Kiedy Olga Tokarczuk dostała nagrodę Nobla, pogratulowałem jej serdecznie osiągnięcia, sądząc, że mamy wybitną intelektualistkę w dziedzinie literatury. Po ostatniej jej wypowiedzi stwierdzającej, że nie pisze pod strzechy, bo idioci nie zrozumieją jej twórczości, diametralnie zmieniłem zdania o noblistce.
Okazuje się, że nagroda Nobla ją przerosła. Ona po prostu nie umiała udźwignąć tego zaszczytu. Od każdego laureata tej nagrody, a zwłaszcza w dziedzinie literatury wymaga się zachowań zgodnych z poziomem kultury, w szeregi której ten zaszczyt go wywindował.
Nieakceptowalne są zachowania polegające na obrażaniu części swojego narodu. To postępki dyskwalifikujące i wystawiające poza nawias noblowski. Właśnie wysoka kultura prezentowana przez noblistów wymaga umiejętności doboru słów do wypowiadanych kwestii.
Jeżeli ktoś tego nie potrafi, to niestety trudno go zaliczać do literackiej elity. Przyczyny takiego postępku mogą być zasadniczo dwie. Pierwsza sprowadza się do totalnej pogardy względem znaczącej części polskiego społeczeństwa, z którego sama się wywodzi.
Może to uzasadniać tezę, że nagrodzono ją przez przypadek, pomyłkę, czy zbieg okoliczności, gdyż w istocie taka osoba sama siebie sytuuje w nizinach, a nie w elitach intelektualnych.
Drugi powód polega na tym, że w jej wypowiedzi pobrzmiewa antypisowski podtekst polityczny. Ale tym gorzej dla niej, skoro językowo wpisuje się w rynsztokowe zachowania polityczne, nie potrafiąc umiejętnie wyrazić tego, co pomyśli głowa…
Nawet zakładając, że jej książki są trudne do zrozumienia przez ludzi o niższej pozycji intelektualnej, to tej oczywistej prawdy nie wolno wyrażać w sposób obrażający znaczną część wyborców PiS-u, który od dwóch kadencji realizuje interes większości narodu.
Postępując w ten sposób noblistka obraża nie tyle wyborców partii rządzącej już 7 rok, ile pryncypia demokracji polegające na sprawowaniu władzy, realizującej wolę większości polskiego społeczeństwa.
Niestety podobne wypowiedzi nie należą do wyjątków w sferze nazwijmy to polskiej wielkiej kultury. Przykładowo, pewien wybitny aktor, którego nazwiska nie wymienię, bo go bardzo lubiłem, jako odtwórcę głównych ról w wielu filmach, zachowuje się podobnie, zionąc nienawiścią do PiS-u.
Właściwie nie wiadomo, dlaczego tak się postępuje? Zakończył karierę aktorską, Został biznesmenem, dorobił się sporych pieniędzy, a teraz z pozycji bogacza nie potrafi zrozumieć potrzeb ludzi znacznie mniej uposażonych?
Czy to zazdrość przez niego przemawia? Nie! Nie ma im przecież, czego zazdrościć. Może przewiduje w skali globalnej, że taki sposób dystrybucji dochodu narodowego z czasem ograniczy jego kokosowe zyski?
I tu docieramy do psychologicznego aspektu takich zachowań. Ci bogatsi z nas, stanowiący niecałe 10% polskiego społeczeństwa konsekwentnie walczą z PiS-em w obawie o swoje przyszłościowe apanaże.
Tak, jak syty nie zrozumie głodnego, tak samo jest w tym przypadku. Ktoś, kto osiąga dochody przekraczające pierwszą skalę podatkową, obrasta w piórka i broni uszczuplenia swoich zdobyczy, stąd sprzyja tym politykom, którzy pozwalali na okradanie narodu i wywóz pieniędzy za granicę, zamiast przeznaczania kasy dla mniej zamożnych.
Ideowe slogany walki o demokrację i praworządność są tylko pretekstami mającymi skłonić część społeczeństwa do popierania wzniosłych haseł bogaczy, walczących o swoje kosztem większości społeczeństwa, dającego się w części na te gierki nabierać.
Związek z bogaczami takiego stanu rzeczy jest tylko pozornie niewidoczny. Przy zawieraniu mnóstwa umów sprzedaży majątku narodowego właśnie, ci najbogatsi najwięcej na tym zyskiwali, ponieważ mogli się włączać do tych transakcji, otrzymując poważne zyski.
Obecnie nie jest to możliwe, ponieważ PiS wyeliminował dalszą sprzedaż majątku narodowego i przykręcił znacząco zawór, ograniczając wywóz pieniędzy za granicę, co oczywiście znacznie zmniejszyło zyski najbogatszych.
W następstwie tego źródło intratnych kontraktów wygasło, a PiS zebrane w ten sposób fundusze przeznacza dla niżej usytuowanych finansowo rodaków. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze i to duże pieniądze, rzędu miliardów złotych.
Bogaci, którzy utracili takie korzystne źródło pomnażania dochodów nie są z tego oczywiście zadowoleni i wszelkimi możliwymi sposobami usiłują utrącić polską władzę, która zadziałała przeciwko ich interesom.
Mają ku temu możliwości, gdyż stać ich na finasowanie mediów opozycyjnych a także mają swoje zaplecze na Zachodzie i stąd ustami przewodniczącej Komisji Europejskiej usiłują wpłynąć na zmianę rządu w postaci przywrócenia do władzy D. Tuska sprzyjającego uprzednio ich interesom.
Fakt, iż opisywani intelektualiści popierają poprzednią władzę jest zrozumiały, gdyż chcą przynależeć do tych 10% bogatszego polskiego społeczeństwa. Trudno natomiast pojąć, dlaczego 90% narodu, z korzyścią dla którego PiS realizuje politykę socjalną, nie popiera w takiej skali władzy, która działa w jego interesie?
Być może istotny wpływ na rzeczywistość mają tego typu medialni celebryci, którzy nie zrozumieli, jaką rolę powinni społecznie odgrywać, choć patriotyczne działania opanowali doskonale w realizowanych rolach filmowych.
Ich zachowania powinny zmierzać do propagowania rozwiązań zgodnych z interesem większości narodu, a tymczasem zatrzymali się na etapie patrzenia na koniec swojego własnego nosa.
Konkluzja pozostaje dosyć przykra, bo wychodzi na to, że owe intelektualne elity same sobie nadały ten charakter, prowadząc w skutkach do istnienia pozornych szczytów intelektualnych będących w istocie tylko nizinami kultury pogoni za pieniądzem…?
Karabeusz