Zainspirował mnie blog prowadzony od 2023 r. przez prof. dr hab. Arkadiusza Sobczyka (arkadiuszsobczyk.pl) i postanowiłem w pewnym sensie idąc tym śladem wprowadzić do swojego bloga podkategorię: „Z teorii prawa”.
Doszedłem do wniosku, że powinienem w typowej formule komentatorskiej upowszechniać teoretyczne założenia prawa służące poprawnemu jego stanowieniu i realizacji w wyniku posługiwania się właściwymi i powszechnie uznanymi za prawidłowe metodami wykładni.
Źródłem wiedzy jest nie tylko wykształcenie zdobyte na Wydziale Prawa i Administracji UJ, ale także doświadczenie zawodowe pozyskane w toku pracy w charakterze radcy prawnego w związkach zawodowych oraz w roli inspektora pracy Państwowej Inspekcji Pracy.
Mój udział w zebraniach naukowych Katedry Prawa Pracy i Polityki Społecznej UJ trwający ponad 25 lat, pozwolił na ugruntowanie wiedzy teoretycznej na odpowiednim poziomie, służącym napisaniu indywidualnie Komentarz Kodeksu pracy, który wydałem w 2011 r.
Dzieliłem się także przemyśleniami opartymi na zasadach wykładni prawa na łamach „Studiów z zakresu prawa pracy i polityki społecznej” wydawanych przez Uniwersytet Jagielloński pod redakcją prof. dr hab. Andrzeja M. Świątkowskiego.
Prof. Arkadiusz Sobczyk, jak wynika z jego bloga, zachęca do polemiki z głoszonymi poglądami, ukształtowanymi od strony teoretycznej, toteż postanowiłem podnieść przysłowiową, znaną z książek historycznych rękawicę…
Mam w pamięci pouczenia mistrza uniwersyteckiego prof. dr hab. Antoniego Walasa, który powiadał, że rzetelny prawnik musi zapoznawać się z wszechstronną literaturą i orzecznictwem sądowym, ale opracowań, czy orzeczeń nie może akceptować bezkrytycznie.
Przeciwnie, polemizowanie z twierdzeniami budzącymi kontrowersje, znamionuje rzetelnego znawcę prawa, gdyż taka rzeczowa wymiana myśli w efekcie prowadzi do krystalizowania się finalnie korzystnych społecznie i dla danej dziedziny prawa poglądów.
Kolejny mistrz uniwersytecki prof. dr hab. Andrzej Zoll, jako RPO podniósł kardynalną kwestię polegającą na tym, że poddawać wykładni należy to, co ustawodawca uchwalił i opublikował w Dzienniku Ustaw RP, jeśli budzi wątpliwości, a nie to, co chciał uchwalić.
Jako wieloletni komentator przepisów prawa pracy mam wrażenie, że już od dawna mamy do czynienia dość powszechnie z dokonywaniem wykładni prawa pod z góry założoną tezę, czyli wedle tego, co ustawodawca chciał, a nie wedle tego, co uchwalił.
Już pierwszy podstawowy pogląd dotyczący spójności instytucji regulowanych przepisami Kodeksu pracy pokazuje w literaturze i orzecznictwie sądowym, że w wyjaśnianiu prawa przekładamy zamiar ustawodawcy, nad faktycznie uchwalony tekst ustawy.
A przecież podstawowa poprawność sprowadzająca się do przestrzegania prawa oznacza respektowanie tego, co ustawodawca uchwalił i opublikował, słowem tego, co przez te działania nabrało charakteru prawa powszechnego.
Odchodząc od poprawnych reguł wykładni prawa w warunkach braku do tego legalnej wykładni ustaw, wchodzimy na ścieżkę niebezpiecznych interpretacji dozwalających na naruszanie kardynalnych zasad prawa, byle osiągnąć wydumany z jakiegoś powodu cel.
Taka wykładnia prawa powszechnie obowiązującego łącząca poprawność z niepoprawnością musi oburzać tych, którzy znają teorię prawa i niepokoić przeciętnego obywatela, który chciałby jednoznacznie rozumieć jego literę w zakresie interesującej go sprawy.
Klasycznym przykładem naginania prawa do potrzeb społeczno-polityczno-gospodarczych były doktrynalne i orzecznicze wywody pozwalające, by stałą pracę podporządkowaną wykonywać na podstawie umów cywilnoprawnych, a nie przepisów Kodeksu pracy.
To zjawisko obejmujące niestety miliony zatrudnionych rodaków odcisnęło bardzo negatywne skutki, otwierając niejako drzwi na oścież całkowicie niepoprawnej wykładni prawa powszechnie obowiązującego.
Z psychologiczno-socjologicznego punktu widzenia ten problem w zakresie dopuszczalności takiego rozwiązania jest trudny do wyjaśnienia, podobnie jak w aspekcie prawniczym. Musiały zadziałać mechanizmy, których do końca nie da się łatwo logicznie wyjaśnić.
Z jednej strony te ogromne rzesze ludzi de facto nielegalnie zatrudnionych czuły się oczywiście pokrzywdzone. Funkcjonujące związki zawodowe mimo ich pluralistycznego charakteru i prawa do skutecznej ochrony praw pracowniczych, zachowywały się tchórzliwie.
Choć droga konstytucyjna do zbadania tej kwestii przez Trybunał Konstytucyjny była otwarta, organizacje związkowe o charakterze ogólnokrajowym mając zapisane prawo w art. 91 ust. 1 pkt 4 ustawy zasadniczej, nie zwróciły się do Trybunału.
Jako były pracownik związków zawodowych funkcjonujących do 1980 r., bardzo się dziwię, jak to się stało, że nowe niezależne, wolne związki zawodowe nie podjęły czynności w obronie milionów pokrzywdzonych obywateli?
O ile poprzedni krytykowany układ związkowy był dla mnie logicznie zrozumiały, ponieważ tak władza państwowa jak i funkcjonowanie związków zawodowych zostało Polakom wraz z ustrojem PRL siłą narzucone, o tyle nie mogę zrozumieć czasów współczesnych.
Komu sprzyjają ogólnopolskie centrale związkowe, skoro nie starają się bronić milionów poszkodowanych pracowników, mimo że z formalnego punktu widzenia mają ku temu zapisaną pełnoprawną możliwość działania?
Piszę o tym także dlatego, że dołożyłem cegiełkę działań do wniosku Zarządu Małopolskiego NSZZ „Solidarność” skierowanego do jej Komisji Krajowej w sprawie zainicjowania działań zmierzających do przywrócenia legalnej wykładni ustaw.
Niestety inicjatywa ta nie spotkała się ze zrozumieniem, lecz ogólnikową odpowiedzią negującą potrzebę przywrócenia porządku prawnego w drodze legalnej wiążącej wykładni ustaw, choć instytucja ta jest absolutnie niezbędna do zaistnienia realnej praworządności.
Powyższe motywuje mnie do omawiania kwestii z zakresu teorii prawa, gdyż dotarcie z tą wiedzą, (logicznie jak się wydaje dosyć zrozumiałą) do szerszych grup społecznych może obywatelom otworzyć oczy na realny sposób naprawy polskiego systemu prawa.
Tadeusz Michał Nycz