Motto: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma…
Usłyszeliśmy konkretne wyliczenia reparacji wojennych należnych Polsce od Niemiec. Kwota 6 bilionów 200 miliardów złotych, to wielkość obliczona wedle minimalnych rozmiarów przeliczeń.
Proces dochodzenia tych należności będzie pewnie długotrwały, ale kiedyś trzeba było go rozpocząć. Teraz przed nami długa i żmudna droga rozpowszechniania tych informacji na cały świat.
Trudno przewidzieć, jak długo proces potrwa, ale bez wątpienia demokratycznym, praworządnym Niemcom, za jakich chcą uchodzić, niełatwo będzie omamić cały świat twierdzeniem, że sprawa jest przedawniona, bezprzedmiotowa, czy nastąpiło zrzeczenie się przez Polskę reparacji.
Problem nie jest bez znaczenia dla naszych sąsiadów, ponieważ tego rodzaju długi są brane pod uwagę w rzetelnych kalkulacjach biznesowych i tym samym niezałatwiony „balast” może negatywnie i długotrwale oddziaływać na niemiecką gospodarkę.
Do tego jeszcze taka sytuacja bardzo niekorzystnie wpłynie na pozycję Niemiec w Unii Europejskiej, kiedy poszczególne państwa dojrzą i zrozumieją prawdziwe oblicze hegemona wspólnotowego.
Kraju odpowiedzialnego za zbrodnie II wojny światowej, który wielu narodom Europy wypłacił reparacje wojenne, a pominął pierwsze zaatakowane i zniszczone w wielu miejscach doszczętnie państwo będące pierwszą ofiarą tej wojny.
Zawrzało w polityce krajowej, gdyż cała opozycja znalazła się w kropce… O jej jednolitym stanowisku w tej sprawie nie ma mowy, co już stawia pod znakiem zapytania wspólną listę wyborczą w przyszłym roku.
Ujawniły się natomiast bardzo wyraźnie poglądy świadczące o działaniach w interesie Ojczyzny lub przeciw jej dobru. Platforma i lewica jednoznacznie zanegowały dochodzenie reparacji, wyszukując pokrętne argumenty na poparcie swojego stanowiska.
Sprawa jest jednak dla nich szczególnie niewygodna, gdyż dotychczas cały czas pyskowali za pozyskiwaniem funduszy z KPO, które stanowią pożyczkę i jako „pusty” pieniądz ewidentnie zwiększą inflację.
Tymczasem reparacje, o które zawalczy PiS, to czysty zysk dla państwa i narodu, pomijając nawet porównanie wielkości należności. PSL już wyłamał się z opozycyjnej linii, popierając formalne dochodzenie reparacji.
Najwidoczniej ta partia dostrzegła, że przeciętny wyborca może nie znać się na polityce, ale liczyć umie… Dosyć hecnie wyglądają argumenty przeciw dochodzeniu reparacji przedstawione przez Platformę Obywatelską.
Ta partia, która jednoznacznie potępiała władze komunistyczne i odżegnywała się od nich „grubą kreską”, teraz nagle przypomniała sobie o reżimowym narzuconym przez Związek Radziecki prezydencie PRL –u Bolesławie Bierucie!
Tenże na rozkaz Moskwy miał podpisać jakiś świstek papieru o zrzeczeniu się przez Polskę reparacji, którymi zawładnąć chciał ZSRR. Sprawa jest tak śmieszna, że dokumentnie kompromituje tych niedawnych obrońców Konstytucji RP.
Oceniając fachowość wychwalanych przez samych siebie kręgów polskiej inteligencji skupionych w tej partii, widać czarno na białym całkowite fiasko. Okazuje, że mamy do czynienia z kompletnymi dyletantami prawnymi!
Oni nawet nie wiedzą, albo udają niewiedzę, gdyż kłamstwo stanowi przewodnią siłę ich działania, że akt prawny, aby obowiązywał musi być formalnie opublikowany w urzędowym publikatorze, czyli w „Dzienniku Ustaw” lub w „Monitorze Polskim”.
Tymczasem publikacji tego świstka papieru podpisanego przez Bieruta nie było, wobec czego dokument nie wszedł do obiegu prawnego, nie wywołuje żadnych skutków prawnych, czyli jest bez znaczenia prawnego tak w sferze wewnętrznej, jak i międzynarodowej.
Mógł mieć znaczenie wyłącznie polityczne, tym bardziej, że był skierowany do ówczesnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Tym samym żadne nawet polityczne działania o zrzeczeniu się reparacji nie dotyczyły ówczesnej Niemieckiej Republiki Federalnej.
Skoro obecna Republika Federalna Niemiec jest następcą prawnym połączonych NRD i NRF, to nie ma mowy o jakimkolwiek zwolnieniu jej od obowiązku naprawienia krzywd wojennych względem Polaków i państwa polskiego.
Lewica natomiast przypomina oświadczenie polityczne swojego ówczesnego premiera Leszka Millera z 2004 r., które może mieć charakter wyłącznie taktycznego zabiegu politycznego i niczego więcej.
Obowiązująca od 1997 r. Konstytucja RP wymagała dla celów zrzeczenia się reparacji stosownego aktu prawnego uchwalonego przez Sejm, podpisanego przez Prezydenta RP i opublikowanego w urzędowym publikatorze aktów prawnych.
Z prawnego punktu widzenia nie ma, więc mowy o jakimkolwiek zrzeczeniu się przez Polskę reparacji wojennych. Opisane zdarzenia jasno natomiast pokazują, która partia polityczna działa w interesie Ojczyzny i narodu, a które nie mają z tą ideą nic wspólnego, bo oszukują tylko Polaków pięknymi, pustymi frazesami hasłowymi.
Tego oczywistego faktu, który się ujawnił nie jest w stanie zmienić żadne gardłowanie opozycji. Przeciętny Polak potrafi liczyć i kalkulować, toteż posługując się zdrowym rozsądkiem nie będzie popierał tych, którzy chcą go wciągnąć w kolejne długi pożyczkowe zwiększające inflację, kiedy ma wybór dochodzenia słusznego moralnie i prawnie czystego zysku!
Karabeusz