FELIETON NA NOWY ROK…

Weszliśmy w nowy 2020 rok, a więc kończymy drugą dekadę XXI wieku, czas zrobić rachunek sumienia i zastanowić się nad prostymi pytaniami: dokąd ludzkość zmierza, co dotychczas osiągnęliśmy, jak chcemy nadal żyć, co dla nas stanowi wartość, etc.?

Nie zastępując naszych współczesnych myślicieli, filozofów, słowem naukowców, którzy w tym miejscu niewątpliwie pochwaliliby się ogromem teoretycznej, wyuczonej wiedzy, chciałbym problem sprowadzić do prostego człowieka, który zamiast górnolotnych frazesów, oczekuje uczciwych prostych odpowiedzi.

Edukację rozpocząłem na początku drugiej połowy XX wieku i wówczas, nauczyciele, niekiedy nazywani prawdziwymi pedagogami z racji przedwojennego wykształcenia, wpajali nam takie wartości, jak prawdomówność, uczciwość, pracowitość, skromność, rzetelność, odpowiedzialność, itd.

Choć tkwiliśmy w ustroju politycznym pozostającym na bakier z religią, to jednak nikt nie kwestionował słuszności dekalogu, jako zasad, którymi każdy człowiek powinien się kierować. Patrząc z perspektywy na te wpajane wówczas zasady, zastanawiam się, co z tego pozostało do dzisiaj?

Przecież świat, jako taki nie dokonał żadnych nadzwyczajnych odkryć nowych zasad i poglądów, aby można było powiedzieć, że owe kardynalne reguły utraciły swoje znaczenie, a jednak rzeczywistość na to wskazuje i to w skali niestety dość powszechnej.

Niewątpliwie nastąpił ogromny postęp w dostępie do wiedzy, której możliwości dzisiejszego przyswajania są całkowicie nieporównywalne z ówczesnymi. Wiedza jest skarbnicą człowieka, gdyż na jej podstawie jest w stanie podejmować korzystne dla siebie i społeczeństwa, w którym żyje decyzje.

Mam jednak wrażenie, że ów ogromny rozwój w tym zakresie spowodował zjawisko negatywne w postaci braku analizy rzeczywistości, braku rozumowego logicznego jej pojmowania i braku wyciągania następnie korzystnych wniosków na przyszłość.

Dzisiaj współczesny człowiek jest tak bombardowany różnorodną wiedzą, że nie ma czasu na jej analizę i wyciąganie konstruktywnych rozwiązań służących jemu i społecznej poprawnej egzystencji. Wystarczy spojrzeć, co przeciętny człowiek robi w sferze publicznej.

Otóż najczęściej siedzi w komórce, pochłaniając jakieś informacje, która to czynność tak zajmuje jego uwagę, że już nie ma czasu na racjonalne ich przeanalizowanie i wyciągnięcie stosownych, zgodnych z dostępną wiedzą wniosków praktycznych.

Z tej przyczyny człowiek jest bardzo podatny na różnego rodzaju manipulacje pozostające często w sprzeczności z kardynalnymi wyuczonymi zasadami. Ta skłonność doprowadza do tego, że pod wpływem impulsu podejmuje niekiedy całkowicie nieracjonalne rozwiązania, godzące w jego rzeczywisty interes.

Tak, jak pochłanianej wiedzy nie jest w stanie przeanalizować, tak również nie zastanawia się rzeczowo nad faktycznym swoim interesem, gdyż ów natłok informacji powoduje u niego niebywały chaos wymagający następnie eksplozji w postaci np. głoszenia impulsywnych nieprzemyślanych haseł…

Nie chcę przez to powiedzieć, że przeciętny człowiek pomimo potencjalnych możliwości rozwojowych pozostaje kompletnym głupcem, ale niestety pewne rzeczywiste symptomy, jak się wydaje na to powoli wskazują.

Zacznijmy od sprawdzania zdobytych wiadomości i wiedzy, które współcześnie polega głównie na metodzie testowej. Słyszałem kiedyś takie trafne określenie, że test sprawdzający wiedzę jest w stanie pozytywnie zaliczyć średnio inteligentny szympans, toteż człowiek nie może mieć z tym żadnych problemów, chyba, że jest już skrajnym idiotą.

Tak zwany dotychczasowy egzamin ustny sprawdzający wiadomości człowieka jest z psychologicznego punktu widzenia rozwiązaniem wymuszającym emocjonalno-intelektualne czynności mózgu, podczas, gdy test ma charakter odruchu zbliżonego do bezwarunkowego skojarzenia w szarych komórkach.

W konsekwencji egzamin testowy nie wymaga żadnej analizy posiadanej wiedzy i nie powoduje ugruntowania myślowego tej wiedzy, lecz jest odruchem zbliżonym do tzw. odruchu Pawłowa…

W konsekwencji, po serii egzaminów testowych nasz mózg nie jest angażowany i skłaniany w żadnej mierze do logicznego rozumowania.

Praktyczne negatywne tego efekty widzimy, na co dzień, co zwłaszcza widocznie ujawnia się w polskiej rzeczywistości. Weźmy aktualne problemy związane z naszym wymiarem sprawiedliwości i charakterem egzystencji osoby wykonującej zawód sędziego.

Pozostawiam całkowicie na boku zarówno treść naszej Konstytucji, gdyż nie każdy obywatel musi ją znać i rozumieć, a także całe spektrum szeroko rozumianych nauk prawnych, gdyż jest to dziedzina znana profesjonalistom.

Cechę osoby, jako arbitra w określonym sporze, w którym występują dwie strony, a zadaniem sędziego pozostaje rozstrzygnięcie, która z nich ma rację, sprowadzam wyłącznie do potocznego rozumienia pojęcia rozjemcy.

Każdy człowiek niebędący skrajnym głupcem, w sposób oczywisty pojmuje, że arbiter rozstrzygający spór musi być osobą bezstronną, a zatem musi zawsze tak się zachowywać, aby swoim postępowaniem nie dawać cienia wątpliwości, co do tego, że sprzyja jednej ze stron konfliktu.

Dzisiaj powszechnie pokazywani w mediach sędziowie, podejmujący się różnych działań i czynności politycznych w sposób bezdyskusyjny naruszają zasadę bezstronności sędziego, co jest jasne dla przeciętnego obywatela, który w minimalny sposób wysili swój intelekt, a mimo tego trwają dość liczne dyskusje medialne na ten temat.

Zachodzi w związku z tym pytanie o relację pomiędzy skutkiem łatwego dostępu szerokiej wiedzy do naszego umysłu, a praktycznym jej wykorzystaniem dla własnych celów i nawet ewentualnych przyszłych korzyści, wszak każdy z nas chciałby być na wypadek ewentualnego sporu sądzony przez bezstronnego arbitra.

Pokazywany w mediach brak bezstronności licznej grupy sędziów wymaga rzecz jasna naprawy wymiaru sprawiedliwości, co jest oczywistą potrzebą, tymczasem mamy do czynienia z analizą dopuszczalności tej reformy, a nawet z zamiarem pozyskania opinii obcych (Komisji Weneckiej), tak, jakby Polak utracił już ostatki logicznego rozumowania.

Weźmy inny bardziej przyziemny przykład pokazujący rozchwianie naszej moralności z rzeczywistością o charakterze materialnym. Dobrą i rzetelną pracą ludzie się bogacą brzmiało przysłowie wpajane uczniom w czasach mojej młodości.

Dzisiaj czytam w Internecie o możliwości pozyskiwania dóbr bez kiwnięcia palcem i wychodzenia z domu, co jest propagowane przez światłych intelektualistów… Myślałem, że chodzi o jakiś wynalazek elektroniczno-mechaniczny, który na zasadzie robota potrafi wykonać pracę za człowieka i tym sposobem przysporzyć nam nowego dobra bez ludzkiego nakładu sił.

Tymczasem idzie tutaj o zwykłą spekulację, zmechanizowanym programem elektronicznym, która prowadzi do faktycznej kradzieży efektów pracy innych ludzi. Świat chyba już zwariował, skoro taką propagandą zmierza do własnej destrukcji.

I to jest problem, nad którym warto się zastanowić u progu nowego roku, gdyż brak przeciwdziałania opisanym trendom może nas w niedalekiej przyszłości bardzo drogo kosztować, a to zaniechanie przypomni znane przysłowie volenti non fit iniuria (chcącemu krzywda się nie dzieje)!

Tadeusz Michał Nycz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *