FRONTEM DO CZYTELNIKA…

Wnuk (W). Cześć dziadku, co tam słychać, dawno nie rozmawialiśmy?

Dziadek (D). Witam, o czym chcesz dyskutować?

W. Tyle problemów, że nie wiem od czego zacząć?

D. Najlepiej od spraw niezrozumiałych i bulwersujących.

W. Czytałem ciekawy wywiad z Małgorzatą Wassermann i jestem zbulwersowany!

D. Czym?

W. Wywiad jest logiczny i zrozumiały, natomiast komentarze pod nim to jakiś stek bzdur.

D. Nie wiesz, że to jest działalność trolli?

W. Tym sposobem zniechęca się ludzi do racjonalnej dyskusji.

D. O to chodzi. Władzy nie jest potrzebna myśląca, mądra młodzież, ale głuptaki.

W. Przesadzasz. Wszystkie quizy, teleturnieje zachęcają powszechnie do zdobywania wiedzy.

D. Znasz się na komputerach chyba bardzo dobrze?

W. Zgadza się.

D. Co się stanie, jeśli do laptopa o pojemności 100 GB wsadzisz dane o pojemności 105 GB?

W. Laptop tego nie przyjmie. Poza tym nawet przy wprowadzanych 100 GB funkcjonowanie będzie trudne, gdyż system operacyjny potrzebuje luzu do przeprowadzania operacji…

D. Sam odpowiedziałeś, dlaczego wciska się społeczeństwu zbędny nadmiar informacji. Mózg przestaje poprawnie funkcjonować i nie jest zdolny do logicznego rozumowania.

W. Nie potrzeba wielkiego wysiłku, aby pojąć fachową wypowiedź posłanki, tym bardziej, że wyrażana jest poprawnym, parlamentarnym językiem i nacechowana dyplomacją…

D. Pewnie masz rację. Tyle, że z powodu przeładowania informacyjnego odbiorca dawno zatracił umiejętność czytania i słuchania ze zrozumieniem, w konsekwencji nie jest w stanie pojąć tekstu. Jest przyzwyczajony wyłącznie do sensacji, haseł i tytułów.

W. Kulturowo cofnęliśmy się, mimo wielkiej edukacji, do poziomu kamienia łupanego…

D. Przez grzeczność nie przeczę.

W. Teraz rozumiem babci opowieść, przyjmowaną przeze mnie za świetny kawał edukacyjny.

D. Co masz na myśli?

W. Babcia mówiła, że do biblioteki naukowej przyszedł między zajęciami student i poprosił o przygotowanie literatury do pracy magisterskiej, a gdy bibliotekarz wyraził zdziwienie – usłyszał – niech się pan pośpieszy, bo ja muszę zdążyć na ćwiczenia.

D. Ostatnio rozmawiałem z pewnym szacownym profesorem nauk prawnych, który w przypływie szczerości określił młody narybek katedr, jako specjalistów od jednego przepisu.

W. Chyba żartował?

D. Bynajmniej. To delikatne scharakteryzowanie świata prawniczego, którego niektórzy świadomi, a częściowo przekupieni przedstawiciele wciskają społeczeństwu totalne banialuki prawne, a większość odbiorców święcie w to wierzy, bo żyjemy w epoce ekspertów…

W. Chcesz powiedzieć, że prawnicy dają się przekupić. Przecież łapówka to przestępstwo.

D. Tu nie chodzi o przekupstwo, ale system funkcjonowania grantów i innych dotacji.

W. Nie rozumiem?

D. Fundusze są przyznawane na prace naukowe, nazwijmy to poprawne politycznie… stąd trudno pisać artykuły naukowe o prawdziwej demokracji, czy legalnej wykładni ustaw.

W. Przecież mówiłeś, że jeden profesor nauk prawnych zaproponował ci napisanie pracy naukowej o legalnej, wiążącej wykładni ustaw.

D. To miała być moja praca, a nie rozprawa naukowa pisana pod redakcją profesora.

W. Co to za różnica?

D. Zasadnicza. Uznawane są opracowania naukowe akceptowane przez prawników z tytułem profesorskim, bo żyjemy w epoce ekspertów i tym znawcom ludzie powszechnie wierzą.

W. O ile pamiętam nie zdecydowałeś się napisać tej pracy?

D. Rzeczywiście tak było. Uznałem, że krótkie streszczenie problemu ma większe szanse dotarcia do czytelnika aniżeli opasła praca naukowa.

W. Stąd powstała opublikowana w blogu „Epopeja prawnicza w 12 księgach prozą”.

D. Zgadza się, ale o tym pogadamy innym razem.

W. Czemu? Przecież sympatycznie nam się wymieniało myśli?

D. Przyjąłem zasadę nie przesadzania z objętością opracowań, gdyż dłuższego tekstu niż strona maszynopisu nikt nie przeczyta.

W. Aha. Czyli frontem do czytelnika…!

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *