Zaskoczyła mnie bardzo śmierć Głównego Inspektora Pracy Romana Giedrojcia w wieku 67 lat, kiedy powinien przejść na zasłużoną emeryturę. Takie przedwczesne odejście stanowi tragedię, zwłaszcza dla rodziny, dlatego wszystkim bliskim Szefa składam na wstępie wyrazy serdecznego współczucia.
Romana Giedrojcia poznałem z niezwykłej przedsiębiorczości w latach, kiedy pełnił funkcję zastępcy Głównego Inspektora Pracy, dlatego ucieszył mnie awans w lutym 2016 r. na funkcję Szefa PIP. Podjął się trudnej roli naprawy funkcjonowania instytucji, o której od wielu lat słyszeliśmy publicznie krytyczne słowa, co do braku skuteczności oddziaływania.
Jako pracownik o długoletnim 36 letnim stażu w PIP, zdawałem sobie doskonale sprawę ze skali trudności zadania, jakiego się podjął.
Rozpoczął od pewnych oszczędności, z planem wykorzystania na podniesienie płac całej załogi, której wynagrodzenia były zamrożone przez wiele lat. W krótkim czasie udało się ten cel zrealizować i następnie podjął dalsze zadania naprawcze.
W sferze organizacyjno-kadrowej przecenił swoje możliwości, wprowadzając stan ograniczeń na stanowiskach kierowniczych, w tym zastępców GIP. Z każdego zjawiska trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość, dlatego apeluję do obecnego Głównego Inspektora Pracy o personalne obsadzanie wszystkich funkcji kierowniczych w PIP.
Nie da się poprawnie i bez uszczerbku na zdrowiu kierować przy pomocy jednego zastępcy, czy to Głównym Inspektoratem Pracy, czy okręgowym inspektoratem pracy. Trzeba zapewnić ciągłość funkcjonowania na wszystkich stanowiskach kierowniczych, gdyż taka oszczędność do niczego dobrego nie prowadzi.
Kontynuując słuszne przedsięwzięcia naprawcze Romana Giedrojcia, należy dzisiaj postawić sobie pytanie, dlaczego społeczny odbiór funkcjonowania PIP jest negatywny? Główna przyczyna tej bolączki, która dotyczy nie tylko inspekcji pracy, ale całego państwa, polega na wadliwym systemie prawnym, pozbawionym od 20 lat legalnej wykładni ustaw.
Ten błąd systemu prawnego powinien być lepiej znany prawnikom, ale jestem przekonany, że każdy inspektor pracy, bez względu na wykształcenie, intuicyjnie go rozumie. Błędy należy nazywać i obrazować, stąd pozwolę sobie na konkretny przykład.
Często do inspektora pracy przychodzi pracownik stwierdzając, że jest zatrudniony na pełnym etacie, a w poszczególnych dniach wykonuje zadania po 8, 9, 10, 11 lub 12 godzin na dobę, przy czym pracodawca płaci mu za 8 godzin pracy.
Prosi więc inspektora pracy o skuteczną interwencję. W ilu przypadkach, statystycznie rzecz ujmując, działanie inspektora pracy okaże się skuteczne? Może w 10% wszystkich przypadków i to jest maksimum. Dlaczego tak się dzieje?
Otóż inspektor pracy rozpoczyna załatwienie skargi od kontroli ewidencji czasu pracy, której struktura okazuje się jego zdaniem niekompletna i dlatego pozwala na oszukiwanie wykonującego pracę nadliczbową.
Na taki zarzut niepełnej ewidencji, pracodawca powołuje się na komentarz Kodeksu pracy pod redakcją osoby ze stopniem, czy tytułem naukowym, która uważa żądanie kontrolującego za prawnie nieobowiązujące.
Co prawda, inspektor pracy może powołać inny komentarz tego kodeksu, którego autor potwierdza słuszność żądań inspekcyjnych, ale w tej kwestii nie ma wiążącej powszechnie wykładni ustawy, którą musi się stosować.
Cóż z tego, że naruszenie każdego przepisu o czasie pracy jest wykroczeniem zagrożonym grzywną do 30 000 zł, kiedy nie można pracodawcy ukarać, za wadliwą ewidencję czasu pracy, gdyż wszelkie wątpliwości prawne poczytywane są na korzyść obwinionego?
W rezultacie, inspektor pracy w tak oczywistej sprawie nie może pracownikowi skutecznie pomóc, co powoduje negatywną opinię o funkcjonowaniu całej inspekcji pracy. Poszkodowany pracownik dalej pyta, jakie ma szanse wygrać tę sporną sprawę przed Sądem Pracy i tutaj odpowiedź inspektora pracy jest enigmatyczna.
W braku legalnej, wiążącej wykładni nie da się przewidzieć wyroku Sądu Pracy, stąd cały proces można śmiało objąć ryzykiem gry w totolotka! Oszukiwany pracownik musi być niezadowolony, co sprzyja ugruntowywaniu się negatywnej opinii o działalności Państwowej Inspekcji Pracy, choć nie ma tutaj żadnego zawinienia po stronie inspektora pracy.
Błąd ma charakter systemowy. Dzisiaj, gdy rozpoczyna się dyskusja o kształcie przyszłej Konstytucji inspekcja pracy, jako instytucja sprawująca – w myśl art. 24 obecnej Konstytucji – nadzór nad szeroko rozumianymi warunkami pracy kilkunastu milionów obywateli RP, powinna położyć nacisk na konieczność zapisania legalnej wykładni w ustawie zasadniczej.
Bez przywrócenia tej wiążącej wykładni, która funkcjonowała w Polsce do 1997 r., cały aparat publiczny, w tym PIP, nie może wykonywać skutecznie swoich działań, gdyż jej brak sprzyja tendencjom manipulowania prawem.
Jednostkowe działania uświadamiające potrzebę przywrócenia legalnej wykładni ustaw, nie mają szans powodzenia, o czym osobiście się przekonałem, mówiąc o tym w kilku wywiadach prasowych (zob. „Klincz”, Pracodawca czerwiec 2008, „Udawane prawo pracy”, Tygodnik Solidarność 7.07.2009 .).
Przedstawiłem także ten problem na konferencji naukowej w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego w 2015 roku, wcześniej omawiając zagadnienie w artykule pt. „Granice wykładni prawa pracy”, na łamach „Studiów z zakresu prawa pracy i polityki społecznej” pod redakcją prof. dra hab. Andrzeja M. Świątkowskiego, rocznik 2007.
Byłem również inicjatorem wniosku o przywrócenie legalnej wykładni ustaw kierowanego, po linii związkowej, przez Zarząd Regionu Małopolska NSZZ „Solidarność” do Komisji Krajowej tego związku.
Problem komplikuje się o tyle, że na studiach prawniczych instytucja legalnej wykładni ustaw od 20 lat nie jest przedmiotem omawiania. Stąd obawiam się, że prawnicy młodszego pokolenia kończący studia w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci, mogą być pozbawieni akademickiej wiedzy na ten temat.
W mediach publicznych, czy w polskiej literaturze prawniczej XXI wieku próżno szukać opracowań, czy dyskusji naukowych na ten temat. Odnotować można tylko pojedyncze stanowisko w kwestii potrzeby przywrócenia tej wykładni (por. Andrzej Zoll, w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem, „Państwo prawa jeszcze w budowie”, Warszawa 2013 r., str. 123).
Obecny Główny Inspektor Pracy powinien być kontynuatorem działań naprawczych Romana Giedrojcia. W tych ramach najistotniejsze znaczenie odgrywa przywrócenie legalnej, wiążącej wykładni ustaw, dlatego pozwoliłem sobie pod znamiennym tytułem nakreślić szkic problemu.
Tadeusz Michał Nycz