W maju br. obchodzimy 20 rocznicę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej i z tego powodu medialnie pojawiły się komentarze i opracowania gloryfikujące wspólnotę europejską, co ma nas zachęcić do wyborów Parlamentu Europejskiego.
W artykule pt. „Wykładnia autentyczna” wyjaśniono klarownie powody, dla których zachwalanie wspólnoty, jako wybitnie korzystnej dla naszego państwa jest z punktu widzenia funkcjonującego systemu prawa, co najmniej poważnie przesadzone.
Uczestnictwo w tej wspólnocie bez wątpienia w jakimś zakresie było dla nas korzystne. Ten stopień pozytywów jest jednak trudny do obiektywnego sprecyzowania, ponieważ nie opracowano raportu o stanie państwa przed wejście do UE i po wejściu, czyli obecnie.
Posługujemy się ocenami na podstawie propagandowo politycznych przesłanek a nie rzetelnej analizy. Z psychologicznego punktu widzenia podawane kwoty pieniężne, jakie Unia nam dawała przesłaniają zdrowy rozsadek.
Z braku wskazanego raportu o stanie państwa nie podejmuję się oceny rzeczywistej korzystności naszej akcesji, bo nie zwykłem dyskutować, jak ślepy o kolorach, nie mając odpowiednich danych porównawczych.
Skupię się raczej na elementach poddających się ocenie, widocznych do tego na pierwszy rzut oka. Panuje powszechne przekonanie, że za pieniądze unijne rozpoczęliśmy budowę w Polsce autostrad, czego bez tych środków nie bylibyśmy w stanie realizować.
Brak wskazanego raportu o stanie państwa wyklucza rzeczywistą ocenę kwestii, czy bez pomocy było, czy nie było nas stać na budowę autostrad. Mnie bardziej interesuje, w jaki sposób wykorzystywaliśmy otrzymane środki pieniężne?
Okazuje się, że bardzo marnie nam to szło, przede wszystkim z punktu widzenia jakości realizowanych inwestycji. Poziom techniczny naszych autostrad daleko odbiega od takiego poziomu np. w Niemczech i to jest zastanawiąjące, dlaczego?
Polacy pracujący przy takich budowach na Zachodzie są w stanie realizować inwestycje na bardzo wysokim poziomie jakości, natomiast w kraju tego zupełnie nie widać. Gdzie jest przyczyna tego stanu rzeczy?
Odpowiedź jest tym bardziej trudna, że przecież akcesja unijna otworzyła możliwość korzystania z analogicznych materiałów i technologii, które stosowane są u naszych zachodnich sąsiadów, a mimo tego nam się jakość nie udaje.
Pomijam już bezsensownie wydawane pieniądze na ścieżki rowerowe w wielkich miastach, o czym pisaliśmy w blogu przy okazji wyborów samorządowych, zarzucając władzom np. Krakowa takie marnotrawstwo, bo to są pieniądze wyrzucone w błoto.
Jeśli dzisiaj trzeźwo popatrzeć na kierunki polityki unijnej w ramach przede wszystkim tzw. „zielonego ładu”, to można dojść do wniosku, że weszliśmy do jakiejś wspólnoty, której władze mają zmysły zbliżone do osób w pewnym zamkniętym zakładzie ochrony zdrowia…
Parafrazując znaną wypowiedź MSZ Józefa Becka można stwierdzić, że za marne ochłapy pożyczkowe z KPO, nie wolno oddawać suwerenności, gdyż te większościowo bardzo kosztowne pożyczki będą spłacać jeszcze nasz wnuki.
Rezygnacja natomiast z prawnie i moralnie należnych reparacji wojennych, stanowiących czysty zysk dla państwa i narodu dowodzi, że większościowo dajemy się cwaniakom totalnie robić w balona…, i błazeńsko wychwalamy rocznicę wstąpienia do UE.
Mamy obecnie inny jubileusz też związany z liczbą „20” dotyczącą rozmiaru triumfów pierwszej rakiety tenisowej Igi Świątek. Ponad 100 tygodni na pierwszym miejscu w świecie pokazuje, że Polak, a dokładniej Polka potrafi, ale dlaczego tylko w sporcie?
Czemu mając otwarte możliwości rozwojowe nie potrafimy racjonalnie rozwijać naszej gospodarki, dążąc do zrównoważonego systematycznego rozwoju, lecz zachowujemy się całkowicie irracjonalnie, wierząc ciągle w totalne gruszki na wierzbie…?
Co przesądza o tym, że większościowo polskie społeczeństwo w przełomowych momentach polityczno-wyborczych zachowuje się w sposób niezrozumiały, nieoparty na racjonalnych przesłankach, wierząc, że dobrobyt spadnie z Nieba…?
Gdyby Iga w ten sposób podchodziła do swojego zawodowego tenisa, to o sukcesach mogłaby tylko pomarzyć we śnie! Ciężka, systematyczna i wytrwała praca skutkuje efektem i o tym doskonale wiedzą polscy biznesmeni, ale ta wiedza władzy nie obejmuje, gdyż my beztrosko wybieramy tych, którzy wciskają nam propagandowe dyrdymały…
Innymi słowy dajemy się wodzić za nos, a oni tylko zacierają ręce z naszej głupoty, ponieważ za nasze pieniądze i głosy wyborcze moszczą sobie posadki w parlamencie polskim i europejskim, śmiejąc się nam bezczelnie w twarz!
Opowiadają totalne banialuki o demokracji, praworządności, przywracaniu porządku metodami anarchistycznymi, a my cieszymy się jak niedorozwinięte dzieci w cyrku społeczno-polityczno-gospodarczym funkcjonującym za nasze pieniądze!
Zamiast dążyć do naprawy rzeczywistości, która może nastąpić tylko wówczas, gdy porządek będzie gwarantowany wiążącą wykładnią prawa, pozwalamy się wszechstronnie oszukiwać, pozostając w złudnym przekonaniu o urodzajnych gruszkach na wierzbie!
Słowem jesteśmy sami sobie winni, gdyż akceptujemy bezczelną propagandę finalnie kończącą się twierdzeniem: „pieniędzy nie ma i nie będzie”, a tych, którzy zapewniali nam jako taką stabilność wysyłamy większościowo na polityczny śmietnik.
W tych realiach nie ma co marzyć o sukcesach, gdyż one nie mają szans zaistnieć, ponieważ wymagają długiej, żmudnej systematycznej ciężkiej pracy, czego ewidentnym dowodem jest kariera Igi Światek.
Łatwowiernie i bardzo szybko można się tylko wyzbyć własnego dobra i na takim kolejnym już rocznicowym zakręcie społeczeństwo polskie się znajduje, stąd albo pójdziemy śladami Igi Światek, albo będziemy obchodzić niebawem 20 lecie dojścia do władzy nieudaczników.
Karabeusz