Zbliżający się dzień 1 listopada sprzyja zadumie, rozmyślaniom, wspomnieniom, a niekiedy porównaniom czasów współczesnych z ubiegłymi. Skłonni jesteśmy w rozważaniach dochodzić do wniosku, że zmiana następuje na gorsze.
Konkluzja wynika z analizy aktualnych zdarzeń i porównania ich skali występowania w okresach przeszłych. Wychodzi nam w efekcie, że jest gorzej, a nie lepiej. Przy takiej ocenie koncentrujemy się na okolicznościach negatywnych, bo one najbardziej nas bulwersują, a pomijamy korzystne rozwiązania, uznając je za coś naturalnego.
W efekcie wyolbrzymiania złych zdarzeń dochodzi do błędnego przekonania o regresie, podczas gdy globalnie znajdujemy się w fazie postępu i rozwoju. Skoncentrowani na negatywach nie dostrzegamy otaczającego nas piękną, eliminując tym samym przeżycia korzystne, których moglibyśmy doznać przy dotknięciu pozytywów.
Czy to oznacza, że sami siebie oszukujemy i pogrążamy? Myślę, że nie. Nasza tęsknota za dobrem i naprawą zła potwierdza tezę, że człowiek jest skonstruowany korzystnie, gdyż jego głównym dążeniem pozostaje dobro.
Chcielibyśmy zdarzenia negatywne zamieniać na pozytywne właśnie dlatego, że tkwi w nas głęboko zakorzeniony pierwiastek, do którego natura skłania i którego nie może przykryć, ani wyeliminować nawet powszechnie pokazywane zło.
Prawdziwość twierdzenia jest oczywista, choć być może nie zdajemy sobie z tego sprawy bombardowani na bieżąco negatywnymi w skutkach informacjami. Ale właśnie potrzeba dokonywania porównań i tęsknota za lepszymi rozwiązaniami obrazuje obiektywnie istotę człowieczeństwa.
To prawda, że jesteśmy ciągle nastrajani przy pomocy medialnych tragicznych zdarzeń, niekiedy nawet specjalnie wyolbrzymianych i prowadzących do paniki, ale te przejawy życia społecznego nie są w stanie zmienić istoty charakteru gatunku ludzkiego.
Udowodnienie tej okoliczności jest proste. Wystarczy zapytać przeciętnego człowieka, czy pragnie wojny, czy pokoju, czy jest za sprawiedliwością, czy łajdactwem i wreszcie, czy jest za przestrzeganiem dekalogu, czy przeciw, względnie jego wybiórczym stosowaniem?
Na każde z tych pytań uzyskamy jednokierunkową odpowiedź każdego człowieka, nawet tego, który czyni swoimi postępkami zło, gdyż tenże nie będzie chciał się wyróżniać zdeformowanymi cechami, wiedząc, iż w społeczeństwie jest w zdecydowanej mniejszości.
Dlaczego zatem popadamy niekiedy w tragizm i w efekcie finalnym każde kolejne pokolenie przy takiej analizie wzdycha do czasów przeszłych, nie dostrzegając wartości własnej epoki?
Pierwszy powód już wymieniłem w postaci głęboko zakorzenionego poczucia dobra. Drugi, łączący się z pierwszym polega na tym, że analiza porównawcza ma charakter wybiórczy i obejmuje tylko złe zdarzenia, pomijając te, które w sposób naturalny uważamy za korzystne.
Taka inklinacja ma swoje dobre i złe strony. Wadliwość sprowadza się do braku dokonywania kompleksowej oceny poszczególnych epok, co tym samym eliminuje poczucie szczęścia z egzystencji we wspaniałym okresie, czego nie było dane zaznać naszym wstępnym.
Jako rocznik urodzenia w latach 50-tych XX wieku, kiedy spoglądam wstecz to dostrzegam niebywały postęp techniczno-technologiczny, którego chyba nie zaznało żadne poprzednie pokolenie?
W czasach mojego dzieciństwa miałem jedyne techniczne urządzenie w postaci radia „Pionier”, podczas, gdy obecny stan przekracza nawet najśmielsze prognozy początków II połowy XX wieku, a uzewnętrznia się znaczną liczbą funkcjonujących w przeciętnej rodzinie urządzeń technicznych pomagających naszej egzystencji.
To wszystko powinno oddziaływać optymistycznie, ponieważ potwierdza regułę, że na świecie dominuje dobro oraz jesteśmy na stałym szlaku rozwoju, chociaż w ferworze codziennych trosk tego dokładnie nie postrzegamy.
Zaduma okresu Wszystkich Świętych oraz Zaduszek powinna nas prowadzić na tory prawidłowego remanentu dziejowego, tym bardziej, że ci, którzy odeszli, a których sentymentalnie wspominamy także dołożyli cegiełki do budowy współczesnej epoki.
Tadeusz Michał Nycz