Nieraz zastanawiałem się, jak w rzeczywistości funkcjonuje współczesna władza? W szczególności, czy to, co widzimy, jako formalny jej atrybut, odpowiada faktycznej woli realizacyjnej, czy też jest tylko atrapą, skonstruowaną na pokaz, ponieważ realne ścieżki panowania przebiegają w sposób niewidoczny dla przeciętnego śmiertelnika?
Zakładając, że świat stał się własnością kilku korporacji, to pozorowane znaczenie naszych wszystkich rządów w poszczególnych krajach układałoby się w logiczną całość. Zjawisko można usiłować zbadać na tle pozycji Prezydenta USA, jako szefa najpotężniejszego światowego mocarstwa.
Jeżeli zakładana teza sprawdzi się w jego przypadku, to będzie oznaczało jej prawdziwość we wszystkich państwach świata. Spójrzmy, jaką realną władzę posiada Prezydent największego mocarstwa?
Na przykładzie kadencji poprzedniego Prezydenta USA widać jasno, że jego rzeczywista władza była ograniczona, co potwierdza fakt bezkarnego wyłączenia głowy państwa z komunikacji medialnej ze społeczeństwem, a także świadczy o tym brak wyjaśnienia zarzutu sfałszowania wyborów prezydenckich.
Trzymającym kasę nie był na rękę ten reformator, który zmierzał do rzeczywistego wzmocnienia pozycji USA na arenie międzynarodowej, opierając się na znanych ludzkości wartościach.
W obecnym natomiast trendzie trzymający kasę usiłują te wartości postawić na głowie, wyśmiać, ogłupić społeczeństwo nowymi bezwartościowymi hasłami i tym sposobem dążyć do stworzenia jednolitego organizmu ogólnoświatowego.
Być może zagrożenie ze strony byłego Prezydenta nie było, aż tak wielkie, aby uciekać się do formuły zamachu śmiertelnego, tak jak to miało miejsce w przypadku prezydentów: Lincolna, McKinleya, czy Kennedy`ego.
Nasz bohater posiadał w polityce ogólnoświatowej dostateczną liczbę przeciwników, przy pomocy których można było medialnie stworzyć człowieka nietypowego, nienormalnego i tym sposobem zniszczyć obraz przywódczy, czego w przypadku pozostałych trzech prezydentów zrobić się nie dało.
Przyjmując słuszność postawionej tezy, możemy powiedzieć, że na analogicznej zasadzie funkcjonują wszystkie rządy poszczególnych krajów świata. Stanowią one widoczny dla społeczeństwa atrybut władzy, nieodzwierciedlający jednak faktycznego panowania nad rzeczywistością.
Wybory mają społeczeństwa utrzymywać w przekonaniu posiadania wpływu na rządzących i na kierunek rozwoju. To iluzja, gdyż wybrany rząd wchodzi w mechanizm światowych uwarunkowań sporządzonych przez trzymających kasę, co nie pozwala mu na realizację słusznych dla danego kraju rozwiązań naprawczych.
Mamy, więc rządy marionetkowe, a walka polityczna pomiędzy ugrupowaniami dążącymi do osiągnięcia formalnej władzy ma charakter teatru utrzymującego widza w przekonaniu o jego doniosłych konstytucyjnych wyborczych prawach obywatelskich.
Sama taka świadomość przeciętnemu obywatelowi wystarcza, toteż w ferworze codziennych obowiązków, nie zagłębia się w te meandry, pozwalając skutecznie odgrywać rolę teatrowi kukiełek władzy formalnej.
Z tego powodu w powtarzalny sposób występuje zjawisko nierealizowania obietnic wyborczych, gdyż bez względu na finał wyborów, dochodzący do władzy musi się podporządkować trzymającym kasę, bo inaczej zostanie bardziej lub mniej brutalnie wyeliminowany z gry.
W tych warunkach funkcjonowania każdego państwa, nie może być mowy o rzeczywistym, konstruktywnym dialogu między rządzącymi, a rządzonymi, ponieważ ci pierwsi muszą się trzymać ustalonych dla nich zasad, jeśli nie chcą odpaść w tej konkurencji.
Osiągnięcie formalnej władzy przynosi dla rządzących, a także dla najbliższego dla nich otoczenia określone profity materialne, co jest najlepszym powodem posłuszeństwa względem trzymających kasę.
Sprawujący władzę formalną nie mogą się przyznać do zależności, gdyż to wyeliminuje ich z gry, pozwalając na przejęcie władzy przez kolejną opcję polityczną, która pomimo głoszenia innych idei, będzie po dojściu do władzy tak samo uległa trzymającym kasę.
Tadeusz Michał Nycz