FRUSTRACJA…

Mamy już za sobą dwa istotne wydarzenia sportowe. Po pierwsze Iga przegrała z Pegulą w ćwierćfinale w Nowy Jorku, a następnie nasi piłkarze wygrali ze Szkocją 3: 2. Jak zwykle komentatorzy dziennikarze chwycili za pióra i długopisy, aby nie stracić okazji dodania swoich trzech groszy…

Podobnie rzecz wygląda ze zwykłymi kibicami i tekstami w internecie. Wszyscy mają wspaniałe porady dla piłkarzy i dla Igi, komentując, krytykując, spierając się, etc. Niby wszystko w porządku, gdyż taka jest kolej rzeczy po zawodach, w końcu ludzie coś muszą robić, a niektórym za to jeszcze płacą.

Zdumiewające może być, że najwięcej rad podają ci, którzy o danej dyscyplinie sportu nie mają zielonego pojęcia. Trafnie to stwierdził Tomasz Wiktorowski, odnosząc się do krytyki związanej ze słabszą formą Igi.

Popadamy jak zwykle w skrajne emocje. Iga wygrywa, podgrzewane są nastroje, jaką to wspaniałą mamy jedynkę światową. Przyjdzie jej przegrać jeden, drugi, trzeci mecz, czarnowidztwo i wieszanie niemal psów na naszej zawodniczce, zwłaszcza przez kibiców.

Trochę spokoju i opanowania, wzięcia na wstrzymanie emocjonalne niewątpliwie przydałoby się większości tego typu kibicom, że o pismakach zawodowych nie wspomnę, bo oni zarabiają na chleb, stąd coś muszą ze swoich głów wypocić, a takie skrajne oceny są git!

Nikomu nie zabrania się prezentowania własnego, indywidualnego zdania, ale ze wszystkim trzeba zachować pewien umiar. Nie podobają mi się te skrajne emocje przelewane na teksty internetowe, gdyż de facto stanowią paplaninę, która niczego do przodu nie posuwa.

Przegrana Świątek z Pegulą nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, jeżeli zważyć to, co Iga od dłuższego czasu przekazuje publicznie na temat przeładowanego programu turniejów tenisowych.

Ta okoliczność przynosi, bo musi nieść określone konsekwencje sportowe. Finalistki turnieju nowojorskiego przystępowały do niego z pewnym dystansem własnego odpoczynku i to jest wypadkowa ich dobrego poziomu gry.

To wcale nie znaczy, że po pewnym czasie Iga nie wróci do własnej maestrii tenisowej. Zresztą nadal jest jedynką światową i pomimo zło wieszczeń pewnie nią zostanie do końca obecnego sezonu, a kto wie, czy nas nie zaskoczy kolejnymi wygranymi turniejami?

O Świątek się nie martwię. Myślę, że informacja o potrzebie poszerzenia sztabu o kolejnego psychologa do niej dotarła i jako osoba rozsądna podejmie właściwą decyzję, co wcale nie oznacza, że ma się pozbywać Darii Abramowicz, już nie mówiąc o trenerze, czego domagają się niektórzy kibice.

Bardziej się martwię o naszych piłkarzy, pomimo ich fartownego zwycięstwa. Trzeba uczciwie powiedzieć, że fuksem ten mecz wygraliśmy. Przez 90 minut Szkoci panowali na boisku, co było widać w relacji pojedynków jeden na jeden.

Może ciut przesadzam, ale w cały meczu wygrana naszego zawodnika ze Szkotem, to sytuacja wymagająca poszukiwań ze świecą… No może w meczu było takich przypadków tyle ile mamy palców u rąk!

Można wobec tego powiedzieć, że Szkoci przegrali mecz wyłącznie z powodu braku, czy niefartu w zakresie umiejętności strzeleckich. Przy prezentowanej przewadze z ich strony, gdyby posiadali np. takiego Lewandowskiego, to wynik meczu mógłby być dwucyfrowy!

Życzę naszym piłkarzom wszystkiego najlepszego, ale przy takim poziomie gry nie mamy żadnych szans z Chorwatami, którzy strzelców dobrych akurat posiadają. Trudno powiedzieć, co z tym fantem zrobić, ponieważ drużyna wyglądała, jakby sparaliżowana.

Momentami w drugiej połowie, chłopcy usiłowali coś poprawić, ale wychodziło to bardzo anemicznie, i mało skutecznie. Można powiedzieć, że w tym meczu polskiej drużyny nie było. Wygraną zawdzięczamy zbiegom okoliczności, to, co do pierwszej bramki.

Lewandowski zazwyczaj karne strzela. Później mieliśmy jeden indywidualny zabójczy dla przeciwników atak, który skończył się faulem na polu karnym, zamienionym poprawnie na kolejną bramkę.

Słowem gdyby nie oba karne, mecz byłby przegrany z kretesem.  Wygraliśmy przypadkowo, pokazując kilka indywidualności pozytywnych incydentalnie i tyle. Mecz piłki nożnej to gra drużynowa i dlatego posiadanie nawet wspaniałego strzelca nic nie pomoże.

Chyba, że zaistnieje zbieg sprzyjających okoliczności, który miał miejsce w tym przypadku, ale nie radzę liczyć na powtórkę, bo przyjdzie się mocno rozczarować. Niektórzy kalkulują, że przy obecnej słabszej nieco formie Chorwatów i naszym psychicznym wzmocnieniu zwycięstwem, jakoś pójdzie pozytywnie dalej…

Jeszcze inni enigmatycznie zakładają, że polska drużyna nie pokazała w pierwszym meczu swoich rzeczywistych walorów, co nastąpi dopiero w następnych pojedynkach. Gdyby to była prawda, cieszyłbym się bardzo, ale na tle dotychczasowych konkretów mogę to potraktować wyłącznie, jako pobożne życzenia.

Popatrzmy na grę Lewandowskiego w Barcelonie. Większość się zachwyca poprawą strzelecką rodaka, ale to nie on się poprawił, tylko cała hiszpańska drużyna gra lepiej i dlatego Robert może powrócić do umiejętności strzeleckich, których wcale nie zagubił.

Umiejętność strzelania rzutów karnych to walor indywidualny, ale aby do tego doszło, cała drużyna musi zapracować na karnego. Wizualnie, niestety z przykrością trzeba jednoznacznie stwierdzić, że jak dotychczas nie ma polskiej drużyny, lecz istnieje zlepek indywidualistów.

Może o niezłych, a niekiedy wybitnych umiejętnościach, ale to nie wystarcza do wygrywania meczu, w którym gra 11 zawodników odpowiednio do siebie dopasowanych i zgranych, czego w naszej ekipie jak na razie nie widać.

Miejmy nadzieję, że podbudowanie psychiczne zwycięstwem pozwoli zawodnikom osiągnąć w końcu właściwy zespołowy poziom gry, prowadzący do kolejnego zwycięstwa, czego im oczywiście z całego serca życzę.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *