SZKOPUŁ…

Obudziłem się nagle w nocy, przynajmniej dla mnie ta pora odpowiada wskazanej nazwie. Wskazówka zegara niepokojąco zbliżała się do północy, co przyprawiało mnie  o przerażenie…

Właściwie, nie wiem dlaczego, gdyż o tej porze nie jestem w stanie zebrać składnych myśli? Aha, przypomniałem sobie. Przecież po przekroczeniu tej demarkacyjnej linii czasu, nastąpi nowy dzień.

Data, w której przyjdzie mi znów trwać  w idiotycznych momentach nonsensu, bombardowany zewsząd głupotami, które w normalnych warunkach mogłyby przyprawić człowieka o przerażenie.

Nic z tego. Powtarzalność zjawisk sprawia dokuczliwe zobojętnienie. Słowem, odganiam się tylko od tych codziennych nonsensów, jak od namolnej muchy. Zjawisko powtarza się jednak systematycznie, codziennie z regularnością doskonałego zegara.

Momentami powoduje złość, czasem przeraża swoją bezsensowną powtarzalnością, ale po pewnym czasie liczonym w latach już skłania tylko do politowania. Czemu mnie to spotyka? Przeżywam się, jak człowiek mocno poszkodowany.

Ta nieunikniona systematyczność już budzi we mnie takie pokłady złości, że radbym czasem szczekać i gryźć byle tylko wyplątać się z tej karkołomności. Wtedy zaczynam dywagować, zastanawiając się, czemu do tego doszło?

Odbieram to tak, jakbym się nagle obudził, czy ja wiem, może w starożytności, czyli w okresie do którego w ogóle nie pasuję? Z drugiej strony mam poważne wątpliwości, czy nasi pra, pra, przodkowie byliby w stanie nie tyle wymyślić, ile ścierpieć takie głupoty?

Chyba to niemożliwe, bo skoro w tych czasach żyli wspaniali filozofowie, typu Sokrates, to nie sądzę, aby sposób bytowania był w stanie, aż tak skrajnie odbiegać od jego umysłowości. Pewnie powstałby w historii chociaż cień podejrzenia, a tu nic nie ma…

Boleję nad tym, że przyszło mi egzystować w czasach nieprzystających zupełnie do okresu mojej młodzieńczej edukacji. Wszystko, czego uczono mnie w szkole powszechnej dzisiaj stoi na głowie i jak mam żyć w takim koszmarze?

Przecież nie mogę mieć pretensji do nauczycieli, którzy już w PRL-u, ale uczyli mnie wedle najlepszych wzorców edukacyjnych międzywojennej Polski. Oni wykonali swoją pracę rzetelnie. Ja chłonnie przyjąłem przekazywaną wiedzę.

Nagle, coś się takiego porobiło, że ten cały ogromny bagaż edukacyjny stal się całkowicie nieaktualny. Nawet nie jestem w stanie sprecyzować, w którym momencie doszło do przeformatowania?

Wygląda na to, że przez pewien czas żyłem w stanie uśpienia, nie reagując na zmiany otoczenia i kiedy trzeźwo się w końcu obudziłem, świat już stał na głowie w stosunku do znanych mi z młodości realiów.

Cały szmat życia beznadziejnie przebiegł w całkowitym stanie pozbawionym krytycyzmu na zmieniające się warunki życia. W momencie psychicznej pobudki, czasy okazały się nieznośne, ale to chyba moja wina, gdyż bez oporu, biernie żyłem własnym życiem.

Nie interesowałem się otaczającym światem, który po prostu uciekł mi z mojego kręgu kulturowego. Dzisiaj mogę tylko pluć sobie w brodę za beznadziejną obojętność wykazywaną latami.

No dobrze, ale gdybym nawet działał i reagował na te zmiany, to, co mógłbym uczynić? Chyba niewiele. Przecież zmieniającej się epoki nie byłbym w stanie zatrzymać, to oczywiście niemożliwe!

Mógłbym ewentualnie próbować zaadoptować się do tych zmian, co spowodowałoby łagodne wejście w nowe czasy. Ale jak można było przystosować się do czegoś, co wedle wpojonej edukacji stoi na głowie, zamiast na nogach?

Chyba nie potrafiłbym tego dokonać, bo byłoby to ponad moje siły psychiczne. Nieprzystosowani odpadają, bo sami są sobie winni. Czyli, nic nie mogłem zrobić. Siła złego na jednego…

Trzeba jednak żyć w tych nowych czasach, ale jak, kiedy nagle dotarły do mojej głębokiej świadomości wszystkie absurdy współczesnego świata? Może jakieś lekarstwo jest? Przychodzi mi teraz do głowy, co robili w takich warunkach notable minionej epoki.

Nawet opowiadano na ten temat anegdotę, jak to jadą pociągiem dygnitarze i nagle nawalił parowóz, którego żadną miarą naprawić się nie da. Tymczasem do przedziału rządowego wdzierają się wścibscy dziennikarze, chcący dowiedzieć się, co dalej?

Rządzący są w kropce, bo nie wiedzą co powiedzieć – taka kompromitacja wychwalanego socjalistycznego ustroju, w którym wszystko świetnie funkcjonuje, stąd długotrwała awaria nie ma prawa zaistnieć.

Co tu robić – kompletny klops. Nagle jeden z wyższych dygnitarzy uderza się mocno po łysej glacy i wykrzykuje – eureka! Mam, zasuwamy firanki w oknach przedziału wagonowego i udajemy, że jedziemy dalej!

Świetny sposób, tylko jak go zastosować dzisiaj? Szkopuł w tym, że brakuje firanek, którymi mógłbym skutecznie przysłonić całą stojącą systematycznie na głowie współczesność!

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *