PROFESOROWIE FUTBOLU…

Po zwycięstwie 1: 0 nad Niemcami piłkarze poczuli się profesorami futbolu, chociaż nie było podstaw do takiej oceny. Rozegrali widowiskowo bardzo słaby mecz, w którym w 80% piłka była przy nodze przeciwników, a nasi stosowali tzw. obronę Częstochowy…

Trzeba szczerze przyznać, że obrona nieźle im wyszła, gdyż uniemożliwili Niemcom strzelenie bramki. Inna sprawa, że reprezentanci naszych zachodnich sąsiadów nie posiadają strzelca na miarę nie tylko Gerda, ale i Thomasa Millera.

Gdyby taki zawodnik istniał, to dołożyliby nam kilka bramek. Z tego powodu w pomeczowych dyskusjach nasza wygrana została znacznie przesadzona. Po prawdzie, polska drużyna ani w pomocy, ani w ataku w ogóle nie istniała.

Bramka dla nas padła w przypadkowej sytuacji. Właściwie jedyny planowany atak miał miejsce w wykonaniu Jakuba Błaszczykowskiego około 15 minuty gry. Kiedy ten, po minucie opuścił boisko, formacje tak pomocy jak i ataku przestały całkowicie funkcjonować.

Profesorowie futbolu opuszczali jednak stadion w pełnej glorii. W końcu drugie dopiero zwycięstwo nad Niemcami, to nie byle co. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Łatwo można odpowiedzieć na pytanie, czym się różni Iga Światek od naszej reprezentacji piłkarskiej?

Być może mało, kto zrozumie, że różnica jest zasadnicza w kwestii podejścia do sportu. Iga wykazuje powszechnie pokorę, szanując każdą przeciwniczkę i każdy mecz rozpoczyna z pełnym zaangażowaniem.

Tej cechy nie dostrzegam u naszych piłkarzy, którzy na stadion wkroczyli, jak profesorowie futbolu totalnie lekceważąc przeciwnika. W końcu wygraliśmy trudny mecz z Niemcami, to cóż to takiego Mołdawia?

W pierwszej połowie dwaj eksportowi strzelcy wykazali klasę i schodziliśmy do szatni na przerwę, jako spokojni zwycięzcy. Niestety, ten mecz przegraliśmy już w pierwszej połowie, nie wykorzystując różnicy klas między zespołami.

Po strzeleniu dwóch bramek zawodnicy poczuli się już na urlopie, sądząc, że zapas bramkowy dowiozą bez trudu do końca meczu. Pierwsza połowa przy dołożeniu należytej staranności powinna się skończyć wynikiem, co najmniej 4: 0.

Niestety, lekceważące podejście do przeciwnika potrafi się zemścić, gdyż fatalny poziom gry przeniósł się na drugą połowę. Do tego ten przedmeczowy urlopowy stosunek zaowocował w drugiej połowie kiksami, dającym Mołdawianom, jak na talerzu dwie bramki…

Przy wyniku 1: 2 dla nas, zachwycił mnie komentator sportowy stwierdzeniem, że Mołdawianie już opadli z sił. Cóż z tego, kiedy dwie kolejne bramki podarowaliśmy w prezencie, wskutek błędów, które nie powinny mieć miejsca.

Ocena meczu wypada fatalnie. Nawet strzelcy bramek swoimi pozostałymi zagraniami kwalifikowali się do poziomu III ligi. Nie chcę już dobijać bramkarza, gdyż rozegrał doskonały mecz z Niemcami, ale w Mołdawi przypominał cień samego siebie!

Przy różnicy klas widoczne były trzy nasze linie: obrony, pomocy i ataku, ale wszystkie funkcjonowały nieskładnie, bez planu, bez zaangażowania w grę, a w miarę strzelonych bramek przez przeciwników, wręcz całkowicie w totalnym chaosie.

Słowem, niczego dobrego o tym meczu nie można powiedzieć – kompletny blamaż! Mołdawianie natomiast zaprezentowali się bardzo korzystnie. Pozwolili profesorom futbolu wyszumieć się w pierwszej połowie.

W drugiej konsekwentnie wykorzystywali wszystkie nasze kardynalne błędy w sztuce piłkarskiej. Mogą oczywiście bardzo cieszyć się z tej wygranej, gdyż obiektywnie w pełni na nią zasłużyli.

Po meczu, nasi chłopcy chyba zrozumieli swoją degrengoladę, gdyż jak niepyszni opuszczali szybko murawę, omijając z daleka wszelkich dziennikarzy, z którymi nie było im po drodze rozmawiać.

Mam nadzieję, że dojrzeli brak pokory i przejaw pychy, które doprowadziły do klęski. Takie uczucia nigdy niczego dobrego nie przynoszą, dlatego trzeba się ich wystrzegać i uczyć pokory choćby od Igi Świątek.

Bez tej koniecznej cechy niczego nie zwojują i być może nie znajdą się w gronie zwycięzców kwalifikacji Mistrzostw Europy? Nie wiem, czy trener jest dobrym psychologiem i zrozumiał przyczynę porażki, czy też oceny skoncentruje na stronie techniczno-sportowej?

W każdym razie sami nasi zawodnicy muszą się uderzyć w piersi, zrozumieć przyczynę przegranej i zlikwidować uczucie pychy, gdyż bez pokory niczego pozytywnego w kolejnych meczach nie dokażą.

Analiza zachowań sportowych prowadzi do wniosku, że zaangażowanie w to, co się robi w każdym meczu powoduje, że ze słabszymi przeciwnikami trudno przegrać. W sporcie indywidualnym jest to możliwe tylko w wyniku kontuzji.

Nasi piłkarze pokazali natomiast, że sfera mentalna także w sporcie drużynowym może doprowadzić do porażki, ponieważ byle, jakość ma charakter zaraźliwy i udziela się całemu zespołowi.

Idze Świątek nawet w warunkach słabszej formy nie zdarzają się kompromitujące przegrane z zawodniczkami niższej klasy i dlatego jest mistrzem w swojej dyscyplinie, czego nie można powiedzieć nawet o naszych wybitnych międzynarodowych sławach piłkarskich…

Karabeusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *