Motto: powołując się na prawa… złudną może być naprawa…
Jak ocenić współczesną działalność medialną i dokonać rozrachunku, to abstrahując od jakości stylu, a koncentrując się na treści, jest zadziwiająco uboga. Można bronić tezy, że wszyscy piszą na jedno kopyto, bo treści z góry narzucone…
Byłoby dużym uproszczeniem takie syntetyczne spojrzenie, gdyby nie, rzucająca się w oczy narracja. Zauważmy, że w mediach głównym tematem jest krytyka rządzących dokonywana z różnych punktów widzenia.
Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy władzy, jedni od pieca a drudzy od okna, na okrągło poruszają te same zagadnienia, różniące się tylko stopniem zaangażowania kierunku emocji…
To wszystko występuje w mediach obok sensacyjnych ciekawostek oraz olbrzymiego bloku reklamowego i ten trójpodział ma zadowolić w pełni czytelnika, wyczerpać jego zainteresowania, aby czasem nie zapytał o realną naprawę państwa.
Rządzący skutecznie narzucają medialne treści, mając pilnych odtwórców planu z obu stron konfliktu, a społeczeństwo bezmyślnie ekscytuje się, nie zdając sobie sprawy z taktycznego triku.
Istniejący stan można porównać do początków III RP, kiedy to 24 godziny na dobę dyskutowano o kształcie nowego ustroju. Zatriumfowała wolność słowa, więc można było do znudzenia wymyślać coraz bardziej oryginalne rozwiązania.
Debaty, ze względu na ich twórcze cechy nie stawały się nudne, przy czym społeczeństwu wydawało się, że uczestniczy w doniosłych zdarzeniach. Niemal wszyscy cieszyli się z dyskusji politycznych, bo czegoś takiego w PRL-u nie było.
Dzisiaj jest podobnie. Mamy mnóstwo programów medialnych o niewłaściwym stosowaniu prawa, co ma utwierdzić odbiorców w przekonaniu, że dbałość o praworządność jest olbrzymia i powszechna.
Ale to trik, aby społeczeństwo odciągnąć od zasadniczych kwestii ustrojowych i nie pozwolić na realny wpływ na treść Konstytucji. Zdecydowana większość cieszyła się tymi spektaklami, ponieważ dochodziła do głosu przedsiębiorczość, gnębiona w PRL.
Nikt nie zastanawiał się przekrojowo nad zmianami i dlatego nie było wielkiego oporu w zakresie rozwiązań rażąco sprzecznych z postulatami „Solidarności”, na barkach której poprzedni ustrój został pochowany…
Można było znaleźć pojedyncze opracowania oponentów złej, fałszywej i podstępnej przemiany, ale wolność gospodarcza wszystko skutecznie przykryła, bo pierwszoplanowym hasłem było – pecunia non olet…
Z tamtego okresu wywodzi się kabaretowe przesłanie mówiące o olbrzymim obszarze wolności słowa i tak ogromnym rozdyskutowaniu społecznym, że na końcu debaty już nie wiadomo było, co stanowi jej przedmiot…
Niewidzialna ręka polityki robiła swoje wbrew jaskrawo naruszanym postulatom sierpniowym, mówiącym przecież o prawach pracowniczych. Tymczasem sztandarowe uprawnienia ludzi pracy zostały bezczelnie zniszczone.
Dokonano szerokiej zamiany dotychczasowej namiastki praw pracowniczych na skrajne wykorzystywanie siły roboczej za pomocą powszechnie stosowanych umów cywilno-prawnych.
To się nazywało ładnie wolnością gospodarczą, czyli zdobywaniem milionów przez jednych kosztem olbrzymiego pogrążenia innych. Propagandowo mamiono ludzi gruszkami na wierzbie, czyli 100 milionami dla każdego.
Później te cwaniaczki budowały Konstytucję, w której treści pilnie zadbano, aby suweren wiele nie miał do powiedzenia, bo, a nóż mógłby zażądać pełnej realizacji postulatów sierpniowych!
Na osłodę i dla zmylenia, napisano w ustawie zasadniczej, że naród sprawuje najwyższą zwierzchnią władzę w Polsce, a także wpisano górnolotne uprawnienia obywatelskie, praktycznie niemożliwe do wyegzekwowania.
Na wszelki wypadek jakiejkolwiek odpowiedzialności władzy za złamanie idei sierpniowych, wyeliminowano z systemu prawa wiążącą wykładnię, aby nikogo z nich nie można było postawić przed sądem społecznym i prawnym.
Językiem kabaretowym można powiedzieć, że suweren może dziś władzy skoczyć…A gdzie – wyjaśnił czeladnik Wiesław Gołas w świetnym skeczu z kabaretu „Dudek” z udziałem majstra Jana Kobuszewskiego i petenta Wiesława Michnikowskiego…
Czasy i ustrój się zmieniły, a puenta kabaretowa aktualna. Zostaliśmy totalnie oszukani pięknymi słówkami przez polityków, a dzisiaj doznajemy powtórki poprzez bezczelne przywracanie jakiejś praworządności w warunkach anarchii!
Ślepy z głuchym nie mogliby rzeczywistości bardziej absurdalnie wyrazić. Okazuje się, że doszliśmy intelektualnie do takiego miejsca, w którym największa głupota jest w stanie skutecznie zapanować nad masami…
Większość społeczeństwa w obłędzie medialnym wybrała sobie rządzących, zmierzających otwarcie, krok po kroku do osłabienia państwa, stopniowego rozkładu i jego upadku.
Wszystko to ma miejsce na oczach całego narodu, w warunkach realizacji planów ościennych sąsiadów nigdy nam dobrze nieżyczących i dbających o to, aby Rzeczpospolita czasem nie rozkwitła gospodarczo, bo im brakuje parobków…
I jak tu nie wierzyć, że historia lubi się powtarzać? Stoimy, bowiem w przededniu następnego rozbioru polskiej państwowości, tym razem za przyzwoleniem większości wyborców, których nie stać na żadne realne słowo naprawcze.
Karabeusz