Zamiast cieszyć się z tego, że posiadamy w osobie Igi Świątek jedną z najwybitniejszych przedstawicielek sportu w ogóle, my wpisujemy się w huśtawkę nastrojów wyszukując dziurę w całym…
Słyszalne negatywne opinie o Idze po porażce w Wimbledonie 2024 w ustach obcokrajowców mogą nie dziwić, ponieważ tym sposobem usiłują pomniejszać jej osiągnięcia z zazdrości braku aktualnego posiadania tej klasy tenisowej mistrzyni.
Wśród aktualnie grających, Iga posiada największą liczbę zdobytych wielkich szlemów, czyli pięć, cztery w Paryżu i jeden w Nowym Yorku. Żadna inna aktualnie grająca tenisistka takim osiągnięciem pochwalić się nie może.
Prowadzi także wśród aktualnie grających w zakresie liczby tygodni przebywania na fotelu liderki światowego tenisa. To są tak ogromne trofea w tym sporcie, że dla przeciętnego kibica stanowią niepojmowalną metodę osiągnięć.
Oczywiście, jak Iga mecze wygrywa, wszyscy cieszymy się z tego, że Polka potrafi dość łatwo uzyskiwać zwycięstwa. Nie potrafimy niestety realnie spojrzeć i ocenić skomplikowane elementy sztuki tenisowej i dlatego opieramy się na zdaniach komentatorów sportowych.
Jak to zwykle w mediach bywa szukają taniej sensacji, stąd w swoich wypowiedziach prowadzą nas z jednej skrajności pozytywnej po masie triumfów, aż po drugą skrajność negatywną, w razie porażek i w ten sposób rozpalają publiczność skrajnie dualistycznie…
Tymczasem do takiego pasma niebywałych sukcesów trzeba podchodzić racjonalnie i z pełną pokorą, którą prezentuje Iga Świątek. Ona wie i wyraźnie to mówi, że nie jest maszyną do wygrywania meczów, stąd od czasu do czasu porażka musi się zdarzyć.
Analizując mecz z Putincewą, to wynik wcale nie był taki zły, na tle porażki drugiej w rankingu światowym Gauff w dwóch setach. Iga ograniczała poruszanie się po korcie, jakby prewencyjnie przeciwdziałając ewentualnej kontuzji, o którą na trawie nie trudno.
Być może tym sposobem usiłowała podświadomie zachować swoją pełną sprawność fizyczną na mecze, na mączce w ramach lipcowo-sierpniowej olimpiady, na której wedle oceny ekspertów tenisowych będzie bezapelacyjnie główną faworytką.
Putincewa zagrała doskonały mecz, bo trafiła na bardzo dobry swój dzień tenisowy, co od czasu do czasu się zdarza. Cała sztuka polega na umiejętności powtarzania takich pojedynków, czego Putincewa nie umie, a świadczy o tym jej gładka porażka z Ostapienko.
Posiadamy zawodniczkę, prezentującą dłuższy ciąg zwycięstw. W takim przekroju zdarzeń porażka jest rzeczą normalną w sporcie i typową dla człowieka, bo jesteśmy omylni. Z naturalnych przyczyn, zwłaszcza kobietom zdarzają gorsze dni, co nie powinno dziwić…
Przegrane wynikiem 6: 0, 6: 0, czyli na tak zwanym rowerze zdarzały się nawet najlepszym zawodniczkom, wystarczy wskazać byłą jedynkę światową Karolinę Pliszkową w finale turnieju w Rzymie. Nasza Iga jeszcze takiej porażki nie doznała.
Z tego powodu słowa krytyki pod jej adresem nie są uzasadnione, gdyż w strukturze jedynek światowych XXI wieku prezentuje się bardzo dobrze, blisko Sereny Williams, uznawanej powszechnie jak dotychczas za najlepszą.
Iga do każdej porażki podchodzi konstruktywnie. Analizuje przyczyny, zastanawia się, co może zrobić w przyszłości lepiej, a medialnie otwarcie przyznaje, że popełniła błędny oraz postanawia je wyeliminować w następnych meczach.
Słowem, mimo długotrwałej pierwszej pozycji na świecie zachowuje się niezwykle skromnie, z pokorą przyjmuje każde niepowodzenie, zdając sobie sprawę z tego, że w sporcie można sporo wygrywać, ale przegrane także muszą się zdarzyć.
Ten jej wyjątkowy stosunek do sportu, znamionuje bardzo poważne podejście do pracy, co znajduje potwierdzenie w każdym realizowanym przez nią przedsięwzięciu, również pozasportowym, które stara się wykonać także możliwie najlepiej.
Takie cechy charakteryzują najwybitniejszego sportowca, stąd posiadając perełkę tenisową mamy prawo być bardzo dumni, bo jest naszą krajanką. Radość płynąca z jej osiągnięć, wymaga jednak właściwej oceny i racjonalnego spojrzenia na Igę na wypadek porażki.
W takich relacjach obowiązuje zasada do ut des, czyli daje abyś dał. Ona daje nam radość z wygranych meczów, a my kibicie w zamian mamy obowiązek dać jej wsparcie na wypadek porażki, rozumiejąc trud i wysiłek, który nie zawsze musi skończyć się zwycięstwem.
Narzekania na Igę pozostawmy obcokrajowcom motywowanym zazdrością posiadania przez Polaków tak wybitnej sportsmenki w wieku zaledwie 23 lat, gdyż ich inspiruje to brzydkie uczucie do wygadywania o naszej mistrzyni niestworzonych sensacji.
My wiemy, bo poznaliśmy już Igę Świątek dostatecznie, że jest osobą wrażliwą na krytykę medialną, a tym bardziej nieuzasadnioną, toteż powinniśmy robić wszystko, aby ją wspierać w jej wysiłkach przynoszących wspaniałe rezultaty.
Niech inni robią z zazdrości brzydkie rzeczy na własne ryzyko i odpowiedzialność, a my zachowujmy się właściwie, uczciwie, dążąc, mówiąc słowami Warrena Beatty w filmie pt. „Niebo może zaczekać” do stałego osiągania w tenisie przez Igę… Super Bowl…
Karabeusz