(Wiersz napisany z inspiracji opowiadania
Maurycego Fabisza pt. „Bardzo stary testament”)
Pewnego razu Bóg, jeszcze krzepki i młody,
Postanowił zbudować namiastkę urody.
Taki twór technologii, a jednak zabawkę.
Myślał o tym głęboko, popijając kawkę.
Pomysł zrodził się szybko, w siedem dni zaledwie,
Ponieważ wykorzystał tylko cechy – te dwie –
Które dojrzał w lustrzanym odbiciu jeziora.
Kiedy kończył, nastała północna już pora.
Wyczerpany tworzeniem, świat zostawił sobie,
Połączywszy uprzednio w genom, cechy obie…
Kilka chwil upłynęło, zaś u nas epoki,
W końcu wrócił, a w świecie był chaos głęboki.
Samorodny, świadomy, kręcił się niezmiennie,
Chociaż kilka pokoleń już zniszczył płomiennie…
Bóg się zdziwił szalenie, że tak w mgnieniu oka,
Powstał system, myśl twórcza i jakże głęboka.
Sądził, że ta zabawka, bez niego, zaginie.
Włączył, więc magnetowid i usiadłszy w kinie,
Począł badać kolejne epoki przemiany.
Dostrzegł, jak się tworzyły zróżnicowań stany.
Automatyzm powstały w takim małym świecie –
Objął troską ojcowską, ów owoc, to dziecię.
Kataklizmy pominął, do reszty zdumiony,
Jak to twór jego dzieła genialnie skrojony?
Rozwój cywilizacji zasmucił ciut Pana,
W tym, zwłaszcza ateizmu powstająca rana…
Postanowił z tym skończyć – w końcu skały kruszy –
Niechaj do tego świata emisariusz ruszy.
Wysłał takich dziesiątki, jednak nadaremnie.
Niektórzy zaczynali cokolwiek przyjemnie,
Ale kres, mocodawcę pogrążał w rozpaczy…
Niech ten świat – tak niewierny – sam o siebie baczy!
Lecz stosunek miał nadal do niego mieszany,
Chociaż wszechświat porzucił, poirytowany.
W końcu, przecież to dzieło wytworzone, własne –
Trudno było pozbawiać – niech ma prawa jasne.
Świat tymczasem samotrzeć, jakby obok Boga,
Żył, rozwijał się, padał, ale Stwórcy noga
Nie stanęła na kuli, nie wiadomo, czemu?
Choć istnienie na pewno zawdzięczamy Jemu.
Bóg się zaciął, odsunął i rozważał stale,
Czy ten świat – Jego, twórcy potrzebuje wcale?
Funkcjonuje poprawnie, w kółko się naprawia,
A, że rzezie masowe na ludziach odprawia,
To już problem, ryzyko kalkulacji Ziemi,
Skoro ludzie na głos mój są głusi i niemi.
Wszechmocny jest w zadumie, od dłuższego czasu –
W końcu, jak tu tarcicę sprowadzać do lasu?
Jeśli chce żyć bezbożnie, bez mojego wsparcia,
To maszynce, z tych przyczyn, nie zabraknie żarcia…
Technologie rozwiną, rolnictwo upadnie.
Wreszcie, któryś uczony na tę myśl już wpadnie,
Aby świat napędzany był pigułką zwykłą.
A na samozagładę mają szansę nikłą.
Prawda to, dywagował wciąż nad swoim tworem
Ale, jeśli do Nieba się zbliżą otworem…?
Toż gotowi mi jeszcze zrobić zamieszanie.
W ustrojowej komunie – powołać zebranie…
Hasła mogą mych braci zbulwersować wielce –
Rozumował tak dalej – przy pustej butelce.
Ideałów zabawnych w Niebie nie potrzeba.
A w tym świecie naiwnym, żyjącym dla chleba,
Mądrość – widzę to z góry – tak na dobrą sprawę
Wciąż trzymają pod kluczem – choćby na konklawe…
Muszę w końcu przesądzić, czy osobą własną
Mam oświecić tych Ziemian, ich komórkę ciasną?
Czy też może zostawić na pastwę tworzenia?
I własnego, jak sądzę, samouwielbienia?
Rozstrzygnięcie zostaje na długo otwarte.
Wśród uczonych panują teorie zażarte.
Dość powiedzieć, niektórzy problemu nie widzą,
Bo, z efektów nauki krajowej wciąż szydzą.
Uważają przezornie, że sprawa idei
Pozostaje detalem, gdyż dla dobra Dei,
Lepiej w ogóle pominąć nauki wyzwania,
Której poziom kształtują uczelni starania.
Tadeusz Miłowit Lubrza