SKROMNOŚĆ…

Motto: skromność, jako objaw szacunku dla własnej oraz cudzej pracy…

Turniej paryski dobiega pomału końca, znamy już parę finałową wśród pań, to Światek i Paolini. Obie zawodniczki przez cały turniej zachowywały się niezwykle skromnie, nie wypowiadając żadnych buńczucznych słów o przeciwniczkach.

Już po meczu półfinałowym, w warunkach, gdy wszyscy eksperci nie dają na sukces wielkich szans Włoszce polskiego pochodzenia, Iga okazuje jej uznanie, określając walory i walkę w każdym pojedynku do końca.

Paolini odwzajemnia się tym samym. Możemy oczekiwać ciekawego spotkania, być może stojącego na znacznie wyższym poziomie sportowym aniżeli oba półfinały. Zdumiały mnie zachwyty komentatorów oceniających wysoki poziom gry Igi w półfinałowym meczu.

Widziałem to inaczej. Tak Iga, jak i Coco zagrały dość słaby mecz, czemu nie przeczą poszczególne jednostkowe doskonałe zagrania z obu stron. Porównując to spotkanie z pojedynkiem z Rzymu, trzeba powiedzieć, że tamten mecz stał rzeczywiście na wybitnie wysokim poziomie.

Nie mogła dziwić wypowiedź Coco, która stwierdziła, że przy takim poziomie gry byłaby w stanie wygrać z każdą inną zawodniczką z wyjątkiem Igi Świątek. Rzeczywiście w tym rzymskim spotkaniu obie zagrały doskonale, ale Iga było delikatnie lepsza.

W Paryżu było podobnie. Obie zagrały słaby mecz i Iga także była nieco lepsza. Wydaje mi się, że spojrzenie prawdzie w oczy i uczciwa ocena przebytej porażki, czy zwycięstwa mogą jedynie procentować w przyszłości, natomiast fanfaronada niczemu dobremu nie służy.

Nawet delikatne jej przejawy potwierdzają regułę mówiącą z psychologicznego punktu widzenia, że pewne słowne wywyższanie się medialne ma chyba pokryć rzeczywiste braki i faktyczną obawę przed przeciwniczką, w stosunku do której wypowiadane są takie słowa.

Ot, weźmy Rybakinę, która na początku turnieju przedstawiała się, jako zawodniczka znajdująca sposób zwycięstwa ze Świątek, tymczasem w realu okazało się, że tego sposobu nie dane jej było wypróbować, bo ją zatrzymała Paolini.

Gauff przed półfinałem kpiąco, zwłaszcza pod adresem Vondrusowej, stwierdziła, że ona nią nie jest, co miało oznaczać, że tak słabo nie przegra z jedynką światową. Obciążyła także przed meczem całą presją psychiczną Igę, co żadnego efektu nie przyniosło, gdyż z psychiką to Coco miała największe problemy, nie mogąc się dobrze skoncentrować serwisowo.

Szczególne samochwalstwo zaprezentowała Potapowa, stwierdzając, że z Igą jeszcze nigdy nie przegrała, a przeciwnie odniosła ponoć 7 znakomitych zwycięstw. Los sprawił, że na nic się zdały te przechwałki, bo zmuszona została odjechać na rowerze…

Na tym ostatnim przykładzie widać, że im większe samochwalstwo, tym większy bagaż problemów jest nim przykrywany. Potwierdzeniem są wypowiedzi samej Potapowej po przegranym z Igą meczu, kiedy to tłumaczyła się masą różnych problemów mających wpływ na kompromitujący wynik.

Nie ustrzegła się także owej złej maniery Sabalenka, zapowiadając po Madrycie, a potem po Rzymie, że Igę dorwie… i zwycięży. Choć były to wypowiedzi żartobliwe, jak sama podkreślała, to jednak zupełnie niepotrzebne.

Buńczuczne stwierdzenia mają charakter wróżenia z fusów, gdyż patrząc na poszczególne mecze rozgrywane między zawodniczkami z czołówki światowej trzeba jednoznacznie stwierdzić, że przewidzenie wyniku nie jest rzeczą prostą, o czym przekonała się nawet sztuczna inteligencja zaangażowana do tego rodzaju prognoz.

W jakim celu niektórzy sportowcy wpisują się w tę wadliwa manierę, która do niczego dobrego nie prowadzi, trudno zrozumieć, poza być może chęcią bycia medialnym Falstaffem…?

Media tak treściowo, jak i formą przekazu charakteryzują się niespodziankami, zaskoczeniem oraz generalnie szokowaniem publiczności, stąd maniera weszła w krew chyba wielu ludziom, nie wyłączając sportowców.

Stoimy w obliczu nadchodzącego meczu finałowego naszej wspaniałej rodaczki, która może się stać 5 krotną zdobywczynią wielkiego szlema, czyli osiągnąć kolejny sukces, podnoszący jej zdobycze na następny wyższy poziom.

To dla nas wspaniała wiadomość i powód do radości, tym bardziej, że Iga nie tylko sportowo okazuje się perfekcjonistką. Jest wspaniałą ambasadorką Polski na świecie, gdyż jej każdy sukces utożsamiany jest z biało czerwoną flagą…

Niepokoją wypowiedzi niektórych internautów, którzy być może z braku wiedzy usiłują u naszej idealnej sportsmenki znaleźć dziurę w całym. Ostatnio przeczytałem masę komentarzy internetowych o wypowiedzi Igi na temat zachowania publiczności na stadionie.

Szczególnie nie spodobało się użycie przez Igę słowa „pieniądz” w kontekście uzasadnienia ciszy na stadionie w momencie szczególnie serwisowania. Niektórzy oburzali się, że ta milionerka śmie posługiwać się takim elementem…

Zastanawiam się, z czego wynika owo oburzenie? Przecież Iga nie powiedziała ani nic zdrożnego, ani nieprawdziwego. Fakt jest faktem, że mecz niesie za sobą walkę sportową i walkę o pieniądze, jak każdy sport zawodowy.

Chodzi chyba o zazdrość. Każdy młody człowiek ma szansę na sukces sportowy, ale nie każdy ma po temu możliwości. Warto zaznajomić się bliżej z kosztami wykształcenia młodego tenisisty, które w warunkach polskich oscylują około połowy miliona złotych.

Tyle muszą wstępnie zainwestować rodzice, aby ich dziecko miało szanse zostać tenisistą, co do sukcesów którego lub której nie ma żadnej pewności, że owe nakłady finansowe się zwrócą.

W tym miejscu warto przypomnieć rozmowę, jaką odbyła 15 letnia Igą Świątek z 20 letnią Naomi Osaką mówiąc, że nie wie, czy tenis zawodowy to jej przeznaczenie? Na szczęście, ówczesna wschodząca gwiazda tenisa potwierdziła Idze jej niebywały talent, co niewątpliwie miało istotny wpływ na dalszą karierę tenisową naszej krajanki.

A co by się stało, gdyby ją zniechęciła, lepiej o tym nie myśleć! Cieszyć może natomiast fakt,  że Iga Świątek w zakresie skromności i pokory na korcie względem wszystkich przeciwniczek wzięła przykład ze swojej starszej koleżanki.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *