Ostatnio jedna z posłanek zwróciła uwagę na potrzebę pozbycia się strachu przed koronawirusem. Mówiła to w kontekście rozpoczynającej się edukacji młodzieży z dniem 1 września 2020 r. Została w mediach zakrzyczana i ośmieszona.
Od razu skojarzyła mi się wypowiedź pewnej pani doktor z Wrocławia, która bodaj pod koniec marca br. omawiała w mediach etiologię tej choroby. Stawiając tezę z psychologicznego punktu widzenia, podkreśliła, że ludzki strach stanowi zaproszenie dla każdej choroby. Coś w tym chyba jest?
Dodałem sobie do tego znany film pt. „Sekret” i dochodzę do wniosku, że strach powszechnie panujący nie pozwala nam sterować własnym mózgiem, umiejącym poradzić sobie z każdą chorobą.
Wiara czyni cuda – znamy to powiedzenie, a mimo tego wątpimy, czyli pozostajemy owładnięci strachem. To odczucie jest być może źródłem wszelkiego zła, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Co z tym fantem zrobić? Na pierwszy rzut oka sprawa jest prosta – pozbyć się strachu. Niestety, zapanowanie nad własnymi myślami i uczuciami nie jest takie proste, co klarownie tłumaczą autorzy filmu „Sekret”.
Jesteśmy u progu nowego roku szkolnego, to popatrzmy na tę kwestię od strony edukacyjnej. Od małego dziecka wychowujemy dzieci w syndromie strachu i dlatego to uczucie towarzyszy im przez całe życie.
Jasiu, nie wkładaj palca między drzwi, bo go uszkodzisz, Jasiu nie biegaj, bo się przewrócisz i skaleczysz, Jasiu nie bierz palca do buzi, bo zachorujesz i będzie cię bolał brzuszek. Takie oto miliony przestróg przekazujemy naszym pociechom, chcąc je uchronić przed nieszczęściem, podczas, gdy w rzeczywistości utrwalamy w nich strach, który towarzyszy im, aż do późnej starości i śmierci, przed którą też ich ostrzegamy.
Co w zamian, czy nie należy zwracać uwagi na te kwestie, pozostawiając zdarzenia własnemu losowi? Oczywiście, że nie! Powinniśmy jednak realizować edukację w sposób przyczynowo-skutkowy, a nie w postaci szerzenia totalnego strachu, bo czego się Jaś nauczy, to Jan umie przez całe życie!
Niby to samo, a nie tak samo. Jasiu, jeśli włożysz palec między drzwi, to może dojść do urazu. W zależności od stopnia zgniecenia na pewno poczujesz ból – o popatrz i delikatnie wkładamy palec Jasia między drzwi, lekko dociskając do framugi, aby Jasiu doświadczalnie odczuł lekki ból.
Jasiu, biegając trzeba uważać na podłoże, bo w razie wywrócenia się na twardej nawierzchni możesz poczuć ból, otrzeć naskórek, albo poważniej się skaleczyć, po czym, na bezpiecznej nawierzchni doprowadzamy do upadku Jasia tak, aby odczuł lekki ból.
Oduczając Jasia od brania palca do buzi, warto pokazać mu stosowny film na odpowiednim dla niego poziomie zrozumienia, obrazujący wnikanie do organizmu bakterii i zarazków oraz dalsze konsekwencje tego faktu.
Jasiu uczony metodą przyczynowo-skutkową niewątpliwie lepiej zrozumie każde z opisywanych zdarzeń i jego skutki, gdyż aksjomatem jest, że doświadczenie stanowi najlepszego nauczyciela…
Taką metodą wychowawczo-edukacyjną nie wytworzymy u Jasia syndromu strachu i być może Jan pozbawiony go, będzie umiał wszechstronniej sterować superkomputerem, w postaci swojego mózgu?
Problem jest tylko jeden, jak na ten model edukacji zapatrywać się będą korporacje medyczno-farmaceutyczne, skoro człowiek będzie potrafił sam się wyleczyć i tym samym ich znaczenie zostanie znacznie ograniczone? Ale to już temat na odrębny felieton.
Karabeusz