NOWA EPOKA…

Motto: niezwykłe szanse trzeba łapać w lot, bo uciekną…

Pożegnaliśmy Papieża Franciszka, czeka nas kolejne konklawe i być może nowa epoka katolicyzmu. Kojarzy się od razu film pt. „Konklawe” z 2024 r. Reklamowany thriller oglądnąłem z wielkim zaciekawieniem.

Oczekiwałem czegoś lepszego, tymczasem końcowa puenta nie nastraja optymistycznie. Aktorów dobrano doskonałych, ale przebieg fabuły wkomponowanej w szarość i półmrok trąci starym filmem noir…

To kolejny utwór kinowy o konklawe, ale gdzie mu tam do „Młodego Papieża” z  doskonałym Jude Law w roli tytułowej. Jeśli mowa o wierze,  film wyglądał niezwykle obiecująco, choć zakończenie sprowadzało na przysłowiową Ziemię…

Nie wiadomo, czy Młody Papież kontynuował swoje dzieło, czy też został usunięty tak, jak to się stało z niejednym jego poprzednikiem. Porównując te dwa obrazy widać wyraźnie, że Watykan to siedziba politycznych intryg, oddalonych chyba mocno od wiary…

Patrząc na ostatnich papieży dłużej panujących dojrzeć można pewien przełom w czasach Jana Pawła II. W filmie z 2016 r. dowiadujemy się, że nasz Papież zakazał palenia tytoniu w Watykanie, czyli zachował się zgodnie z dewizą potrzeby dbania o życie i zdrowie.

Młody Papież poszedł akurat pod prąd temu zakazowi. Konstatując, mimo naukowego udowodnienia szkodliwości tytoniu, jego używanie ma się dobrze w sferach artystycznych, które dla Młodego Papieża nie potrafiły wymyślić innego nałogu lub tiku…

Młody Papież zachwycił zakazem fotografowania jego postaci, czym dla niektórych może przyćmił postać Jana Pawła II, który był niebywale rozchwytywany w tej sferze. Znając go jeszcze z Wawelu nie sądzę, aby ta widoczność medialna była mu do czegoś potrzebna.

On rozpoczął nową erę papiestwa i chcąc skutecznie przeprowadzać reformy musiał się w określonym zakresie podporządkować Kurii Watykańskiej, a ta wymagała, aby wraz z przełomem, który zapoczątkował JP II, widoczny był na całym świecie.

Filmowanie i fotografowanie było niezbędne, a tłumy wiernych, głównie młodzieży, jakie przyciągał Jan Paweł II  nie miały sobie równych ani wcześniej, ani później, stąd nie ulega wątpliwości, że my Polacy daliśmy katolicyzmowi wielką osobowość.

Niestety, tak się składa, że sami nie wykorzystujemy posiadanych wybitnych person dla dobra państwa i narodu. Nie potrafimy chwycić w ręce zjawiającej się chwili, w której przy pomocy takich osób można wiele osiągnąć.

Nie słuchaliśmy przestróg Jana Pawła II lecz pochłonięci pożądaniem dobrobytu za wszelką cenę, pozwoliliśmy na niesprawiedliwe oszukiwanie jednych przez drugich, a kiedy doszła do steru władza systematycznie zmieniająca te zasady, w amoku ogłupienia opuściliśmy ją…

Dzisiaj stoimy w przededniu wyborów kolejnej głowy państwa. Mamy kandydata na Prezydenta dostępującego niezwykłych zaszczytów w największym mocarstwie światowym, w tym u jego przywódcy, stąd obserwujemy zjawisko absolutnie nietypowe i wyjątkowe.

Dotychczas nie zdarzyło się, aby Prezydent USA przyjmował w Białym Domu kandydata na jakiegoś prezydenta państwa. Ten zaszczyt ma unikatowe znaczenie. Wynika on zapewne z autentycznej potrzeby wzajemnego współdziałania pomiędzy tym mocarstwem a Polską.

Trudno wytłumaczyć takie postępowanie czymś innym, dlatego ogromne zdziwienie powodują wypowiedzi mediów sprzyjających obecnej władzy, które za wszelką cenę usiłują umniejszać znaczenie tego wyraźnego politycznego gestu.

Z dyplomatycznego punktu widzenia ta postawa potwierdza tylko, że mamy do czynienia przy władzy wykonawczej z ludźmi nie życzącymi Polsce dobra. Czy przeważające społeczeństwo przy urnie wyborczej to zrozumie, zobaczymy?

Dopuszczenie przez przypadek przez większość narodu do władzy ludzi, którzy do tego zupełnie się nie nadają, rodzi z jednej strony skrają dziecinadę, a z drugiej realne zagrożenie, skoro nasze bezpieczeństwo zależy od pobytu sił zbrojnych USA w Polsce.

W relacjach amerykańsko-polskich nie mieliśmy nigdy tak dobrych stosunków politycznych na linii prezydentów obu krajów. Jeżeli mamy kandydata na głowę państwa hołubionego wprost przez władze amerykańskie, będącego tym samym najlepszym gwarantem dalszego sojuszu, to tylko skończony osioł burzyłby tak korzystną sytuację.

To jest coś, co w umyśle zdrowo rozsądkowego obywatela nie powinno zupełnie się mieścić, jeśli nie przejawia skłonności samobójczych… Zagrywki polskiej lewackiej władzy głoszącej, że to Unia nas w razie czego obroni, są czystą czczą propagandową gadaniną bez pokrycia.

Gdyby Unia cokolwiek mogła zrobić, to w chwili wybuchu wojny na Ukrainie od razu zareagowałby, a tego nie uczyniła, bo jest militarnie organizacyjnie nieprzygotowana do żadnej konkretnej tego typu reakcji.

Czas najwyższy otworzyć oczy na sojusz z największym mocarstwem światowym, a propagandę unijną między bajki włożyć, bo żadne państwo europejskie nigdy nie było trwałym naszym sojusznikiem, a Stany Zjednoczone były i są.

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *