Motto: czasem przez jeden głupi błąd można zaprzepaścić sukces…
W sporcie raz się wygrywa, raz przegrywa. Trudno powiedzieć co by było, gdyby trener wytypował do gry inną zawodniczkę niż Magda Linette. Być może też przegralibyśmy z doskonale usposobionymi Włoszkami.
Chodzi jednak o to, że przy tym wyborze można dostrzec błąd, jak się wydaje widoczny na pierwszy rzut oka. Po wejściu na kort Magdy Linette było widać, że z nią coś złego się dzieje i tu nie chodzi nawet o poziom gry, tylko ogólną sprawność psychofizyczną.
Magda jak się wydaje nie nadawała się w tym dniu do gry w ogóle. Być może trener kalkulował w ten sposób, że posiada psychologiczną przewagę nad przeciwniczką, z którą w styczniu 2023 r. gładko wygrała, oddając tylko trzy gemy.
Taki sposób myślenia zawiódł, gdyż najważniejsze znaczenie ma kondycja tu i teraz, a ta była niestety niedostateczna. Może trzeba było puścić w bój Chwalińską i zobaczyć jak młodość będąca naszą przyszłością poradzi sobie?
Inna sprawa, że dzień nie należał do szczęśliwych dla naszych pań, bo Iga potężnie męczyła się z Paolini, a później w duecie uciekło im prowadzenie 5: 1 i mecz przegrały, choć niewykluczone, że mogły go wygrać w trzecim secie.
Zmienność sportu jest nieprzewidywalna i na tym polega jego urok. Cała nadzieja w przerwie i starcie w nowym sezonie tenisowym w lepszej kondycji zawodniczej, bo nasze tenisistki na to oczywiście stać.
Zwłaszcza Iga musi wykorzystać trenera i powrócić do stylu, który niegdyś skutecznie prezentowała, a polegającego na przemienności gry. Drzemie w niej olbrzymi potencjał tenisowy i cała sztuka polega na umiejętnym rozbudzeniu i wykorzystaniu.
Od pewnego czasu Iga jakby „kupiła” od Sabalenki bardzo silne uderzenia, które w walce z większością zawodniczek przynosiły efekt, podobnie jak Sabalence. W pojedynkach z tą ostatnią Iga usiłowała delikatnie zmieniać styl, jak w Madrycie i w Rzymie.
Były to jednak nie do końca wyćwiczone zagrania, ale Sabalence sprawiały olbrzymi kłopot, bo ta zawodniczka dużo potrafi, ale przemienność gry chyba w ogóle nie leży w jej charakterze tenisowym.
Jeżeli Iga marzy o powrocie na fotel liderki, to musi niezbędnie wyćwiczyć ten system gry, gdyż on stanowi skuteczną broń w pojedynkach z liderką. Ma nad czym myśleć trener z Belgi, posiadający olbrzymie doświadczenie z zawodniczkami z czołówki światowej.
Iga Świątek jest dzisiaj najwybitniejszą polską sportsmenką, stąd powinniśmy, jako kibice ją wspierać zwłaszcza psychicznie w komentarzach, bo to i jej i nam jest niezbędnie potrzebne, ponieważ taka perełka często się nie zdarza.
Równolegle graliśmy w piłkę nożną ze Szkotami i w tym meczu wystarczał nam do szczęścia remis. Trzeba powiedzieć, że drużyna prezentowała się całkiem nieźle. Nawałnica w drugiej połowie meczu była z naszej strony doskonała i zakończyła się wyrównującą bramką.
Choć pierwsza połowa przebiegała pod dyktando Szkotów, którzy zdobyli prowadzenie, to jednak nasi się otrząsnęli, wyrównali i byli blisko wymarzonego sukcesu. Trzeba powiedzieć, że drużyna bez Roberta Lewandowskiego wyglądała całkiem dobrze.
Niestety, pod koniec drugiej części meczu trochę spuściliśmy z tonu ataku i pozwoliliśmy rozwinąć skrzydła Szkotom, broniąc zdobycznego remisu. Ale to wszystko nie musiało przynieść porażki, gdyż Szkoci próbowali, ale do 90 minuty meczu byli bezradni.
Niestety nasz bramkarz okazał się osobą popełniającą kardynalne błędy w pozbywaniu się piłki, kiedy to z uporem wykopywał ją na środek boiska, a ta lądowała pod nogami przeciwników, którzy natychmiast rozpoczynali składne ataki.
Kiedy doszło do 90 minuty gry sądziłem, że bramkarz opamięta się i zacznie podawać piłkę obrońcom, a ci wspólnie z linią pomocy postarają się utrzymać ją przy nodze i w ten sposób przetrwamy ostatnie 240 sekund.
Niestety bramkarz bez zastanowienia i w ferworze napięcia meczowego chciał być może jak najdalej od siebie oddalić niebezpieczeństwo ataku i popełnił znamienny w skutkach rzut, podając piłkę do nogi przeciwników.
Szkoci nakręceni w systematycznym podawaniu im piłki nie zasypywali gruszek w popiele, lecz frontalnie atakowali. Takie powtarzające się nawałnice musiały przynieść nieszczęście i niestety przyniosły.
Straciliśmy bramkę niemal w ostatnich sekundach meczu i półtora godzinny wysiłek całej drużyny występującej bez Roberta Lewandowskiego i prezentującej się całkiem nieźle poszedł na marne.
Zdobyliśmy jednak kolejne doświadczenie pokazujące, że mamy korzystny skład drużyny, a to jest pocieszające patrząc w przyszłość. Czeka nas jednak nauka eliminacji kardynalnych błędów w końcówce meczu, ale z tym trener powinien sobie poradzić.
Karabeusz