Iga Świątek rozegrała drugi zwycięski mecz, co może cieszyć. Większość komentatorów określiła poziom gry, jako słaby, mając nadzieję, że w trzecim spotkaniu będzie lepiej. Niektórzy słabości przerzucali na karb nawierzchni. Oceny te wydają się nieobiektywne.
Rzeczywiście, Iga miała słaby mecz. Jej przeciwniczka dzielnie usiłowała dotrzymać Idze kroku, ale w żadnej mierze nie rozegrała spotkania życia, jak to ktoś określił. Oceniając dwa występy naszej mistrzyni, trzeba spojrzeć na nie bez sentymentów.
Iga w sferze przygotowawczej do zmiany nawierzchni miała dwa rozwiązania. Mogła rozegrać jakiś turniej niższej rangi, albo dać odpocząć organizmowi po dotychczasowych znacznych trudach. Wybrała to drugie rozwiązanie.
W następstwie, jej pierwsze dwa spotkania stanowią de facto trening przed następnymi poważniejszymi meczami. Natrafiła, co było oczywiste, na słabsze zawodniczki, stąd sama różnica klas wystarczyła jej do zwycięstw.
W tym stanie rzeczy ani słabsza gra mistrzyni, ani przegrany set, nie mogą specjalnie dziwić. Zastanowić się trzeba natomiast nad tymi elementami gry, które mogły lepiej wypaść, ale tak nie zafunkcjonowały.
Iga nie jest charakterem zbliżona do Sereny Williams, ale raczej do Martiny Hingis. Z tego powodu, w trudnych chwilach wraca do swoich naturalnych zachowań i to powoduje negatywne konsekwencje.
W pierwszym meczu pomimo przegrywania 1: 3 w II secie, nie widać było oznak jej własnego charakteru, lecz wyuczony model koncentracji, który od razu przyniósł korzystne efekty.
W drugim meczu była zaskoczona liczbą popełnionych prostych niewymuszonych błędów. Wróciła do typowych charakterologicznie zachowań. Poczęła bezradnie rozkładać ręce, spoglądać na ławkę trenera, powodując jeszcze większe rozkojarzenie i dalszą słabą grę.
Na szczęście, w trzecim secie powróciła do wyuczonego modelu koncentracji i pomimo nadal tu i ówdzie zdarzających się niewymuszonych błędów, generalnie poprawiła jakość gry, co przyniosło zwycięstwo.
Trzeba pamiętać, że nasza mistrzyni nie jest automatem i w końcu jakiś mecz musi przegrać. Już osiągnęła pasmo niebywałych sukcesów, które w liczbie wygranych po kolei pojedynków stawia ją na pierwszym miejscu w XXI wieku i zrównuje z Martiną Hingis, a to nie musi być koniec.
Myślę, że trener i psycholożka przypomną jej o konieczności maksymalnej koncentracji, gdyż to będzie konieczne w III rundzie, gdy przyjdzie jej grać ze znacznie lepszą zawodniczką, od dwóch dotychczasowych.
Nie ma natomiast żadnego problemu z nawierzchnią, gdyż Iga jest zwyciężczynią tego turnieju, jako juniorka, stąd poszukiwanie przyczyn słabszej gry w nawierzchni, zwłaszcza wobec dużej liczby niewymuszonych błędów, które w większości z terenem nie miały nic wspólnego, świadczy tylko o słabości komentatora.
Mnie natomiast niepokoi jedna sprawa powtarzająca się w przypadku, gdy Iga gra pod Słońce. To jest problem dla lekarza, który powinien ustalić, w czym rzecz, gdyż rażący promień słoneczny może utrudnić grę każdemu tenisiście, ale Iga przez swoje odruchy spoglądania na Słońce zdaje się ma jakiś poważniejszy problem, który wymaga rozwiązania?
A może nic się nie dzieje i mamy tylko do czynienia ze swoistego rodzaju tikiem stosowanym jak wiemy powszechnie przez Rafaela Nadala, ale sprawdzić sprawę trzeba, aby się nie okazało, że pierwsza rakieta świata ma problem ze wzrokiem?
Cieszmy się jej grą i wynikami, tym bardziej, że stanowi wspaniały wzór dla koleżanek. W jej ślady poszła Magdalena Fręch doskonale prezentująca się w rozegranych już meczach, w których pokonała teoretycznie lepsze zawodniczki, stąd być może rośnie nam kolejna wybitna tenisistka.
Musimy jednak zawsze zachowywać nie tylko umiar ocenny, ale zdawać sobie sprawę, że nasza, jak każda gwiazda sportowa nie jest robotem i sprawności automatu w żadnym sporcie, z wyjątkiem szachów, osiągnąć się nie da.
Karabeusz