Motto: woda, woda, woda, to czytelnik rękę poda…
Sięgnąłem po ciekawą na pierwszy rzut oka lekturę z cyklu: „Historia – Ekspert” z 2024 r. Okładka rozbrzmiewała intrygującym tytułem: „Pogarda dla szlachty – 250 lat obrzydzania sarmatyzmu”.
Artykuł przeczytałem z zaciekawieniem o tyle skrajnym, że usilnie poszukiwałem autora tekstu i nijak nie mogłem znaleźć. Badałem precyzyjnie wszystkie pozostałe opracowania w tym czasopiśmie i pod każdym znajdowałem imię i nazwisko twórcy.
Zastanawiałem się nad przyczyną i doszedłem do wniosku, że to zwykły przypadek – pomyłka, ktoś po prostu zapomniał się podpisać i tyle. Tekst nie zawiera żadnych sformułowań, których potrzeba by się obawiać, stąd taka nieścisłość jest uzasadniona.
Niegdyś miałem w ręce inny egzemplarz tego czasopisma i nie pamiętam reguły anonimowości tytułowego opracowania. Musiał nastąpić błąd w druku, czyli ktoś o autorze zapomniał. Błędy są rzeczą ludzką. Errata załatwia wszystko, ale w tym przypadku jej brak.
Przechodząc ad rem powiem, że informacji o autorze trochę mi brakuje, gdyż po przeczytaniu tekstu odczuwam niedosyt, tak, jakby ktoś urwał opracowanie w połowie. Wypadałoby twórcy wskazać luki, a tu nie ma, z kim konwersować.
Autor opisuje blisko trzy wieki urabiania sarmatyzmu na obrzydliwe zjawisko. Podnosi, że w ciągu 200 lat poczucie wartości polskich elit z piedestału sięgnęło dna – wyszydzaniu podlegała nie tylko mentalność, ale też wygląd zewnętrzny, w tym strój i fryzura.
W pewnym momencie twórca tekstu pokusił się nawet o namiastkę przyczynowości stwierdzając w podtytule, że: „łatwiej się rządzi ludźmi, którzy mają zaniżoną samoocenę”. Nie wiadomo jednak, kto miał być inspiratorem tych słów?
Jeśli założyć, że twierdzenie pobrzmiewało w gronie władz naszych trzech zaborców, to pewnie byłoby zgodne z prawdą, jednak brak na ten temat informacji, czyli jedynie domyślny czytelnik może wpaść na podmiot wyrażający ten pogląd.
Trudno w opracowaniu w ogóle dojść do ładu z przyczynowością, gdyż podawane dygresje nie sytuują się w określonym czasie, stąd przyczyna obrzydzania sarmatyzmu pozostaje równie enigmatyczna, jak imię i nazwisko autora.
Tekst nie omieszka zrzucić winy na poziom edukacji funkcjonującej w Polsce przez ostatnie trzy wieki, aż do ery Kaczyńskiego włącznie. Wychodziłoby na to, że pod rządami obecnej władzy coś się zmieniło – zachodzę jednak w głowę, co?
Gdyby zmiana miała nastąpić, to opisujący szarganie sarmatyzmu powinien racjonalnie przedstawić tę historię metodą przyczynowo skutkową, a tego nie uczynił, co oznacza, że sam tkwi w błędnej manierze przekazywania informacji o naszych dziejach.
Prawdziwe jest twierdzenie, że łatwiej się rządzi ludźmi mającymi zaniżoną samoocenę, czy też będącymi głupkami niepotrafiącymi z historii własnego narodu wyciągnąć żadnych konstruktywnych wniosków dla bieżącej rzeczywistości.
Początki obrzydzania sarmatyzmu były inspirowane politycznie i to w sposób wszechstronny, zorganizowany, o czym świadczą fakty przytaczane przez autora np. w postaci bluźnierczego definiowania sarmatyzmu nawet przez językoznawców!
Jakie były tego zjawiska podstawowe przyczyny, autor milczy, jakby nie chcąc upolityczniać czytelnika, czy też wprowadzać go w arkana logicznego rozumowania. A po co ma to robić? Przecież za to mu nie płacą!
On miał napisać zgrabną historyjkę dla ucha, czy raczej w tym wypadku dla oka i nie filozofować, bo za upolitycznianie nikt mu apanaży nie daje. Taki wyskok mógłby się skończyć zakazem publikacji następnych opracowań – patrz Przemysław Babiarz…
Artykuł ma być treściowo ciekawy, może nawet dla znawców historii fascynujący, ale w żadnej mierze nie ma niczego w chronologicznym układzie zdarzeń uczyć w wyniku wyjaśnienia problemów objętych tabu…
Nie po to autor dostaje niezłe pieniądze za tę pisaninę, aby zastępował rzetelnych nauczycieli historii Polski, uczących metodą przyczynowo skutkową. Znamienne jest to, że poprawność relacjonowania dziejów pozostaje znajoma twórcom czasopisma, skoro w jednym z następnych artykułów właśnie podkreślono poprawny styl przekazywania historii.
Takie opracowania nie są jednak współcześnie nikomu do niczego potrzebne, nie ma powodu uświadamiania społeczeństwa motywami historii Polski, bo ten sposób prezentowania przeszłości jest szczególnie niebezpieczny dla rządzących.
Doszłoby, nie daj Bóg do tego, że młode pokolenie dojrzałoby przyczyny zwalczania sarmatyzmu i poczęłoby na ten temat tworzyć logiczne teorie, w wyniku których współczesna zachodnia demokracja mogłaby się dostać do przysłowiowego kąta…
Motłoch trzeba trzymać w niewiedzy, aby głupie myśli nie przychodziły mu do głowy. W przeciwny razie młodzież pojmie, że jest totalnie oszukiwana i mogłaby rozpocząć rozruchy społeczne, a te nie leżą w interesie władzy, ani tych, co ją trzymają na sznurku…
Społeczeństwo, a w każdym razie jego zdecydowana większość ma być święcie przekonana, że żyje we wspaniałej demokracji, pod Egidą broniącej tego ustroju za wszelką cenę Unii Europejskiej i szlus.
Rozważania na temat sarmatyzmu analizowane z logicznie poprawnego kierunku mogłyby młodzieży uświadomić, że sarmatyzm emanował prawdziwą demokracją, nazywaną w owym czasie szlachecką od określenia jej suwerena.
Młode pokolenie mogłoby zostać przekonane do działań rewolucyjnych charakterystycznych dla ich młodzieńczego wieku, a takie zamieszki bez względu na ich finał zawsze wysadzają z foteli aktualnie rządzących.
Porównując walory demokracji szlacheckiej wraz z jej niestety spóźnioną naprawą w postaci Konstytucji 3 Maja, masy mogłyby skonstatować różnicę pomiędzy prawdziwą demokracją a jej obecnym karykaturalnym przejawem charakteryzującym się zwrotem na literę g…
Karabeusz