Nieraz zastanawiałem się, jak to się stało, że z państwa, w którym w zasadzie prawnicy starali się przestrzegać przepisów prawa, chociaż te były narzucone przez wytyczony obcy reżim, staliśmy się nagle tak niepraworządni, że norma prawna nie znaczy nic, a dokładniej jest warta mniej niż zero?
Doszedłem do wniosku, że nic się nie dzieje bez powodu, tyle, że ta przyczyna rozłożona sprytnie na lata, może się okazać w pewnym momencie bardzo mało uchwytna w zakresie jej dostrzeżenia.
Mieliśmy do czynienie z pędem narodu polskiego do ustroju demokracji, co w warunkach poprzedniego reżimowego zniewolenia było zjawiskiem naturalnym. Model pędu i przyspieszenia w zmierzaniu do demokracji, pozbawił nas naturalnej rozwagi w budowie nowych rozwiązań.
Społeczeństwo zdało się na aktualnie rządzących, którzy na arenie politycznej tak powszechnie dokazywali, że w końcu doszło do znieczulicy, wyrażającej odstąpieniem znacznej liczba elektoratu wyborczego od wykorzystywania swojej karty wyborczej.
W tych warunkach powstała możliwość powszechnych oszustw w sferze społeczno-polityczno-gospodarczej, ponieważ taka anty wyborcza postawa części obywateli zlikwidowała skuteczną kontrolę wybieranej władzy.
Zjawisko, które przeżywaliśmy nie było jakimś wyjątkiem, gdyż kształtowanie się ustroju demokratycznego w państwach Europy Zachodniej pozostawało połączone z identycznymi sytuacjami, tyle, że one rozłożone zostały na znacznie dłuższy okres.
W konsekwencji braku takiej gorączki, zachodnie demokracje, choć także popadały w podobne problemy związane z budową nowego ustroju, to jednak skutki błędów, nie były tak liczne jak u nas.
Po blisko dwudziestu latach finalizowano prace nad budową nowej Konstytucji, w której odzwierciedlone zostały wszystkie błędy funkcjonujące na drodze budowy ustawy zasadniczej.
Nie odczuwając skutecznej kontroli społecznej, nietrudno było ówcześnie rządzącym partiom politycznym przekonać społeczeństwo o walorach nowej, niezbędnie potrzebnej ustawy zasadniczej.
W rezultacie doszło do zaakceptowania Konstytucji, w której zaistniał zalążek kompletnego bezprawia, pozwalającego na oszustwa aferalne, niekończące się odpowiedzialnością prawną ich sprawców.
Suweren nie był oczywiście świadomy tego, że do Konstytucji pozwolił wprowadzić konia trojańskiego, ponieważ trudno wymagać od zwykłych obywateli, aby znali się dokładnie na prawie i rozumieli rzeczywiście przebiegające takie zdarzenia.
Rozbudowana, sprytnie funkcjonująca propaganda, sprzyjała robieniu wyborcom z mózgu wody, toteż namawianie na wyrażanie zgody w kwestii coraz to nowych rozwiązań instytucjonalnych, nie było trudne, choć te szybko okazywały się dla nas niekorzystne.
Równolegle, mimo przekazywanej poprawnie wiedzy tak na studiach prawniczych, jak i ekonomicznych, ich praktyczna realizacja zaczęła pomału, konsekwentnie odbiegać od zasadniczych wzorców właściwego, sprawdzonego funkcjonowania.
Konstytucyjny koń trojański przynosił negatywne konsekwencje powoli, toteż na pierwszy rzut oka trudno było te negatywy dostrzec, dlatego społeczeństwo obudziło się dopiero w pierwszych latach XXI wieku.
Mocno głoszone medialnie walory państw zachodnich, w tym korzyści, jakich doznamy poprzez dołączenie do europejskiej awangardy demokracji spowodowały, że cały wysiłek był położony na kierunku akcesji do Unii Europejskiej.
Metoda przyspieszenia odgrywała istotną rolę. Z jednej strony społeczeństwo dążyło do jak najszybszej integracji, a z drugiej dochodziło do powszechnej zmiany ustawodawstwa, w kierunku ścisłego dostosowania do modelu unijnego.
Odłamy polityczne dostrzegające już zagrożenia wynikające z bezmyślnych reguł implementacji prawa unijnego były wyhamowywane powszechnym pędem społecznym do wolności, demokracji i przede wszystkim swobodnego przemieszczenia się po Europie.
Podobnie jak w przypadku akceptacji Konstytucji, także akcesja do Unii nie była poprzedzona szczegółową rozwagą i dogłębną analizą rzeczywistych zjawisk przebiegających na tym europejskim szczeblu.
W zasadzie nikt nie analizował systemu prawa unijnego i jego sposobu stosowania, lecz koncentrowano uwagę na elemencie dostosowawczym, aby jak najszybciej spełnić warunki pozwalające na wstąpienie Polski do Unii.
Już w tym czasie w kontaktach z profesorami prawa naszej najstarszej jagiellońskiej uczelni wskazywałem na błędy systemowe zarówno w prawie unijnym jak i w prawie polskim, ale pomijane one były milczeniem, tak jakby ich w ogóle nie było.
Niektórzy nawet wyrażali zdziwienie, po co w systemie prawnym ma funkcjonować legalna wiążąca wykładnia ustaw? Argument był następujący, skoro jej nie ma w prawie unijnym, to, po co nam ona w Polsce?
Zdarzały się także pokrętne wyjaśnienia, iż taka wykładnia byłaby sprzeczna z budowanym systemem prawnym stworzonym w Unii Europejskiej, do którego my zdążamy, wobec czego nie możemy dokonywać odstępstw.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy popadam w zadumę, jak to się stało, że niektórzy wybitni prawnicy uniwersyteccy nie dostrzegli w omawianych systemach prawnych pułapki, choć ich mistrzowie klarownie te zagadnienia przedstawiali na wykładach i co najmniej osoby z cenzusem profesorskim powinny to dobrze zapamiętać?
Wszystkie te okoliczności sprzyjały bezmyślnej akcesji, ale władza wprowadzająca nas do Unii nie była pewna poparcia społecznego, bo musiała referendum rozłożyć na dwa dni, aby zachęcić do urn wyborczych blisko 59% uprawnionych do głosowania.
Można, więc powiedzieć, że naród, jako całość, choć przegłosował większościowo akcesję, to jednak w znacznej wielkości, bo 41% już wówczas podchodził sceptycznie do warunków panujących w Unii Europejskiej.
Skutki opisanej gorączki oraz późniejsze 8 letnie rządy medialnie, jednolicie kreowane na pozytywne, choć w rzeczywistości oparte na oszukiwaniu społeczeństwa spowodowały, że dopiero od końca 2015 r. zaczynamy realnie patrzeć na warunki funkcjonowania w ramach traktatu europejskiego.
Choć mieszczę się w gronie tych sceptycznie nastawionych do UE, gdyż głosowałem przeciw akcesji, to jednak w pełni zgadzam się z twierdzeniem obecnej władzy, że miejsce Polski jest we wspólnocie europejskiej, funkcjonującej na zasadzie rzeczywistej równości praw jej członków.
Zachodzące aktualnie wydarzenia na linii Polska – Unia Europejska klarownie pokazują, że system prawa unijnego, (podobnie jak system prawa polskiego), pozbawiony legalnej, wiążącej wykładni, stanowi podstawowy powód nierównego traktowania państw, członków wspólnoty.
Gdyby w Unii Europejskiej funkcjonowała legalna, wiążąca wykładnia prawa, wówczas niemożliwa byłaby sytuacja, w której np. wyrok Trybunału Konstytucyjnego Niemiec jest honorowany, a wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest kwestionowany.
Niemożliwa byłaby także różnorodna ocena pojęcia demokracji i wykorzystywanie polityczne tej oceny do odmiennego traktowania poszczególnych państw unijnych, w zależności od interesu gospodarczo najbogatszych.
Twórcy wspólnoty europejskiej, nauczeni tragicznymi zdarzeniami I i II europejskich wojen światowych, dążyli do wyeliminowania krwawych sporów, poprzez wyrównanie pozycji bytowej ludności poszczególnych państw, co miało być najlepszym gwarantem eliminacji zaborczych konfliktów zbrojnych.
Dzisiaj słyszę od przedstawiciela opozycji, że Polska powinna się podporządkować Niemcom, ponieważ taka sytuacja stwarza stan gwarantujący brak kolejnej europejskiej wojny, co oznacza, że ci ludzie zupełnie niczego nie zrozumieli z myśli ojców założycieli wspólnoty.
Powstaje w związku z tym pytanie, czy narody Europy doświadczone dwoma tragicznymi wojnami pójdą po rozum do głowy i doprowadzą do metamorfozy Unii Europejskiej, w wyniku stworzenia mechanizmu legalnej, wiążącej wykładni prawa zapewniającego jednakowe traktowanie wszystkich jej członków, czy też wykażą się głupotą prowadzącą do kolejnych poważnych konfliktów, rozbijających traktat europejski?
Tadeusz Michał Nycz