K. Czy możemy powiedzieć, że omawiane problemy z prawem, to jest nasz polski kłopot i dlatego stale pozostajemy w sporze z urzędnikami brukselskimi?
TMN. Istnieje pewna tendencja, co najmniej europejska w zakresie zmierzania do degrengolady systemów prawa, które mają się podporządkować polityce.
K. Skąd taki wniosek?
TMN. Nie znam wszystkich modeli prawa obowiązującego w państwach europejskich, stąd nie będę się wypowiadał w szczegółach. Ogólna zła ocena wynika ze znanych medialnie zachowań wybitnych europejskich prawników, którzy z pobudek politycznych pozwalali sobie poważnie, a nie w żartach wypowiadać herezje prawnicze.
K. Co masz na myśli?
TMN. Parę lat temu tzw. Komisja Wenecka złożona podobno z najwybitniejszych europejskich prawników pozwoliła sobie stwierdzić, że Trybunał Konstytucyjny może orzekać w sprawie zgodności z Konstytucją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
K. To jest oczywisty nonsens, gdyż jak mówi przysłowie: „nikt nie może być sędzią we własnej sprawie”!
TMN. No właśnie – jeśli najszacowniejsi profesorowie nauk prawnych pozwalają sobie wyrażać banialuki zrozumiałe jako błędy przez osoby o wyksztalceniu nieprawniczym, posługujące się tylko zwykłym przysłowiem, to ten fakt obrazuje skalę upadku moralnego i prawnego tej profesji.
K. Czy to, aby nie jest jakaś działalność z góry zaplanowana, skoro objęła całą Europę?
TMN. Wykluczyć tego nie można, że spychając prawo do absurdu kolejni „geniusze” będą nam wmawiać, czy ja wiem, że można wejść do UE, ale już z niej wyjść nie można? Albo, że można legalnie zmienić traktat wspólnotowy bez zgody wszystkich członków UE – w końcu inwencja ludzka nie zna granic.
K. Najgorsze jest to, że publiczne gloryfikowanie takich zachowań przez niektórych poważnych przedstawicieli nauk prawnych w randze profesora daje asumpt do wiary w te brednie. Co z tym można zrobić?
TMN. Bardzo trudno zmienić ten kierunek postępowania, ponieważ rzetelni profesorowie nauk prawnych milczą i nie zgłaszają weta.
K. Dlaczego tak postępują zachowawczo, choć doskonale zdają sobie sprawę z medialnego propagowania absurdów?
TMN. Niektórzy może nie chcą się mieszać do dziedzin prawa konstytucyjnego, które nie jest ich specjalizacją. Inni poczytują te medialne nonsensy głoszone przez koleżeństwo za element nie ściśle prawniczy, ale polityczny, a od polityki chcą się trzymać z daleka, wywodząc z Akademickiego Kodeksu Wartości zasadę a polityczności nauczyciela akademickiego.
K. Mamy jednak profesorów prawa będących na usługach polityki i oni także mimo rzeczowych wypowiedzi w innych sprawach, o legalnej wykładni ustaw milczą. Czyżby jakaś zmowa milczenia?
TMN. W pewnym sensie tak. Prawnicy opozycji nie będą o tym mówić, gdyż naprawa systemu prawnego nie leży w ich interesie.
K. Jak to, przecież na okrągło mówią o braku praworządności i potrzebie naprawy, uzdrowienia prawa!
TMN. To prawda, że stale mówią. Tyle, że ich wypowiedzi kojarzą się ze starym kawałem z czasów PRL-u: „ jak partia mówi, że bierze, to bierze, jak partia mówi, że daje, to mówi”.
K. A co z prawnikami obozu rządzącego?
TMN. Prawdopodobnie zostali poproszeni o to, aby tematu legalnej wykładni ustaw, jako tabu, nie poruszać i stosują się do tej reguły.
cdn.