku na wtorek, gdyż to wymaga pracy całego pokolenia rodzinnego, a czasem kilku pokoleń.

Wskazałem również na powtarzanie banialuk o rzekomej niemożliwości dorobienia się pieniędzy, bo gdyby tak było, to jego koledzy obracający jak twierdzi milionami, prowadziliby nie biznes, ale działalność charytatywną, tracąc stale zarobione pieniądze.

Wycofał się szybko z tego poglądu stwierdzając, że tak źle to nie jest, w końcu muszą jakoś złączyć koniec z końcem i wyjść pozytywnie na swoje, ale jest im bardzo ciężko. Zaraz zaripostowałem, że nie słyszałem, aby pieniądze można łatwo i przyjemnie uczciwie pomnożyć?

Poradziłem na koniec, aby przestał wierzyć w przekazywane mu od kolegów biznesmenów farmazony, gdyż tym sposobem niepotrzebnie sam siebie psychicznie dołuje, co nie pozwala mu na odczuwanie radości z powodu fartu, jakiego w życiu sam doznał.

Na koniec usłyszałem budujące stwierdzenie – wiesz, może ty masz rację, że totalne malkontenctwo do niczego dobrego nie prowadzi? Muszę szczegółowo to przemyśleć. Pozostało mi tylko życzyć mu szczęścia w logicznych rozważaniach.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *