Uczuciem zazdrości obdarzamy nieraz polityków, zwłaszcza wówczas, gdy nasączani jesteśmy informacjami o zdobywanych przez nich profitach i równolegle o zarzucanych im nadużyciach, czyli naruszeniach prawa.
Takie uczucie sprowadza nas często na manowce polegające na tym, że pod jego wpływem usiłujemy odseparować się od sfery politycznej, ustępując z pola wyborczego, chcemy pokazać, że jesteśmy lepsi i z tym towarzystwem nie mamy nic do czynienia.
Jest to bardzo dziecinne rozumowanie, ponieważ żyjemy w społeczeństwie, od którego uciec się nie da, toteż także nie da się odseparować od rządzących, którzy nam się nie podobają. Infantylizm przejawia się w tym, że chcemy coś zaprezentować, ale całkiem bezrozumnie.
Powtarzane medialnie zarzuty pod adresem polityków sprawiają, że generalnie wszystkich ludzi tej sfery staramy się traktować jednakowo, co jeszcze dodatkowo utwierdza nas w przekonaniu identycznego podejścia, jeśli porównamy ich dochody z naszymi.
Skala porównawcza rozbudza bardzo silne uczucie zazdrości, uzasadniane informacjami negatywnymi o tym świecie, co jeszcze bardziej utwierdza nas w racjonalnej ocenie tego świata.
Takie powierzchowne oceny, kształtują już stały trend, polegający na znacznej procentowej absencji wyborczej części suwerena uprawnionego do głosowania, co tym samym niweczy możliwości wyboru lepszych, zamiast gorszych polityków.
W tych warunkach konsekwencje uczucia zazdrości mają kolosalne znaczenie dla naszego całego życia, ale my nie zdajemy sobie z tego sprawy tkwiąc w wewnętrznym przekonaniu, że takie odseparowanie się od głosowania, to najlepszy sposób sprzyjający krytycznej postawie.
Tyle, że sama krytyka niczego w życiu nie rozwiązuje, sprowadzając się tylko do mielenia językiem na próżno. Ma ona charakter racjonalny tylko wówczas, gdy posiądzie cechę konstruktywności.
Oznacza to, że nie podobają mi się jacyś politycy, z konkretnego powodu i dlatego idę do urny wyborczej i wybieram lepszych. Absencja wyborcza jest natomiast najgorszym z możliwych rozwiązań, gdyż wbrew naszym intencjom pozwala tym złym utrzymać się przy władzy przy pomocy tzw. żelaznego elektoratu.
Aby nie popaść w taki obiektywnie rzecz biorąc niekorzystny stan ducha i wyobrażenia, musimy nie tylko wyzbyć się błędnego w tym przypadku uczucia zazdrości, ale przede wszystkim wyeliminować pogląd o skali trudności wielkiej polityki.
To ostatnie przekonanie jest, bowiem często istotnym elementem zniechęcającym do wyborów, kiedy bezradni stawiamy sobie pytanie, kogo mam wybrać, skoro wszyscy są siebie warci, czyli źli?
Taka diagnoza nigdy nie jest prawdziwa, lecz wynika z naszego marazmu zrodzonego niechęcia do zajmowania się polityką, tą wielką polityką, która posiada zasadniczy wpływ na naszą osobistą małą politykę, którą zajmujemy się codziennie.
Nie jest też prawdą, że wszyscy politycy czy ich ugrupowania są diabła warci. Ten argument, jako proste wytłumaczenie porzucenia aktu wyborczego bezczelnie wmawiają nam media, a ponieważ pozornie wydaje się on słuszny, to go kupujemy, uspokajając swoje sumienie jego zasadnością.
Nikt nie chce być przecież frajerem, oszukiwanym, okradanym przez polityków, których z tego powodu byłby w stanie, gdyby tylko mógł utopić w łyżce wody. Ale pejoratywne w tym przypadku uczucie zazdrości, kreujące bezradność do takiego zaniechania nas sprowadza.
Dochodzi dodatkowo do wyłączenia myślenia, gdyż w braku czasu na rozważania, zajmujemy się najpilniejszymi sprawami, a wielką politykę lekceważymy, uważając za medialnymi diabłami, że każdy powinien robić swoje, czyli politycy powinni racjonalnie rządzić.
Każdy z nas przecież rzetelnie usiłuje wykonać własną pracę, to oni powinni robić to samo bez naszej pomocy. Rzecz w tym, że nie dochodzimy do prostego wniosku, co zrobić, jeśli ktoś nie wykonuje pracy rzetelnie?
Przykładów na takie kontr działania mamy dookoła, bez względu na to, gdzie pracujemy. Jeżeli szef zobaczy, że ktoś źle, nierzetelnie wykonuje swoje obowiązki, to finalnie wyrzuca go z pracy, jako nieprzydatnego, czego my wzdragamy się uczynić z politykami.
Nic więc dziwnego, że oni zacierają ręce biorąc za sam fakt istnienia po kolejnym wyborze poważne apanaże poselskie, za które my słono płacimy. Medialnie plotą totalne bzdury, licząc na nasze kolejne zniechęcenie, które wpłynie na ich następną kadencję. Naiwność ludzka nie zna granic i na tym przekonaniu robią karierę rzesze polityczne.
Żyją wygodnie na nasz koszt, wyprowadzając z kraju poważne sumy pieniędzy na rzecz tych, którzy dodadzą im jeszcze dodatkowych profitów nawet za wyraźnie zdradziecką działalność, z która my, totalni frajerzy nie potrafimy zrobić nic, bo drzemie w nas uczucie zazdrości skłaniające do totalnej bierności wyborczej…
Karabeusz