Motto: do drzwi nam puka sztubacka nauka…
Obyś żył w ciekawych czasach, zagaił rozważania zdaje się pewien starożytny filozof. Kontynuując tę myśl w XXI wieku zastanawiam się, co potrzeba, aby uznać, że czasy współczesne są ciekawe? Jakie kryteria należałoby przyjąć?
Zaadresowanie zwrotu do przedstawicieli nauk filozoficznych nie wydaje się właściwe, bo ta dziedzina bardzo już spowszedniała. Pojęcie filozofii i filozofa zostało spopularyzowane do tego stopnia, że dziś wielu amatorów się nim czuje.
Termin odgrywa zwłaszcza istotną rolę na płaszczyźnie polityki. W okresach kampanii wyborczych zjawisko zarysowuje się szczególnie mocno, obejmując nie tylko polityków oraz wszelkiej maści pisarzy i redaktorów, ale wręcz każdego szarego wyborcę.
Opisywana różnorodność tematyczna jest tak strukturalnie ogromna, że naturalnie potwierdza ciekawość człowieka. Mając tak dużą zakresowo tematykę problemów, musi się coś z tym zrobić, toteż każdy na swój sposób zaczyna filozofować…
To trochę tak, jak z małym dzieckiem ciekawym świata. Jeszcze wielu używanych przez siebie słów definicyjnie nie rozumie, ale ciągle nimi operuje i stawia pytania. Rola starszych, to tłumaczenie definicji, aby dzieciak mógł się w przyszłości sensownie porozumiewać.
Zachodzi pytanie, co się dzieje, gdy młody człowiek tych definicji nie przyswoi, ale słów używa? Mamy wtedy zjawisko kabaretowe, którego jednym z założeń jest obrazowanie nonsensów na kanwie wieloznaczności słów i zwrotów, a także błędów sformułowań.
Takie podejście do rzeczywistości wymaga niebywałej maestrii. Niższy stopień, to cyrk, polegający na używaniu zwrotów bez zrozumienia ich znaczenia, co tworzy substytut kabaretu naturalnego, który z braku znajomości definicji tych pojęć, nie może zaistnieć.
Jak popatrzeć na obecną rozwiniętą krajową sieć kabaretów, to właśnie z takimi substytutami mamy do czynienia. Jak to się stało, że z perełek typu: „Dudek”, „Pod Egidą” doszło do degrengolady na poziom np. „Ani mru, mru”?
Zjawisko łatwo wytłumaczyć, gdyż artystyczna wymowa sceniczna musi być odpowiednia do poziomu umysłowego odbiorcy. Może żenujące w obecnym wieku, ale to aksjomat ekonomiczny, gdyż kabaret jest utrzymywany przez widzów.
Obecnie „Dudek” natychmiast splajtowałby, ponieważ prezentowany na tej scenie stopień zaawansowania intelektualnego nie znalazłby odpowiedniej wielkościowo widowni koniecznej dla zaistnienia jego bytu finansowego.
Humor kabaretowy musi odzwierciedlać rzeczywistość, w której powszechnie używane są słowa bez znajomości ich definicji. Kabaret pozostaje humorem, w którym my sami śmiejemy się z własnych przywar. Śmiać się z samego siebie trudno, dlatego kabarety pomagają…
Konstrukcja jest dość prosta, gdyż polega tylko na odwzorowaniu rzeczywistości, w której powszechnie posługujemy się słowami i zwrotami niezrozumiałymi definicyjnie i ten motyw, jako zdumiewający jest natychmiast wzięty w orbitę satyry.
Inna sprawa, że to wszystko pozostaje w pewnej sprzeczności logicznej, bo właściwie nie wiadomo, czy współczesne scenki kabaretowe są zrozumiałe, czy nie są zrozumiałe przez widzów, pozbawionych przymiotu sięgania do definicji słów?
Tym się jednak nikt nie przejmuje, bo żyjemy na zupełnie odmiennym poziomie humoru i wesołości, a o tamtej starej musimy zapomnieć. Ona nie jest w stanie powrócić w trybie wychwytywania dwuznaczności zwrotów, których pojęć nie znamy.
Dla lepszego unaocznienia, bo o zrozumieniu chyba nie ma mowy – weźmy słowo demokracja. Bez definicji nie możemy w żadnej mierze odróżnić demokracji szlacheckiej, od demokracji socjalistycznej, czy demokracji zachodniej.
A już takie zwroty, jak demokracja bezpośrednia, czy demokracja pośrednia stanowią dla nas kompletną czarną magię i dlatego głównym dzisiejszym motywem kabaretowym nie mogą być niuanse przymiotnikowe demokracji.
Przede wszystkim mało kto wie, co znaczy słowo przymiotnik, jeśli wcześniej nie zajrzy w komórce do „Wikipedii”. Korzystanie z encyklopedii stacjonarnej, czyli w formie tradycyjnej bibliotecznej książki uznaje się powszechnie za przestarzałe i zbędne.
Ta internetowa, sama o sobie mówi, że zawiera informacje zbliżone do prawdy, stąd czytając ją możemy siebie wprowadzać w błąd. Oceniając współczesne zaawansowanie intelektualne nie żartuję, mówię poważnie, co mogę wykazać na prostej arytmetyce.
Przeciętny absolwent wyższych studiów technicznych, w których matematyka ogrywa główną rolę, nie wie ile daje pomnożenie 7 razy 8. Aby dojść do wielkości 56 musi wcześniej skorzystać z komórkowego kalkulatora.
W jaki sposób jest on w stanie zrozumieć skomplikowane słowo „przymiotnik”, już nie wspominając o „demokracji”! W tych warunkach powstaje pytanie, jak my się w ogóle między sobą porozumiewamy?
W przestrzeni publicznej różni autorzy używają niezrozumiałych definicyjnie dla nas słów np.: solidarność, państwo, praworządność, prawda, kłamstwo, polityka, media publiczne, media prywatne, propaganda, naprawa, sprawiedliwość, itd.
Jak ten świat działa, skoro my nie znamy definicji tych pojęć, mimo że o nich, na co dzień nie tylko słyszymy, ale ich używamy? Funkcjonuje chyba hasłowo, sloganowo, czy jakąś podobnie działającą metodą sensacyjno-nagłówkową, które co do istoty trudno sprecyzować.
Z racji uczęszczania do kościołów znacznej liczby krajan, spróbuję pokusić się o wyjaśnienie w tym aspekcie. Słyszymy jakieś słowo wybrzmiewające, jak dzwon kościelny, toteż wiemy doskonale, że gdzieś dzwonią, tyle, że nie wiadomo, w którym kościele…?
Niezwykłą karierę robią w tych warunkach autorzy piszący teksty, głównie książki, ponieważ tworzą tego, co niemiara, my kupujemy, nic nie rozumiemy, oni zarabiają, nabijając nas w butelkę i tak powstaje współczesny analfabetyzm…
Karabeusz