Ostatnie dwa mecze polskiej kadry piłkarskiej pokazały, że nie mamy reprezentacji w piłce nożnej. Co prawda drugi mecz z Walią wygraliśmy 1: 0, co po porażce z Holandią 0: 2 nieco poprawiło nastrój, ale to nie zmienia faktu, że w obu meczach, jako zespół graliśmy fatalnie.
Po pierwszej porażce czytałem wypowiedź Jana Tomaszewskiego, który całą winę przypisał trenerowi stwierdzając, że aktualnie Polska ma najlepszych zawodników w historii, tylko oni nie wiedzą jak mają grać.
Bardzo cenię Jana Tomaszewskiego zwłaszcza za jego bramkarskie osiągnięcia, ale nie zgadzam się z tym poglądem. Fakt, że mamy wielu piłkarzy grających w zagranicznych klubach nie znaczy, że posiadamy potencjalną możliwość posiadania drużyny na bardzo dobrym poziomie europejskim.
Nasi piłkarze w obu meczach ustępowali wyraźnie przeciwnikom w indywidualnych pojedynkach. Umiejętność dokładnego podania na pole karne możemy między bajki włożyć, podobnie jak sztukę utrzymania piłki w środku pola.
Gdzież ten Deyna – łza się w oku kręci? Niestety, następcy nie widać, a pozycja ta jest kluczową w celu nawiązania przyzwoitej gry z dobrymi drużynami. Mamy Roberta Lewandowskiego, który absorbuje w meczu dwóch lub trzech graczy przeciwnika, ale pozostali chłopcy nie potrafią tej przewagi wykorzystać.
W przekroju obu meczów w sumie jest niezły bramkarz Szczęsny, Lewandowski i okazjonalny strzelec bramki, czyli Świderski. To wszystko, bo pozostali albo grali asekuracyjnie, chroniąc nogi i kondycję fizyczną, względnie nie rozumieli się wzajemnie, albo ja w ogóle nie znam się na piłce nożnej.
Teraz jeszcze wrócę do oceny indywidualnej. Robert Lewandowski potencjalnie światowej klasy strzelec, ale nie w drużynie polskiej. Dlaczego? Z prostego powodu. Znając jego możliwości przeciwnicy skutecznie go neutralizują dwoma a czasem trzema zawodnikami i nasz as nie jest w stanie nic na to poradzić, chociaż robił, co mógł.
Zjawisko takie nie zachodziło w Bayernie, ani nie zachodzi w Barcelonie, ponieważ te drużyny mają zawodników na podobnym poziomie i dlatego każdy przeciwnik nie może sobie pozwolić na neutralizację Lewandowskiego, bo nie on, to inny strzeli im bramkę.
Tymczasem, wbrew twierdzeniem J. Tomaszewskiego, ja nie widzę tych najlepszych polskich piłkarzy, którzy wspólnie z kapitanem mogliby stanowić dobrze zgrany zespół, ponieważ między R. Lewandowskim a każdym innym kadrowiczem widać przepaść profesjonalną.
To, że kilku naszych graczy występuje w renomowanych klubach europejskich znaczy tylko tyle, że w tych drużynach dali się poznać z dobrej strony, odpowiadając średniemu poziomowi tamtejszych graczy.
Stała gra w określonej drużynie sprawia, że zespół jest zgrany i gracze wzajemnie dobrze się rozumieją. Tymczasem okazjonalne treningi polskiej kadry przed meczami międzypaństwowymi nie są w stanie zastąpić doświadczenia ligowego.
Zarówno Górski, jak i Piechniczek byli w lepszej sytuacji, ponieważ mieli wszystkich piłkarzy w kraju i mogli częściej organizować treningi. Poza tym trzon ekipy oparty był zwykle na zawodnikach bazowej drużyny, którą ówcześnie stanowił Górnik Zabrze, zaprawiony w grach klubowych, międzynarodowych.
Podsumowując ten watek rozważań nie sądzę, aby jakikolwiek wspaniały trener zagraniczny, do czego chyba zmierza J. Tomaszewski, był w stanie sprawić cuda, bo one po prostu zdarzyć się nie mogą, chyba żeby wszyscy przeciwnicy w Katarze dostali grypy a nasi byli zdrowi…
Poziom polskiej ekstraklasy stoi tak nisko, że nie sprzyja wyławianiu talentów. W miejsce tego zwyczajem długoletnim stało się kupowanie obcokrajowców, na co wydajemy masę kasy, z fatalnym skutkiem, czego dowodem jest Wisła Kraków zdegradowana do 1 ligi, upstrzona obcojęzycznymi nazwiskami!
W efekcie, my szukamy dobrych zawodników w wieku 28-30 lat, podczas, gdy np. Walijczycy mają waleczną drużynę w przedziale 21-23 lata. Z tych Walijskich chłopców, którzy mieli pecha w meczu z Polską, za rok dwa powstanie wspaniały zespół, podczas, gdy my nadal będziemy bezskutecznie szukać następcy do kluczowej pozycji Kazimierza Deyny.
Karabeusz