Inteligencja rozumiana, jako zdolność analityczna i abstrakcyjna mierzona ilorazem odgrywa współcześnie coraz mniejszą rolę. Wyodrębniono już w 1990 r. pojęcie inteligencji emocjonalnej, ale zapomniano o inteligencji medialnej…
Zastrzegam, że nie chodzi o tworzących programy medialne, ale o ich odbiorców. Każde medium emituje prawdę i kłamstwa, natomiast od naszej inteligencji medialnej zależy, czy będziemy w stanie odróżnić ziarno od plew.
Jest to nie lada umiejętność, bo jak pokazują doświadczenia wyborcze wielu państw, nawet w systemie demokratycznym dopuszczano do władzy pod wpływem sprytnej propagandy medialnej degeneratów i morderców…
Nie jest pozbawione sensu porównanie człowieka poruszającego się w świecie mediów do żołnierza na polu minowym… Przysłowie mówi, że uczymy się przez całe życie, toteż nigdy nie jest za późno zacząć.
Inteligencja medialna nie musi być związana z wykształceniem, choć może. Zauważyłem w kontaktach z ludźmi prostymi, nisko wykształconymi, że ich zmysł inteligencji medialnej stoi na wyższym poziomie, niż niejednego posiadacza dyplomu wyższej uczelni.
Pamięciowy, czy testowy system egzaminacyjny w szkołach wyższych nie sprzyja ćwiczeniu inteligencji, lecz pozwala na cwaniackie przejście przez niejedne studia z efektem wykształcenia bliskim zeru.
Jeśli ktoś posiada dobrą pamięć i będzie wkuwał dany przedmiot, usuwał treści z pamięci i powtarzał cykl przez wymaganą ilość razy, to skończy studia z wynikiem bardzo dobrym oraz zerową merytoryczną kierunkowo wiedzą.
Niezwykłość zjawiska polega na tym, że można być także bardzo dobrze wykształconym absolwentem wyższej uczelni, racjonalnie wykorzystującym w pracy zawodowej zdobytą wiedzę i równocześnie pozbawionym tego medialnego rodzaju inteligencji.
Taki osobnik posiada potencjalne możliwości wykształcenia inteligencji medialnej, ale ona u niego nie występuje. Nie można wszystkiego złego przypisywać sprawności propagandy medialnej, która odgrywa większą rolę raczej u ludzi niżej wykształconych.
Tutaj mamy do czynienia z negatywnymi przymiotami. Pierwszy polega na tym, że inteligent jak raz coś powie, to jest mu bardzo trudno przyznać się do błędu, nawet przed samym sobą, a cóż dopiero w stosunkach z innymi.
Drugi powód, to niechęć do analizy ocenianych zjawisk, czy zdarzeń. On tak jest zadufany w inteligentnych umiejętnościach, że nie tylko brak czasu, ale przede wszystkim opór sprawdzenia słuszności swoich ocen powoduje brak wyeliminowania ewentualnego błędu.
Niestety, osób umiejących przyznać się do własnych błędów trzeba szukać ze świeczką. Wykształcony inteligent wie swoje i brnie w błędzie, choćby nawet miał mu przynieś negatywne, osobiste konsekwencje.
Rozmawiałem ostatnio z kolegą narzekającym na rządzących. Kiedy wskazałem pozytywy w postaci podwyżek płac korzystnych dla jego przyszłej emerytury, zlekceważył je, mówiąc, co to za podwyżki, które zjadła inflacja.
Analiza arytmetyczna polegająca na tym, że w braku podwyżek, jego niższe wynagrodzenie też zjadłaby występująca powszechnie na świecie inflacja, toteż czysty zysk stanowi różnica pomiędzy obecnym a poprzednim przed podwyżkami wynagrodzeniem do tak zadżumionej w swoich inteligenckich poglądach osoby zupełnie nie przemawia.
Na koniec rozmowy życzyłem koledze wszystkiego najlepszego, a w szczególności podejmowania decyzji wyborczych zgodnych z jego osobistym finansowym interesem, choć nie wiem do końca, czy zrozumiał, o co w istocie w tym interesie chodzi?
Kolejny przykład takiego inteligenta, to kolega, z którym rozmawiałem o ostatnio opublikowanym raporcie podkomisji sejmowej na temat katastrofy smoleńskiej.
Materiał ten dowodowo rozbił w pył przy pomocy ekspertów amerykańskich, angielskich i włoskich dotychczasowe twierdzenia o „pancernej brzozie”, która „zamordowała” naszą delegację państwową…
Kolega wprost wprawił mnie w osłupienie uporczywym twierdzeniem o sprawstwie sosny. Inteligencji i głębokiej wiedzy oraz umiejętności prawniczych nie mogę mu odmówić, ale to wszystko niestety nie wykształciło u niego inteligencji medialnej.
Te dwa przykłady nie są odosobnione i dlatego zapewne znaczna liczba Polaków będzie powtarzać brednie, których nieprawdziwość może sobie doświadczalnie sprawdzić nawet uczeń szkoły powszechnej, posiadający latający zdalnie kierowany samolot.
Wystarczy dokonać proporcjonalnych obliczeń masy „Tupolewa” w stosunku do masy najgrubszej brzozy i w tej proporcji zobaczyć jak samolot zabawka nawet nie osiągający prędkości w czasie katastrofy, czyli około 200 km/godz. zetnie brzozę, jak zapałkę.
Można też oglądnąć dostępne w internecie filmy, czy fotografie obrazujące przykłady katastrof lotniczych w wyniku, których samoloty ścinały całe połacie twardszych od sosny drzew, czyli świerków, czy jodeł – ot choćby przypadek katastrofy w Lasach Kabackich.
Aby dojść do racjonalnych wniosków, trzeba najpierw opanować umiejętność przyznania się do własnego błędu, a to zadanie jest tym trudniejsze, im ktoś posiada wyższe wykształcenie, czy stopień lub tytuł naukowy.
Karabeusz