GDZIE JEST INTELIGENCJA…?

Motto: gdzie się podziała inteligencja, której szukać ze świecą?

Oglądałem z zaciekawieniem program w TVP-info pt. „Gdzie jest Pan Cogito”, w którym prowadząca zajęła się sztuczną inteligencją. Na nurtujące ją pytania odpowiadali profesorowie: inżynier od sztucznej inteligencji, ksiądz oraz prawnik.

W pewnym momencie zaproszeni goście zgodzili się z poglądem, że sztuczna inteligencja nie jest w stanie zagrozić ludzkiej, jeżeli programiści będą przestrzegać zasad etycznych w zakresie danych przekazywanych tym urządzeniom.

Ksiądz profesor, nawiązując do panującej demokracji, dodał, iż mniej się obawia zagrożeń w państwach zachodnich, aniżeli w niedemokratycznych. Pytanie, jakie się nasunęło po tym programie nie polega na przenośni, gdzie jest Pan Cogito, ale gdzie jest polska inteligencja?

Gdzie ona się podziała i czy jeszcze ma znaczenie we współczesnym świecie? Jak widzę ludzi formalnie wykształconych ze sporym już bagażem doświadczeń, którzy używają zwrotów nie znając ich definicyjnego znaczenia, to takie pytanie stawiam nie bez przyczyny.

Wyjaśnienia mogą być dwa. Pierwsze sprowadza się do konstatacji, że tak wykształcone osoby rzeczywiście nie znają definicyjnego określenia zwrotu, którym się posługują, lecz przyjmują je bezrefleksyjnie za mediami wciskającymi im totalne głupoty.

Atakowani bujdologią o istnienia demokracji, chyba wierzą, że żyjemy w takim ustroju, choć prawdziwe jest twierdzenie o braku definicyjnej demokracji, której od 1989 r, jeszcze w Polsce nie zbudowaliśmy!

Ludzie wysoce wykształceni z tytułem profesora zachowują się tak, jakby byli, nie obrażając nikogo, dyplomatołkami. To niewykluczone, gdyż komunistyczne doświadczenia dowodzą, że nawet osobom wybitnym ówczesna propaganda była w stanie zrobić z mózgu wodę…

Drugi wariant odpowiedzi polega na tym, że owi doskonali fachowcy z różnych dziedzin nauki znają poprawną definicję demokracji, lecz nas oszukują w klasycznym zgraniu z mediami… I tak źle i tak niedobrze.

Skłaniałbym się raczej do pierwszej wersji, czyli wyeliminowałbym oszukiwanie odbiorców na rzecz słabego wykształcenia tych osobników, co przekłada się na braki definicyjne i wpisuje w ogólny panujący trend edukacyjny.

Tę wersję zdają się potwierdzać zachowania zdecydowanej większości, nie tylko polskiego społeczeństwa, które nie zna encyklopedycznej definicji demokracji i nawet nie zamierza się z nią zapoznawać!

Z dwojga złego zawsze lepiej przyjąć prawdopodobieństwo korzystniejszej wersji zdarzeń, czyli zachować się zgodnie z zasadą prawa karnego mówiącą, że wszelkie wątpliwości poczytuje się na korzyść oskarżonego.

W tym przypadku oskarżonymi o brak znajomości definicji demokracji jesteśmy my, cały naród zachowujący się publicznie tak, jakby w sprawie znaczenia tego słowa nie potrafił przeczytać ze zrozumieniem w dowolnym leksykonie regułki definicyjnej.

Niestety nasz poziom inteligencji zszedł całkiem na psy… Niczego nie jesteśmy w stanie samodzielnie zrobić bez komórki w ręce. To, aż tak głębokie zjawisko, że podstawowe działania arytmetyczne nie wykonujemy w pamięci, ponieważ nie znamy tabliczki mnożenia.

Te sztubackie braki przekładają się następnie na poważne problemy ze zrozumieniem słowa mówionego, czy pisanego. Nauczyciele w szkolnictwie powszechnym w obecnym stuleciu nie wymagają od uczniów, aby nauczyli się tabliczki mnożenia na pamięć.

Słowem, jak wysiądzie prąd, tak wykształcony człowiek okaże się kupą bezużytecznego złomu, niczym robot, któremu odcięto zasilanie. Z powszechnym zjawiskiem tego nieszczęścia bynajmniej nie przesadzam.

Ot, choćby 4 czerwca br. mieliśmy w stolicy wielotysięczny pochód społeczeństwa wiecującego bezmyślnie za demokracją i przestrzeganiem Konstytucji, których zachowania zbliżały się bardzo do sztucznej inteligencji.

Tym ludziom zaszczepiono w mózgu bujdologię, w następstwie czego zachowują się tak, jak sztuczna zaprogramowana inteligencja, która czyni tylko to, co programista w strukturze danych wprowadził.

Niczego więcej nie może, bo nie potrafi przeskoczyć granicy braku danych niezbędnych dla rozwoju. Następstwa takich ludzkich zachowań świadczą o tym, że powinniśmy najpierw odbudować ludzką inteligencję, a potem zajmować się sztuczną.

Mówię absolutnie serio. Przeżyliśmy przecież pół dnia trwający spektakl absurdów i skrajnej niewiedzy oraz chamstwa, po którym w mediach obszerne grona dyskutantów zastanawiały się jeszcze nad skalą tego kabaretowego zachowania…

Oni się prześcigali we własnej głupocie, której jednostkowo było 100-150 tysięcy, może 300 tysięcy, wreszcie padło pół miliona, a na końcu, ostatecznie pewien znany adwokacki umysł prawniczy zalicytował nawet milion…

Doszło ponadto do badania poglądów opinii publicznej, które wykazały, że niepoważny spektakl popiera 30% respondentów! Zakładając okrągło tylko 20 milionów obywateli uprawnionych do głosowania, to by wychodziło 6 mln pozbawionych inteligencji mózgów.

W tych warunkach społecznych rządzący wręcz dokonują cudów, skoro większość wskaźników pochodzących ze źródeł niepolskich wykazuje, że nasz kraj, nieźle, poprawnie gospodarczo się rozwija.

A może sprawa przedstawia się odmiennie, to znaczy te 6 milionów ludzi, to osoby inteligentne, tylko totalnie odgrywają głupców? Gdzie jest polska inteligencja, to kluczowe pytanie mogące wyjaśnić, w jakim świecie żyjemy?

Jest inteligencja, czy jej nie ma, to jak być albo nie być w szekspirowskim zawołaniu…! Sprawa zaczyna być bardzo poważna, bo przecież TVP-info zwykła zapraszać ekspertów własnej opcji politycznej.

Wyglądałoby na to, że skala nieinteligentnych przypadków przekracza już niestety granice totalnej opozycji i rozprzestrzenia się, jak szarańcza prowadząca do klęski żywiołowej i głodu…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *