K. Napisałeś ciekawy felieton pt. „Po co”, w którym przeanalizowałeś przyczyny podejmowania ryzykownych decyzji zagrażających zdrowiu i życiu. Dlaczego za przykład wziąłeś tytoń, a nie bardziej szkodliwe społecznie narkotyki, czy pijanych kierowców?
TMN. Moim zamiarem było skłonienie czytelnika do odpowiedzi samemu sobie na końcowe pytanie. Wcześniejsza analiza pokazująca trudność logiczną z potwierdzeniem słuszności ryzyka używania tytoniu miała spowodować refleksję. Pytanie skierowałem do studentów, czyli do grona osób inteligentnych, którym prawidła logiki rozumowania nie są obce.
K. Chodziło ci o stworzenie sytuacji, w której logiczne potwierdzenie podejmowania ryzyka było wykluczone. Myślę, że groźniejsze skutki mogły lepiej przekonać młodzież.
TMN. Z psychologicznego punktu widzenia, nie. Narkotyki są prawnie zabronione, więc to nie jest dobry przykład skłaniający do podjęcia właściwej decyzji w zakresie legalnego ryzyka związanego z ochroną zdrowia czy życia. Niesprawność za kierownicą nie wykazuje na szczęście statystycznie ogromnych negatywnych skutków.
K. Wystarczająco groźne są nawet te niewielkie liczby przypadków śmiertelnych, czy kalectw.
TMN. Dla średniego pokolenia może tak, ale nie dla młodzieży. Negatywne skutki siadania za kierownicą w niepełnej sprawności przynoszą tragiczne rezultaty jedynie nielicznie. Groźba mieści się, zatem nie w wielkiej statystyce, ale w nielicznym zdarzeniu śmiertelnym.
K. Czy groźniejszy stopień zagrożenia nie jest bardziej przekonujący?.
TMN. Dla młodych ludzi nie jest, ponieważ mają małe doświadczenie, a statystyka sprawia, że chojrakują w sferze ominięcia złych skutków. Znając liczne bezskutkowe przypadki kierowania pojazdami przez nietrzeźwych, ryzyko traktują jako akceptowalne.
K. A, co ze statystyką skutków używania tytoniu, która indywidualnie ujawnia się dopiero po kilku dekadach. Ona chyba nie jest groźna?
TMN. Tu się mylisz. Ostatnie informacje statystyczne podane w skali państw Unii Europejskiej pokazują, że rocznie ginie w wypadkach przy pracy około 3.300 osób, natomiast umiera z powodu choroby zawodowej związanej z nowotworem około 100.000.
K. W Polsce nowotwór wynikający z palenia tytoniu nie jest uznawany za chorobę zawodową, to jakie to ma powiązanie?
TMN. To prawda, ale palenie tytoniu jest elementem składowym wpływającym na choroby zawodowe związane z nowotworami i chorobami układu krwionośnego. W sumie te dwie przyczyny to blisko 75% ogólnej liczby umieralności na choroby zawodowe, czyli prawie 150.000 osób rocznie odchodzi z tych powodów. Jak wiadomo palenie tytoniu wpływa także negatywnie na nasz układ krwionośny.
K. Jak wygląda związek przyczynowo skutkowy pomiędzy paleniem tytoniu a chorobą zawodową?
TMN. Powstaje tzw. zjawisko synergii, czyli nakładania się szkodliwości w skali każdej doby. Jeśli statystyczny Kowalski przez 8 godzin pracy jest narażony na jakiś zawodowy czynnik rakotwórczy, a następnie przez kolejne 8 godzin na tytoń, to po pewnym czasie jego organizm przestaje skutecznie się bronić, co sprzyja powstaniu nowotworu.
K. W związku z obowiązującą ustawą antynikotynową na szczęście zarówno w pracy, jak i w miejscach publicznych mamy coraz mniej przypadków niechcianych zagrożeń tytoniowych. Nie wiemy jednak, co statystycznie rzecz biorąc dzieje się w naszych domach i mieszkaniach, a znane są przecież domostwa przypominające totalną palarnię.
TMN. Sytuacja się chyba poprawia. Widać dość często, że osoby palące tytoń wychodzą na balkon lub poza swoje mieszkanie. Podobnie niektórzy pracownicy niemogący powstrzymać się od palenia wychodzą poza swoje miejsce pracy np. sklep i poza nim palą.
K. Skoro się poprawiło, to skąd ta zła statystyka umieralności na choroby zawodowe?
TMN. Ona jest konsekwencją dotychczasowych złych warunków bytowania. Statystyka pochodzi od międzynarodowych organizacji zajmujących się tymi zagadnieniami. Przekazano ją na konferencji naukowej poświęconej tym sprawom zorganizowanej w Ośrodku Szkoleniowym Państwowej Inspekcji Pracy we Wrocławiu. Wielkości statystyczne oficjalnie potwierdza miesięcznik „Inspektor Pracy” z czerwca 2023 r.
K. Czemu, mimo poprawy, mamy fatalną statystykę umieralności na choroby zawodowe?
TMN. Skutki poprawy dotkną nasze dzieci i wnuki. Moje pokolenie jest stracone, gdyż większość życia zawodowego egzystowaliśmy w dymach tytoniowych, nawet jeśli ktoś nie palił, to był palaczem biernym. Do tego mieszkańcy np. Krakowa w latach 80-tych XX wieku byli narażeni na czynnik rakotwórczy pod nazwa benzoalfapiren, przekraczający w powietrzu miejskim 2.000 razy normę higieniczną! W omawianej śmiertelnej statystyce przodują kraje byłego bloku socjalistycznego, z Polską najliczniejszą ludnościowo na czele.
K. Teraz rozumiem, dlaczego tak usilnie namawiasz młodych do ominięcia lub porzucenia zgubnego nałogu palenia tytoniu, w tym elektronicznego…
TMN. Jako młody pracownik miałem wpływ na własne palenie tytoniu, ale jego eliminacja nadal powodowała, że byłem palaczem biernym, gdyż wszędzie zdecydowana większość społeczeństwa powszechnie paliła tytoń. Nie było szans na odseparowanie się od tej szkodliwości. Można było apelować o ochronę czystego powietrza, ale były to głosy wołającego na puszczy… Abstynent był traktowany, jako osoba nietypowa, nienormalna.
K. Jak to możliwe?
TMN. Skuteczna wszechstronna reklama wyrobów tytoniowych spowodowała, że nałóg większości wszedł w krew… np. umierający na wojnie żołnierz, nie chciał ostatniego namaszczenia, ale ostatniego papierosa! Kinematografia światowa tonęła w dymie papierosowym, sponsorowana oczywiście przez koncerny tytoniowe. Ludzie zostali wyćwiczeni jak małpy w cyrku do palenia tytoniu, a producenci tego świństwa, naszym kosztem stawali się bogaczami. Dzisiaj każdy może wyeliminować dym tytoniowy, potrzeba tylko przemyślanej logicznie decyzji i dlatego w tym kierunku działam.
cdn.